W waszym świecie jest już pewnie ósmy albo dziewiąty, a ja nadal tkwię na cmentarzu i obserwuję Polaków uprawiających grobbing. Płyty nagrobne wypucowane na zlecenie, wysokie kozaczki, „chłopcze, ale wyrosłeś” z oślinionych ust ciotek, drogi zakorkowane kilometr od najbliższego kościoła, późnopaździernikowe słońce, krakowski smog. W tym wszystkim biedny ja, duch entej kategorii, próbuję straszyć, choć ludziska już w żadne nielicencjonowane przez kurię lub Hollywood widma i potwory nie wierzą. Ot, podskakuję do jednego recenzenta książek, oczyskami przewracam i krzyczę „Buuuuu! Powieści dzielimy na dobre i złe, a nie na lewackie i propolskie, buuuuuu”. Ten zamiast o zlitowanie błagać, odpyskowuje: „Samuelu, co to za lewackie przebieranki?” i w mordę walić chce, ręka przechodzi, facecik w mur trafia i wyje. Znaczy – nie poznał! Krytycy są jacyś inni, wyznać to muszę ze smutkiem, kilka lat wstecz straszyłem filmowego, co sam dla siebie sterem, i zanim słowo wybąkać poradziłem, pyta: ” Jak Żydem zostać albo i żydem, bo to dla Polski jedyna nadzieja?”. Skąd mam to wiedzieć, akurat ja, ze szlacheckiego rodu?
****
Dzieciństwo miałem cudowne, tak polskie jakie to tylko Polak w XIX wieku mógł mieć. Zimą kuligi, łyżwy, łowienia karpi w przeręblu, na dziki polowania i wilki. Latem uganialiśmy się za motylami, nurkowaliśmy nieopodal młyna i musowo na dwa tygodnie wyjeżdżaliśmy do Karlsbadu. Wiosną i jesienią za chłopami się w pole chodziło i chamów pilnowało, by czynsz odrabiali z nawiązką.
****
Dziewictwo straciłem w wieku lat szesnastu, z dziewką służebną, przez Pana Ojca, przez braciszków zresztą też, ułożoną i odstąpioną mi w dzień urodzin. Ukrainka czy inna prawosławna, po polsku jedynie „Jeszu” wymówić potrafiła, ale przecież nie dla konwersacji ją na dworze trzymaliśmy. Zaciążyła bidula, nic dziwnego przy takim prowadzeniu, to ją Tatulo ożenił z jednym fornalem, w pakiecie z bryczką i krową. Ziemniakiewicz, tak go carski urzędnik ostatniej rangi przezwał, bo też nos jak kartofel, oczy jak malutkie bulwy, o bryczkę się długo targował, nie rozumieliśmy po czorta mu ona, zanim nie zobaczyliśmy go w miasteczku, jak przed cenzurą stanął w pełnym szyku, cylinder nawet jakiś od Cyganów wyhandlował i fularek. Patrzajcie go, pisać prostak za bardzo nie potrafił, słowa ledwie składał, a do kolaborowania z władzą pierwszy.
****
Rzecz jasna młodość ma to przede wszystkim wielka patriotyczna robota u podstaw. W dworku mówiliśmy tylko po francusku, no chyba, ze trzeba było po rosyjsku, protestowaliśmy przeciw zniesieniu pańszczyzny, za co Kozacy chcieli nam łby porachować, Tatulo za grosze kupował licytowane przez zaborców majątki, by w obce ręce nie wpadły. Po nocach z rodzeństwem skrycie czytaliśmy hrabiego Potockiego, największego pisarza polskiego nie tylko czasów ówczesnych. Przede wszystkim, choć my, dzieciarnia długo o tym nie wiedzieliśmy, przez 30 lat w chlewiku skrywaliśmy najprawdziwszego powstańca styczniowego. Co to była za chryja, kiedy ten, długowłosy, pół ślepy, w końcu nam uciekł i na gruntowej drodze przejechał go książę Opaliński (z tych Opalińskich, co to pod Cecorą Krzyżaków bili) w pierwszym w okolicy automobilu. Ojciec łapówki dawał, byleby by ochrana uwierzyła, że to dziad Kazimir z czeczeńskiej niewoli wrócił i takie nieszczęście go u rodzinnego progu spotkało.
****
Notabene ten Opaliński dwadzieścia lat później Polskę zdradził, ale nie w taki sposób jak ja, tylko naprawdę, i Wielkolitwinem został.
****
W czasach afery powstańczej żadnych kontaktów z familią nie utrzymywałem, byłem już socjalistą i choć rodziny się nie wybiera, wstydziłem się jej trochę. Na szczęście Tatulo nadal wysyłał pensyjkę na poste restante, dzięki czemu mogłem brać udział w pracy rewolucyjnej. I jedno wam zdradzę – Im panienka była z lepszego domu, tym bardziej radykalna i w łóżku gorętsza. A najlepiej robią najbrzydsze. Rewolucję, oczywiście.
****
Mój los zadecydował się 27 lutego roku 1906, kiedy jeden zaprzyjaźniony ziutek, wróciwszy z zagranicy, zaprosił mnie do siebie i zaczął bajerować. Nie, nie w celach, do dziś tego żałuję, erotycznych, a politycznych. Pod włos mnie brał, jak kotka z internetów. „Polska to sprawa zbyt wielka, by jej losy zostawiać przypadkowi!” – w tym stylu męczył mnie przez trzy godziny i co tu dłużej ukrywać, uległem. Przez to tkwię…. gdzie tkwię.
****
Pewnie już dawno temu zorientowaliście, że czas płynie inaczej dla was i dla mnie, dzięki czemu mogę snuć mą opowieść w halloweenową noc, jednocześnie pozostając w przeszłości i widząc przyszłe wydarzenia. To część mej pokuty. Najlepsza część, tych kilka dni w listopadzie, kiedy pozostaję zawieszony między datami. Jedenastego znowu zobaczę, w nagrodę, jak Piłsudski się za Zelnika przebiera. W życiu by nie przegapił Ziutek takiej draki, narodowcy oklaskujący jego wjazd do Warszawy, to novum nowoczesne..
****
Szkoda tylko, że nie ustaliliśmy jakiegoś sytemu znaków. Mógłby w kronice mrugnąć do mnie znacząco, ja uśmiechnąłbym się charakterystycznie z fotografii, mimo czekistowskiego munduru zapiętego na ostatni guzik. Poczułbym się, bo ja wiem, doceniony, mniej samotny w mej misji?
****
Niby nie mam na co narzekać, miewałem dni chwały i za życia, i po tym co rozumiecie jako śmierć, ale nie za te zasługi, za które powinienem! Beze mnie nie byłoby Polski, a pomniki stawiano mi, o chichocie Historii, za Jej zniszczenie. A potem roztrzaskano.
****
Czasem ośmielam się marzyć, że za pokoleń kilka, za lat może i sto, może dwieście, ktoś odkryje nasz z Ziutkiem spisek i obalone pomniki zostaną odszukane, odkopane, z ceremoniałem pełnym na cokoły przywrócone, lecz tym razem z tabliczką godną, w pełni me zasługi oddającą: „Polakowi, co zabił najwięcej Ruskich w dziejach”.
****
Jak już się urlop skończy wrócę do rutynowej pokuty w alei potępionych dla Polski. Znowu będę moderatorem na forach Wyborczej. Ciekawe, w który rok mnie tym razem rzucą? 2006? 20015?
****
Tylko jak można mnie pomylić z tym ślepym żydowskim nudziarzem Samaelem? Mnie, zasłużonego administratora internetowego feliksa.d.i.erzynskiego?