Niepodległość

Najpierw usłyszeliśmy warkot karabinu maszynowego i serię wybuchów, potem przeszywające ciało wrzaski bólu zwieńczone okrzykiem – Rzeknijcie ojcom jak umarliśmy!  – i w końcu zatętniła w uszach upragniona cisza. Ginter się przeżegnał, Halba strzyknął śliną i z niepodrabialnym kresowym zaśpiewem wygodoł głośno to, o czym wszyscy myśleliśmy – Zarozki przyjdo po nos.

Zostało nas pięciu, jesteśmy ostatnim punktem oporu na Chebziu.

****

Wszyscy mamy w głowie defiladę, tysiące ludzi świętujących między Skarbkiem i Zenitem, machających niebiesko-żółtymi fankami, intonujących nasz hymn narodowy: „To były pikne dni, jakśmy na Moskwa szli…”. Z masztu opuszczono flagę polską, wciągnięto naszą, staliśmy na tyle blisko trybuny, by widzieć łzy w oczach polskiego wojewody. Wcześniej wygłosił przemówienie o wielowiekowej wymianie doświadczeń, piastowskich korzeniach obu naszych państw, z uprzejmości kiwaliśmy głowami, wiedząc swoje swoje.

Wydaje się, że minęły wieki, a to zaledwie tydzień temu Wolne Państwo Śląskie/WulnySlunsk ogłosiło niepodległość.

****

A opa z tego szczęścia po prostu wziął i umarł. Wlozł do łózka i ani myśloł wychodzić. No młody nie był, pod dziewiąty krzyżyk mu szło, pół życia na grubie spędził jako działacz „Solidarności”, a to robota ciynżka i brudna, to może i pora była? To on nas wychował, zgraję spolonizowanych dzieciaków zamienił w świadomych swej historii hanyskich hajerów. Książki Twardocha i płyty Kata podrzucał, nielegalne filmy Kutza znajdował w internecie, ślunskiego uczył na wicach Krzysia Hankego. Do RAŚ zapisał się jeszcze w 2002 roku jako osiemnastolatek, działał w niej i wtedy, gdy partia zeszła do podziemia i za samą przynależność groziły deportacje do Sosnowca. Gorzelika znał osobiście, na niejednym weselisku przy osobnym stoliku halbę rozpijali.

Bo wódkę Poloki robią najlepszą na świecie, trzeba to przyznać.

****

Wczoraj odcięli nam wifi, a gołymbie dawno zjedzone. Nie wiemy, czy Bykowina nadal się trzyma, co z Halembą, co z Wolnym Miastem Kochłowicami, kolebką naszej federacji. Na odległym horyzoncie szaleją łuny pożarów. – Hej, chopy, oddejcie broń, Kochłowice poddały się Batoremu, Radoszowska to terozki Cieślika – Od godziny słyszymy ten komunikat ze szczekaczek, mimo to nie wierzymy w ani jedno słowo wrogów. Kiedy padniemy, te zapiski to jedyne, co po nas pozostanie. Nie oszukujemy się, mają zbyt wielką przewagę. Z Muzeum Śląska wyciągnęli jednego tygrysa i dwa radzieckie T-34, my dysponujemy tylko kilkoma karabinami i butelkami z benzyną wymierzonymi w nich.

Siły ONZ uciekły jeszcze w pierwszych godzinach po pogrzebie dziadka.

****

Siedzieliśmy na stypie, roladę z kluskami i modrą kapustą popijając rosołem, prawdziwym, z kury, a nie wegańskim substytutem, kiedy dotarły do nas plotki o secesji. Pierwsze odłączyły się Gliwice z Bytomiem, zgłaszając, motywowany aspektami kulturowymi, akces do Cesarstwa Galicyjskiego.  Jakie „aspekty kulturowe?”, tarzaliśmy się ze śmiechu, lwowiokom, chytrym od zawsze, chodziło o dostęp do Morza Adriatyckiego. Niech w diabły idą, jeśli wolą chorwackie plaże od uroków glinianek to Gluck Auf, zlekceważyliśmy ten pierwszy sygnał i wszystko zawaliło się jak domek z kart. Miasto stanęło przeciw miastu, dzielnica przeciw dzielnicy, blok kontra familok. Pojawiły się barykady i szlabany, pospiesznie odnawiano polskie bunkry, jeszcze z ’39. Nawet Ruda Śląska, miasto mogące poszczycić się niespotykaną na całym Hanysowie infrastrukturalną spoistością i solidarnością mieszkańców, poddała się demonom sepataryzmu.

Co było robić, ogłosiliśmy powstanie Federacji Kochłowickiej, z wysuniętą placówką na Chebziu.

****

I od 72 godzin heroicznie bronimy prawa do naszej ziemi. Cofamy się, sojusz hajducko-nikiszowski okazał się zbyt silny, wśród atakujących widziano też podobno tęczowe uniformy 1. Armii Katowickiej. Najpierw straciliśmy eksterytorialną drogę lipnicką, a resztki naszych sił zepchnięto w kierunku Chebzia. Przed chwilą padł dworzec kolejowy. I zostaliśmy tylko my, skryci za wrakami tramwajów na Pętli. Toniemy w błocie po pachy, wczoraj puścił mróz, fetor rozkładających się ciał, krwi, palonego żelastwa stał się nieznośny. Przypominają się nam poetyckie opisy z „Dracha”, rzeczywista wojna jest równie pikna. Józek od nocy wyje z bólu, nie jesteśmy w stanie mu pomóc, nie dość, że leży na ziemi niczyjej, to ibuprom skończył się wiele godzin temu. Zostały tylko redbulle.

Dyć słychać jakieś larmo od strony Kafauzu…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s