Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią

Mlaxisowi, rekompensata

Ustalmy to od razu, by potem nie było żadnych nieporozumień – jestem całkowicie normalny, zarówno fizycznie jak i duchowo. Mój pobyt w zespole opieki zdrowia psychicznego to wynik splotu nieporozumień, światowego spisku wymierzonego centralnie w moją skromną osobę oraz mej własnej, suwerennej i całkowicie dobrowolnej decyzji. Nie ma nic wspólnego ze stosami wezwań do zapłaty zalewającymi skrzynkę pocztową ani z szeregiem tajnych dochodzeń antyludzkiego, opresyjnego państwa, które histerycznie uwzięło się, niezależnie od aktualnego porządku społecznego, na ludzi takich jak ja, myślących samodzielnie, widzących i wiedzących po prostu WIĘCEJ. Podatki wpędziły do grobu większą liczbę ludzi niż śmierć.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Ordynator to sympatyczny, chętnie kwiczący typek, należę do jego ulubieńców, co nie dziwi, jeśli uwzględnić fakt, że wokół sami wariaci i człowiek na poziomie nie bardzo ma z kim porozmawiać. O, ja też kilkukrotnie się naciąłem. Zaprzyjaźniłem się z jednym chłopakiem, nie bardzo chciał mówić dlaczego tu trafił, ale mamy zasadę, że nigdy nie pytamy, omówiliśmy i rozwiązaliśmy wszystkie światowe problemy w trzy wieczory, kiedy coś mnie tknęło i pytam o miano szanownego interlokutora. – Roman „Ziuk” Piłsudski-Dmowski, profesor – Uwierzcie, usłyszałem i cudzysłów, i myślnik, co skłoniło mnie do pospiesznej ewakuacji. Biedny schizofrenik!, przecież to dwie zupełnie różne wizje świata. Nie wiem jakim cudem, z takimi obciążeniami mentalnymi, wypuszczono go do domu i teraz tylko czasem go widujemy, w sali telewizyjnej, jeśli personel zapomni wyłączyć aparat po dobranocce. Jest rzecznikiem partii rządzącej czy jakoś podobnie. Dziwne są teraz bajki, nie takie jak za mojego młodu, ciągle tylko coś kroją i smażą na patelni.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Panie Adamie, ale czy panu tutaj niedobrze?  – Uśmiecha się ordynator, gdy nieśmiało próbuję pytać o termin opuszczenia tej jakże przydatnej, publiczno-prywatnej, placówki. – Nie – Odpowiadam, i wbijam wzrok oraz pazury głębiej w dłonie, widać już kości. – Pomyślimy, panie Adamie, może już jesienią, ale na razie proszę dalej tak wspaniale pracować. – Zrywam się z krzesła, ale nigdy nie potrafię odejść, nie wypowiedziawszy jeszcze kilku słów, idiota. Może rzeczywiscie nie czas jeszcze przekroczyć bramę? – Rozmyślam pogodnie, nie wolno się poddawać, nie jest tak źle, karmią, są nawet dziewczyny, niczego sobie, choć nieudanych wykasowczyń trochę się boję, przez kilka pierwszych dni albo snują się markotne albo biegają jak szalone z oddziału na oddział. Szczebiocą podekscytowane, może myślą, że już ich nie ma i to piekło. Kobiet.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

No więc, jeśli nie pilnuję akurat ciepłej wody w kranie – bojler ma swoje ograniczenia, przesiaduję sobie w ogrodzie na ławeczce, w cywilnym ubraniu, szlafroki są dla ciężkich przypadków, w skarpetach i klapkach, bo jak zawieje, to zimno, rozsypuję resztki sucharków z deseru i rozmyślam. Przynajmniej próbuję, od kilku dni jest to strasznie trudne, przywieźli nowych pacjentów i rozregulowali oni życie naszego sanatorium. Same smutne przypadki, aż żal patrzeć, myśleliśmy w gronie starych pensjonariuszy o wystosowaniu protestu, jednak w końcu zadecydowały względy humanitarne. To o tyle zaskakujące, że do konsensusu doszły nawet dwa rywalizujące ze sobą ugrupowania, i gang, i sekta, jak ironicznie określił w gazetce ściennej ściennej rzeczone frakcje inny z moich przygodnych znajomków, też już na wolności. Ale czym jest wolność? To tylko słowo, można być wolnym mając kraty w okna i zniewolonym na wczasach w Belize. Ja czuję się pełni wolnym w moim kącie, a jak inni chcą ze sobą wojować, szczerzyć miny, straszyć wzajemnie, to ich sprawa, mnie to nie dotyczy. Nie mam czego się bać.

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

Udało mi się podejść cichcem do jednego z nowych, leżał na łóżku w korytarzu, wyszczerzone oczy, zerwany pas, słowotok. To, co usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. Niczego nie przekręciłem, słowo!

„Jednakowoż, kwiczy kwiczy,  Major z-domus, aribtrum leogantium w TwitBolan, we twierdzy tyrana Leszkowego o łbach chydrastych Rysia i Bart-Hopsa, podstępnym szlachetomiecznikiem kmieci bangladeszuje. Powrócił z kajdan niewoli heheszkowej, licznymi kampaniami z kompanami wstawiony. War-Show miasto nad rzekłem dumną i starorzyciową, kraftuje, kraftuje! Haftuje? OpowiaDanka szlifuje, żona króla (nie)le(gender)nego, Bolka Olbrzyma, co na barkach swych kamienie z Muru własnoręcznie tagował, aż wykopem z Mateszczyzny za Ocean Ogromniasty do Ponce de Leona po żywą wodę się wyprawił. Pono szczury archiwalne go zjadły. Myszy latające. Nietoperze?! Batki maleńkie! Tomaszowe, Akwinowe? Akwariowe! Nowoczesna.lewica uznaje prawo do majtek za podstawowe prawo ludzkości… Pan Tom zbuduje dom. Gorze gorze Panama, panama Patrzulskiej, opona rozgrzana rozpucha. Demonstracyjny remisik. Idee rozpylaj motylasto, tajną ścieżką do partii zaprowadzon brodą. Brodem Trumpa? Nic po konie!”.

Odębiły mi się włosy. Strasznie musiało się pozmieniać na świecie, odkąd tak spędzam czas w tym ośrodku wypoczynkowym. Za moich czasów takich tragedii ludzkich nie bywało. Wciskam połowę tabletek w donicę, bo to chyba nie czas na ponowne zmierzenie się z rzeczywistością. Może po zimie następnej? Przecież…

Na moim oddziale cieszę się dobrą opinią.

… w tych donicach wyrastają potem przepiękne kwiatki. Eksperci z całego świata przyjeżdżają oglądać. Cmokają z zakłopotaniem głową,  bo w teorii takie cudo nie istnieje. Nie ma prawa.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s