Na moim oddziale zostałem doktorem

Czas bezkrólewia na oddziale, bo jak pamiętacie ordynator obraził się na cały świat i sobie poszedł, pozostawiając w nieutulonym żalu salową Martę, przyniósł kolejne zmiany. Niby nic nowego, żyjąc w ośrodku trzeba się liczyć z niespodziankami, sytuacja zmienia się z każdą godziną i tam, gdzie wczoraj płynęła rzeka, oczywiście metaforycznie, nie jestem wariatem, by twierdzić, że mam mokro w pokoju!, jutro mogą rozciągać się himalajskie szczyty; wielokroć widywałem wspinaczy odpadających od lodowej ściany, choć jeszcze niedawno raźnie płynęli pontonem…więc musieliśmy natychmiast rozwiązać kwestię przywództwa. I dla stałych bywalców pensjonatu, co to niejedno podczas kuracji widzieli, weteranów wielu terapii szokowych i programów naprawy, rodzaj kierownictwa nie jest kwestią bynajmniej błahą. Jako zadeklarowani demokraci, przynajmniej werbalnie, postanowiliśmy ogłosić wolne, powszechne wybory, ignorując sugestię tzw. Razemitów, by powołać spółdzielnię medyczną i decyzje podejmować kolektywnie. Znaczyłoby to, ni mniej, ni więcej, że odtąd codziennie by wspólnie rozstrzygano, jakie mam przyjmować lekarstwa, co byłoby już szczytem bezczelności, ograniczeniem przyrodzonej wolności i triumfem nieuctwa.

Którego notabene mamy w naszym ośrodku pod dostatkiem, a już najwięcej, hadźko przyznać, na listach wyborczych. Gang i sekta, oczywiście, wystawiły od razu swych kandydatów, nawet Razemici wyciągnęli niedźwiedzia z szafy, dosłownie – kandydat Zandberg latami w niej tkwił, nic nie wiedzieliśmy o jego istnieniu, tajny pacjent naszego ordynatora, a teraz ubrano go w garnitur i Chrystusowa twarz spogląda na nas z każdego karmazynowego plakatu. Największym zaskoczeniem jest start w wyborach Ryśka z oddziału zamkniętego, dotychczasowego giermka Leszka Bajkowego, wiernie wspierającego frakcję gangsterów za drobne udogodnienia życia codziennego, w rodzaju dodatkowej porcji kisielu czy też przedłużonego czasu wizyty z Frankiem. Nie mamy pojęcia, czy to rzeczywisty rozłam, czy też zagranie taktyczne mające na celu zagospodarowanie fali resentymentu narastającej w naszym ośrodku od czasu, gdy basen przecieka. Ach! Zapomniałem napisać, nasz basen okazał się bublem, przychodzimy któregoś dnia na zajęcia pływackie i stanęliśmy nad „chłodnym bezmiarem błękitu kafelek”, bo też „woda calutka żywcem spłynęła do morza” jak ująłby to mój rosyjski znajomek z przeszłości, niejaki Władimir N.

Tradycyjnie pogrążam się w dygresjach i gubię w introspektywnych rozważaniach, zamiast wprost napisać co dręczy mą duszę (ta maniera jest zaraźliwa): przez szereg nieporozumień zostałem mianowicie spindoktorem partii Ryszarda, piszę mu mowy oraz projektuję ulotki. No, po prawdzie nieporozumienie było tylko jedno, za to bardzo urocze i grzecznie poprosiło o napisanie kilku zdań. Nie odmówiłem, nie potrafię odmawiać, i nie, nie zdradzę tu personaliów tej miłej osóbki, choć pewne okoliczności każą mi tu widzieć zgubne wpływy, może nawet knowania, nieobecnego ordynatora, ale jak już pisałem – asertywności nie sposób mi odmówić. A może to empatia? Zawsze mylę te dwa stany.

Strategię wyborczą oparłem na prostym skojarzeniu, drogi czytelniku, możesz mi zresztą pomóc  –  z czym ci się kojarzą ośrodki, takie jak nasz? 3… 2… 1… No pewnie, że z  monarchią, każden jeden zacny pensjonat jest pełen samozwańczych i elekcyjnych królów, gdybym za każdego spotkanego w lecznicy władcę dostawał złotówkę, to miałbym dziś własną fabrykę keczupu. A któż to najlepiej pisywał o królach, drogi czytelniku? 3… 2… 1… Szybciutko pobiegłem do szafy z książkami, ale nie było ani jednego egzemplarza „Dzieł zebranych” Szekspira, konkurencja widać nie śpi, tak więc sam musiałem stworzyć tych kilka kandydackich fraz, z pamięci, efekt oceniam jako zadowalający.

Ryszard Król
Pensjonat i pensjonariusze zasługują na zgodę;
Konsekwencje jej braku będą bardzo poważne,
Cierpką mam żonę, gdy się trochę spóźnię,
Jaki mój zamiar, co chciałem powiedzieć?

Leszek Bajkowy
To jest człowiek sprawy.

Ryszard Król
Dobry Leszku, musisz mi przebaczyć,
Jak i pozycji międzynarodowej pensjonatu:
Jestem zdeterminowany, aby porozumienie zawrzeć;
Dlatego z radością przyjmę przejawy takiej determinacji,
Po Pana stronie.

Franek
Po 3,20 chodzę, tańczę, śpiewem, tumanię,
Strzeż się więc panie, przed osła wierzgnięciem.

Ryszard Król
Zgoda wymaga jednak woli obu stron,
Mamy nowego członka rodziny,
Lecz, patrz, ten hultaj bezczelnie powtarza:

Enka
„no more PiS, plizzz…”.

No!

Końcówka trochę mi nie wyszła, ale nie tylko dlatego następnym razem już na pewno odmówię jakiejkolwiek współpracy. Zdaje się, że piętro wyżej trwa nabór na zajęcia prowadzone przez profesjonalnych coachów, za niewielką opłatą w postaci miesięcznego kieszonkowego, można w godzinę nauczyć się bycia silnym zwycięzcą. I jak wtedy przyjdzie do mnie panienka M…. aaaaaaaaaaa! prawie napisałem zbyt wiele, więc pozostawię cię w tym miejscu, drogi czytelniku, sam z radością udając się na niewielką porcję popołudniowych elektrowstrząsów. To teraz na naszym oddziale najlepsza rozrywka.

Na moim oddziale już nie cieszę się dobrą opinią

Na tym świecie, chwilowo pozostawmy na boku rozważania, czy to świat najlepszy i jedyny, nie można już ufać nikomu. Któryś z moich szacownych współmieszkańców, sformułowanie to w pełni oddaje bezmiar grozy mej i pogardy, doniósł dyrekcji o moich zapiskach i zostały one w trybie administracyjnym skonfiskowane. Ordynator się wściekł, piwna piana mu z pyska ciekła, fascynująco-obrzydliwy był to widok, wrzeszczał, że tu ludzie mają rodziny i kariery, a ja takie rzeczy wypisuję i zaordynował trzy dni specjalnej terapii: spędziłem ją w łóżku, otumaniony i związany. Jeszcze brutalniejsze środki retorsji podjęła salowa Marta, która teraz gasi światło, kiedy idzie się pomoczyć w basenie i nie możemy podziwiać jej odwłoku, i w czasie obiadu wszyscy patrzą na mnie wilkiem. W ogólnej panoramie ludzkiego upadku, jakby żywcem skopiowanej z obrazów Hieronymusa Boscha, humanitaryzm zachował jedynie, o dziwo, mój totalnie wykolejony sąsiad z pokoju. Widząc jak przymierzam się do rozcięcia żył szczoteczką do zębów (w celu pozyskania atramentu, jeszcze nie pora mi umierać), mrugnął do mnie porozumiewawczo lewym okiem, zamknął drzwi i zza papieża wyciągnął długopis marki długopis, wręczając go uroczyście. Nim to notuję koleje mego losu na rolce papieru toaletowego, na inne artykuły piśmiennicze posiadam albowiem embargo.

Na moim oddziale już nie cieszę się dobrą opinią.

Pewnie się zdziwiliście, drodzy czytelnicy, że w naszym ośrodku dysponujemy basenem. Ano mamy, o wymiarach olimpijskich, ze zjeżdżalnią i specjalnym programem biczów wodnych. Całe nieszczęście zaczęło się właśnie od tego basenu. Kiedy go budowano wszyscy się w pensjonacie cieszyliśmy, zawsze to jakaś nowa rozrywka, od robotników można było zawsze fajki wysępić albo i wódkę przemycić, nawet zgodnie tyłki moczyliśmy przez kilka pierwszych tygodni, zanim św. Tomasz z najwyższego piętra Tablicy nie dostrzegł. Na Tablicy wyryte stało, iż obiekt sfinansowany ze środków UE i jak nie zacznie się awantura! Nasza społeczność właśnie wtedy podzieliła się na dwa zwalczające obozy, choć w zasadzie nikt do końca nie wiedział, czym ta UE jest i czym ma być w przyszłości. Sekciarze orzekli, że ten basen to zdrada i  zaprzeczenie tradycyjnych wartości naszego ośrodka. Na co gang ripostował, że przecie święcił go na otwarciu sam kardynał, a biskup pomocniczy pierwszy wykonał skok na główkę, więc tradycje zostały zachowane. Sekta z kolei ogłosiła, że środki można było przeznaczyć, no dobrze na basen, ale zamiast biczów wodnych zainstalować trzeba było koniecznie kaplicę, bo jak zapomnimy o swych korzeniach, to nam ośrodek sprywatyzują. Na co gang wprowadził program ciepłej wody w basenie oraz system wart zorganizował, by nikt do basenu nie nasikał bez pozwolenia… Istny dom wariatów!

Na moim oddziale już nie cieszę się dobrą opinią.

Ten biskup się trochę pospieszył, skok wykonując, gdy basen był napełniony ino do połowy, tak więc później spędził kilka miesięcy u nas w ośrodku, ale teraz czuje się już dobrze i ma koncelebrować mszę w czasie uroczystych obchodów rocznicy powstania naszego ośrodka. Dzięki budowie basenu zyskaliśmy też międzynarodową sławę, przyjeżdżają do naszego ośrodka specjaliści z całej Europy, nawet telewizja Arte film nakręciła, który podobnież zrobił furorę na festiwalu w Sundance. Zasługa to kolegi Arka, kolejnego błyskotliwego młodziana w naszym gronie, „całkiem normalnego” jak się przedstawił, no pewnie, a któż tu nie jest normalny?, szanujmy się! Otóż w czasie budowy wiele godzin spędził on wsłuchując się w dźwięki młotów pneumatycznych, wizg betoniarek i koparek, trzaski i szumy spawalnicze, hipnotyzujący terkot frezarek, do taktu głową poruszając. W świetlicy zaczął komponować, swą pasją zarażając kolejnych kolegów i teraz dysponujemy światowej klasy kwintetem muzyki współczesnej w składzie: krzesło (sam maestro), pierwsza łyżka, grzebień, druga łyżka i marakasy, te ostatnie wykonane z podwędzonych z kuchni połówek chochli aluminiowych. W każdy czwartek organizują nam potańcówki.

Na moim oddziale już nie cieszę się dobrą opinią.

Ci nowi, mylnie nazywani Razemitami, teorię basenu opracowali całkiem szaloną. Stoją na stanowisku, że najlepiej jakby tego basenu nigdy nie postawiono, a w zamian zbudowano szereg świetlic i placówek opiekuńczych rozsianych na terenie całego ośrodka, tak by wszyscy, i pensjonariusze z wewnątrz, jak i ludzie z zewnątrz mogli z nich korzystać. Różne przypadki obłędu miałem okazję tu obserwować, lżejsze i cięższe, ale ten zdecydowanie należy do najgorszych. Jak to, miałoby basenu nie być? No przecież jak się stanie przed nim i rękę wyciągnie to jest, mur z betonu postawiony, chropowaty, tynki w kolorze błękitnym, z gwiazdkami złotymi zgrabnie wymalowanymi, o co też była swego czasu rozróba. Ten basen jest faktem! Nie można go tak sobie zburzyć. Jest nasz i go nie oddamy nikomu, a już na pewno nie takim nowicjuszom w pensjonacie. Tu obowiązują jakieś zasady zachowania, nie można sobie przyjść i wszystkiego rozwalać!!!

Na moim oddziale już nie cieszę się dobrą opinią.

Przepraszam, czytelniku, za moje uniesienie, nie chciałem nikogo urazić. Niespokojnie się jednak zrobiło w pensjonacie, bo okazało się, że ordynator opróżnił swój gabinet ze wszelkich wartościowych ruchomości i sobie polazł, zaordynowane terapie w stanie totalnego rozkładu pozostawiając. Chodzą słuchy, że teraz w branżę browarniczą ma zainwestować większość zaoszczędzonych przez lata środków finansowych. Po kątach słychać i szepty, że komisję śledczą w sprawie ewentualnej defraudacji należałoby jak najszybciej powołać, ale część się boi, że ordynator kiedyś wróci i będzie się mścił, pardon, leczył. Na panienkę Martę aż smutek patrzeć, oczęta ma cały czas załzawione, wzdycha i wybucha tęskną rozpaczą na najmniejszą wzmiankę o tym nicponiu. Nam, na widok tego bólu, serca pękają. Szuramy kapciami obok jej prywatnej kanciapy, licząc że nas słyszy i nie czuje się tak samotnie…

Na moim oddziale nadal się cieszę dobrą opinią

Ależ się porobiło w naszym, dotychczas jakże spokojnym i ekskluzywnym, ośrodku opieki. Opowiadałem już, jak w zeszłym tygodniu zwożono pensjonariuszy hurtem, karetki nie nadążały z wezwaniami, przez całą noc wyły syreny, na niektórych oddziałach zwiększono nie tylko dawki leków, ale i liczebność personelu, dodatkowo wydając pozwolenie, tak słyszałem, na użycie akumulatorów. Podobno na wolności, ale czymże jest wolność jak nie ograniczoną możnością dostrzeżenia krat?, zaczął krążyć jakiś straszny Schemat – próbowaliśmy w czasie obiadu obmyślić, cóż to może być takiego tym razem, ale nie daliśmy rady – i co słabsze jednostki nie wytrzymują. Jeśli te moje zapiski czytają w przyszłości jacyś młodzi ludzie, to pamiętajcie: dopalacze to zło! Kupujcie tylko sankcjonowane przez państwo używki.

Na moim oddziale nadal się cieszę dobrą opinią.

A propos młodych ludzi. W związku ze zwiększeniem liczby pensjonariuszy, także do mojego pokoju wstawiono dodatkowe łóżko („czasowo, Panie Adamie, aż uporządkujemy ten bajzel”, ordynator porozumiewawczo mrugnął okiem, „proszę się nie denerwować”) i teraz dzielę przestrzeń z pewnym młodzieńcem. Muszę przyznać, że trochę się bałem o moją kolekcję resoraków albo że mi w książkach rogi pozagina, cóż to za barbarzyński zwyczaj zaznaczania stron, ale w ogóle go nie interesują moje rzeczy. No, jak tylko wszedł, zdążył wykrzyczeć po angielsku jakim jest złym matkojebcą, tyle zrozumiałem, i ze szczegółami opowiedzieć jak na preriach obdzierają takich skórkowańców jak ja ze skóry, ale dnie spędza głównie na siedzeniu po turecku w łóżku i wpatrywaniu się w naszego papieża. Myślałem, że czegoś nie dostrzegłem, ale obraz typowy – papież, Tatry, prezydent Kwaśniewski. Mój współlokator coś tam jednak musi odbierać więcej, bo na 48 minut zastyga w bezruchu, leci się odlać i zaparzyć herbatę, i na kolejne 48 minut mam spokój, mogę notować.

Na moim oddziale nadal się cieszę dobrą opinią.

To nie wszystkie zmiany jakich doświadczamy. Mamy też dwóch nowych lekarzy. Młodsi chyba trochę ode mnie, wdrażają nową, rewelacyjną podobnież terapię. Mi rola królika doświadczalnego nie sprawia przykrości, czuję się wręcz doceniony, z reguły mało kto mnie dostrzega, taka prawda, jednak wśród współpacjentów narasta wrzenie. Napisałbym: rewolucyjne, ale by się obrazili, bo to z grubsza konserwatyści. I dotychczas ich terapie prowadzono osobno. Ci nowi specjaliści, pewnie zaraz po dyplomie, stąd tak pełni zapału, posadzili wszystkich razem. I teraz członkowie gangu łypią groźnie na sekciarzy, a sekta modli się za gangsterów. To nawet zabawne, każdą sesję zaczynamy od ponownego rozstawienie krzeseł, początkowo jedni siedzą pod jedną ścianą, drudzy pod drugą i zanim usiądziemy wokół okrągłego stołu w środku, czas się kończy. Te dwa łapiduchy tylko chytrze spoglądają na siebie, zacierają ręce i coś tam zapisują w kajecikach. Oj, nie wróżę wielkiej kariery przy takim podejściu do osądzanych.

Na moim oddziale nadal się cieszę dobrą opinią.

To zresztą nie największy ich problem, tak mi się wydaje. Absolutnie nie chciałem podsłuchiwać, przyrzekam, nie jestem z tych co wtryniają się w obce sprawy i zawsze muszą skomentować rozmowę innych; zupełnie przypadkowo usłyszałem jak ordynator rozmawiał z naszą salową, uroczą dziewczyną, wszyscy się w niej trochę podkochujemy na oddziale, ale tylko trochę, bo po cóż sobie czynić złudzenia? Strasznie świntuszyli, trochę to mało profesjonalne, ale w przerwach można było usłyszeć kilka wieści o naszej lekarskiej dwójce. I okazało się, że to żadni doktorowie, a już na pewno nie medycyny, tylko tacy pacjenci jak my! Codziennie wieczorem wracają do bliźniaczego ośrodka po swoją porcję medykamentów; rano wstają, przekonani, że są lekarzami i jadą do nas. Tak to się kręci. Ordynator planuje nie tylko uratować finansowo służbę zdrowia (pacjenci lekarzami, za darmo, toż to genialne!), ale i po cichu celuje w Nobla albo przynajmniej Zajdla. Tak wyznał panience Marcie, naszej salowej, w przerwach między świntuszeniem, zanim uciekłem z korytarza przed jego gabinetem. Ciekawe, ile warta ta nagroda, ten Zajdel?

Na moim oddziale nadal się cieszę dobrą opinią

Śluby panieńskie 2.0

Wieczorem

AnTwitt1 Ale mi się nic nie chce.
AnTwitt2 @AnTwitt1 Co też kolega porabia?
AnTwitt1 @AnTwitt2 Jestem na weselu koleżanki Mittens.
AnTwitt2 @AnTwitt1 O, ja też;). Patrzy kolega jak @major się najebał
AnTwitt1 @AnTwitt2 Kwi. Kwi. Ale który to @major?
AnTwitt100 Jak gra Liverpool?
AnTwitt3 Blendersi. ósmy raz to grają.
AnTwitt2 @AnTwitt1 No ten w sutannie, z palcem w szyjce… krafta.
AnTwitt4 @AnTwitt1 @AnTwitt2 #padłem. Piękne kazanie wygłosił, prawda?
AnTwitt5 @AnTwitt3 Ale ten @chory_system ładnie to śpiewa.
AnTwitt10 Chyba się troszku najebałem.
AnTwitt1 @AnTwitt2 @AnTwitt4 Tylko trochę długaśne. O! Na stół wjeżdżają suchary.
AnTwitt6 @AnTwitt1 @AnTwitt2 @AnTwitt4 Eche, to wegańska impreza.
AnTwitt71 Który to hlb? Za kłódkę mnie nie wpuścił?
AnTwitt1 @AnTwitt6 @AnTwitt2 @AnTwitt4 Wódka jest.
NieAnTwitt1 Moja eks się żeni i wokół same lewaki.
AnTwitt4 @AnTwitt1 @AnTwitt6 @AnTwitt2 „Tak duuużo, duuuużo wutkie”;)
AnTwitt7 Koszmar. Tylko stukają w telefony.
AnTwitt8 @AnTwitt7 Pacan obok mnie rży jak arab w Janowie;)
AnTwitt11 Panna młoda jak z obrazka [twarz wyrażająca radość]
AnTwitt1 @AnTwitt100 ssą! Jak Messi Ronaldo.
AnTwitt777 Co ten Szczepcio znowu wypisuje?
AnTwitt18 @AnTwitt5 @AnTwitt3 Traktor przed kościołem był suuuuuuper.
AnTwitt1 @AnTwitt11 Nu. Do dziś nie wiem, jak Samłel ją złapał.
AnTwitt10 Karwa, zamknij się Major, i nie płacz.
AnTwitt15 @AnTwitt18 @AnTwitt3 To ten @mlaxis załatwił. Biedny rolnik, dotacji z UE nie>
AnTwitt71 Który to hlb?
NieAnTwitt1 Afterek?
AnTwitt7 @AnTwitt8 Współczuję. Mnie posadzili koło facetki w kreacji po prababce…
AnTwitt10 #Luchoout #Martain. gryz…. Świńtuszek.
AnTwitt15 @AnTwitt18 @AnTwitt3 weźmie. Suknia też ponoć z zajęcia.
AnTwitt1 @AnTwitt1 @AnTwitt100 Ej, ale Grubego Ronaldo to Wy szanujcie! #ban
NieAnTwitt1 Nikt nigdy nie napisał o Komorowskim per Pan.
AnTwitt8 @AnTwitt7 [zasmucona mina] To gdzie Ty w ogóle siedzisz?
AnTwitt7 @AnTwitt8 … i kapeluszu Paczuskiej!@#!!!!!!!111
AnTwitt11 Leją się.
AnTwitt7 @AnTwitt8 pod oknem.
AnTwitt7 @AnTwitt8 O kurewa. Ale fopa;(((((
AnTwitt1 @AnTwitt11 Gdzie?
AnTwitt3 @AnTwitt777 Jaki Szczepcio?
AnTwitt2 @AnTwitt11 Gdzie?
AnTwitt10 żona mnie za bihe
AnTwitt11 @AnTwitt1 Na sieni. Wzajemnie sobie zdzierają hilfigery z tyłków.
AnTwitt71 Który to hlb? Pokażcie mi go!!!!!!!
AnTwitt10 Nie śpij major, pij!
NieAnTwitt1 Sodomia i Komorria. Po ile są te koszulki na redisbed?

Ranek

Retweetem Fajne weselicho było. Kaczyński chuj.

 

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią

Mlaxisowi, rekompensata

Ustalmy to od razu, by potem nie było żadnych nieporozumień – jestem całkowicie normalny, zarówno fizycznie jak i duchowo. Mój pobyt w zespole opieki zdrowia psychicznego to wynik splotu nieporozumień, światowego spisku wymierzonego centralnie w moją skromną osobę oraz mej własnej, suwerennej i całkowicie dobrowolnej decyzji. Nie ma nic wspólnego ze stosami wezwań do zapłaty zalewającymi skrzynkę pocztową ani z szeregiem tajnych dochodzeń antyludzkiego, opresyjnego państwa, które histerycznie uwzięło się, niezależnie od aktualnego porządku społecznego, na ludzi takich jak ja, myślących samodzielnie, widzących i wiedzących po prostu WIĘCEJ. Podatki wpędziły do grobu większą liczbę ludzi niż śmierć.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Ordynator to sympatyczny, chętnie kwiczący typek, należę do jego ulubieńców, co nie dziwi, jeśli uwzględnić fakt, że wokół sami wariaci i człowiek na poziomie nie bardzo ma z kim porozmawiać. O, ja też kilkukrotnie się naciąłem. Zaprzyjaźniłem się z jednym chłopakiem, nie bardzo chciał mówić dlaczego tu trafił, ale mamy zasadę, że nigdy nie pytamy, omówiliśmy i rozwiązaliśmy wszystkie światowe problemy w trzy wieczory, kiedy coś mnie tknęło i pytam o miano szanownego interlokutora. – Roman „Ziuk” Piłsudski-Dmowski, profesor – Uwierzcie, usłyszałem i cudzysłów, i myślnik, co skłoniło mnie do pospiesznej ewakuacji. Biedny schizofrenik!, przecież to dwie zupełnie różne wizje świata. Nie wiem jakim cudem, z takimi obciążeniami mentalnymi, wypuszczono go do domu i teraz tylko czasem go widujemy, w sali telewizyjnej, jeśli personel zapomni wyłączyć aparat po dobranocce. Jest rzecznikiem partii rządzącej czy jakoś podobnie. Dziwne są teraz bajki, nie takie jak za mojego młodu, ciągle tylko coś kroją i smażą na patelni.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Panie Adamie, ale czy panu tutaj niedobrze?  – Uśmiecha się ordynator, gdy nieśmiało próbuję pytać o termin opuszczenia tej jakże przydatnej, publiczno-prywatnej, placówki. – Nie – Odpowiadam, i wbijam wzrok oraz pazury głębiej w dłonie, widać już kości. – Pomyślimy, panie Adamie, może już jesienią, ale na razie proszę dalej tak wspaniale pracować. – Zrywam się z krzesła, ale nigdy nie potrafię odejść, nie wypowiedziawszy jeszcze kilku słów, idiota. Może rzeczywiscie nie czas jeszcze przekroczyć bramę? – Rozmyślam pogodnie, nie wolno się poddawać, nie jest tak źle, karmią, są nawet dziewczyny, niczego sobie, choć nieudanych wykasowczyń trochę się boję, przez kilka pierwszych dni albo snują się markotne albo biegają jak szalone z oddziału na oddział. Szczebiocą podekscytowane, może myślą, że już ich nie ma i to piekło. Kobiet.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

No więc, jeśli nie pilnuję akurat ciepłej wody w kranie – bojler ma swoje ograniczenia, przesiaduję sobie w ogrodzie na ławeczce, w cywilnym ubraniu, szlafroki są dla ciężkich przypadków, w skarpetach i klapkach, bo jak zawieje, to zimno, rozsypuję resztki sucharków z deseru i rozmyślam. Przynajmniej próbuję, od kilku dni jest to strasznie trudne, przywieźli nowych pacjentów i rozregulowali oni życie naszego sanatorium. Same smutne przypadki, aż żal patrzeć, myśleliśmy w gronie starych pensjonariuszy o wystosowaniu protestu, jednak w końcu zadecydowały względy humanitarne. To o tyle zaskakujące, że do konsensusu doszły nawet dwa rywalizujące ze sobą ugrupowania, i gang, i sekta, jak ironicznie określił w gazetce ściennej ściennej rzeczone frakcje inny z moich przygodnych znajomków, też już na wolności. Ale czym jest wolność? To tylko słowo, można być wolnym mając kraty w okna i zniewolonym na wczasach w Belize. Ja czuję się pełni wolnym w moim kącie, a jak inni chcą ze sobą wojować, szczerzyć miny, straszyć wzajemnie, to ich sprawa, mnie to nie dotyczy. Nie mam czego się bać.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Udało mi się podejść cichcem do jednego z nowych, leżał na łóżku w korytarzu, wyszczerzone oczy, zerwany pas, słowotok. To, co usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. Niczego nie przekręciłem, słowo!

„Jednakowoż, kwiczy kwiczy,  Major z-domus, aribtrum leogantium w TwitBolan, we twierdzy tyrana Leszkowego o łbach chydrastych Rysia i Bart-Hopsa, podstępnym szlachetomiecznikiem kmieci bangladeszuje. Powrócił z kajdan niewoli heheszkowej, licznymi kampaniami z kompanami wstawiony. War-Show miasto nad rzekłem dumną i starorzyciową, kraftuje, kraftuje! Haftuje? OpowiaDanka szlifuje, żona króla (nie)le(gender)nego, Bolka Olbrzyma, co na barkach swych kamienie z Muru własnoręcznie tagował, aż wykopem z Mateszczyzny za Ocean Ogromniasty do Ponce de Leona po żywą wodę się wyprawił. Pono szczury archiwalne go zjadły. Myszy latające. Nietoperze?! Batki maleńkie! Tomaszowe, Akwinowe? Akwariowe! Nowoczesna.lewica uznaje prawo do majtek za podstawowe prawo ludzkości… Pan Tom zbuduje dom. Gorze gorze Panama, panama Patrzulskiej, opona rozgrzana rozpucha. Demonstracyjny remisik. Idee rozpylaj motylasto, tajną ścieżką do partii zaprowadzon brodą. Brodem Trumpa? Nic po konie!”.

Odębiły mi się włosy. Strasznie musiało się pozmieniać na świecie, odkąd tak spędzam czas w tym ośrodku wypoczynkowym. Za moich czasów takich tragedii ludzkich nie bywało. Wciskam połowę tabletek w donicę, bo to chyba nie czas na ponowne zmierzenie się z rzeczywistością. Może po zimie następnej? Przecież…

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

… w tych donicach wyrastają potem przepiękne kwiatki. Eksperci z całego świata przyjeżdżają oglądać. Cmokają z zakłopotaniem głową,  bo w teorii takie cudo nie istnieje. Nie ma prawa.