Wyznaję

Kochani,

Piszę z ogromnym bólem, łzy ciurkiem skapują na archiwalny wydruk, i chciałbym z góry przeprosić wszystkich, którzy poczuli się urażeni całą tą przedziwną prowokacją, niezrozumiałą i rozdętą do granic absurdu „aferą”, czuję jednak, iż w końcu nadszedł ten czas, niezależnie od ostatnio ujawnionych materiałów, kiedy chcę, z własnej woli i świadomy konsekwencji, rozliczyć przeszłość. Przyznaję więc: zrobiłem to.

W chwili słabości podpisałem podsunięty mi świstek papieru.

Dziś nie znajduję usprawiedliwienia dla mojej ówczesnej postawy. Mogę jedynie przysiąc, iż nie uczyniłem tego koniunkturalnie czy też z cwaniactwa,  przypadkowo dwóch najbardziej charakterystycznych cech moich oskarżycieli i sędziów. Znajdowałem się w tak ciężkiej sytuacji życiowej, tak panicznie bałem się o przyszłość swoją i najbliższych, a innego państwa wtedy po prostu nie było, i nikomu się nawet nie śniło, że inna przyszłość jest możliwa… No! Tak było. Może największym marzycielom albo, nie bójmy się tego określenia, szaleńcom Bożym, roił się (tak, właśnie!, roił..) lepszy ład społeczny, porządek polityczny przyjaźniejszy dla zwyczajnego obywatela, energicznej, świadomej swej wartości, jednostki.

Mieszkaliśmy z żoną i dziećmi kątem u teściów już piąty rok, małżonka nie pracowała, była w kolejnej ciąży. Żyliśmy od pierwszego do pierwszego z mojej niewielkiej pensji, bez widoków na rychłą wyprowadzkę, budownictwo padało pod naporem socjalistycznych niemożności; jako „nowy w zespole” nie zarabiałem wiele, nie byłem nawet ubezpieczony, bo szefa nie było stać na inną formę współpracy niż umowa o dzieło. Nie był to zły człowiek, ten prezes Janusz Ch., ale tak go cisnął ZUS i NFZ, że zwyczajnie nie mógł płacić więcej, a już na pewno nie na etacie. Przynajmniej nie musieliśmy u niego harować za darmo po kilkanaście godzin z rzędu, wypłacał stałe nadgodziny w wysokości 15 złotych za wieczór, dziś są to śmieszne pieniądze, ale wtedy była to suma nie do pogardzenia.

Rodzina i znajomi już wcześniej przekonywali mnie, bym podpisał. Twierdzili, że więcej ludzi tak czyni, że to żaden wstyd, no i kto, by miał wiedzieć poza najbliższymi? Wystarczy poświęcić godzinę, wstąpić do tego i tego urzędu, a już nigdy więcej nie będziesz się czuł jak żebrak, zyskasz nie tylko materialnie, ale i umocnisz poczucie wartości, po weekendzie bez wstydu spojrzysz szefowi w oczy, wskazując na nowy kombinezon roboczy i buty, kupione z własnych funduszy, bez nagabywania sekretarek i wysłuchiwania wiecznych wymówek magazyniera. Na moje usprawiedliwienie mogę stwierdzić, że długo opierałem się tym podszeptom diabła, jak mawia dzisiejsza młodzież „pękłem” dopiero wtedy, gdy zepsuł mi się dziesięcioletni samochód i do pracy przez kwartał musiałem dojeżdżać komunikacją miejską, a najstarszego syna koledzy  w szkole wyśmiali za nieporadność i niegospodarność (sic!) ojca.

Wierzę, że całym swoim późniejszym życiem, postawą i głoszonymi poglądami dawałem świadectwo,  że można żyć w zgodzie ze sobą i propagowanymi wartościami. I że chwila młodzieńczej słabości nie może przekreślać  wielu lat owocnej służby dla Polski, Polaków i dla Was, kochani wyborcy. Dlatego, z pokorą, ale i z dumą człowieka pewnego swych racji, biję się w pierś i przyznaję: W 2016 roku wziąłem po 500 złotych na dziecko.

Kajetan Ziemowit Błotnicki

Wicepremier Rządu Polskiego

Przewodniczący Polskiej Partii Wolnego Rynku (Sp. z.o.o.)

Póki żyją Jego idee w nas, Leszek Balcerowicz nie umarł!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s