Prawdziwa historia powstania

1 sierpnia

W Godzinę W ruszyliśmy całym odziałem, zwarci i bardzo męscy, na Starówkę. Każdego napotkanego Niemca braliśmy na lufę i przeszukiwaliśmy, konfiskując dokumenty, pieniądze oraz wszelkie inne wartościowe ruchomości.

A potem poszliśmy na mały afterek.

4 sierpnia
Śmierć Baczyńskiego uczciliśmy wieczorkiem poezji.

Nikt nie znał jego wierszy, dlatego recytowaliśmy Stachurę, Herberta i Wencla. Dziewczęta płakały.

7 sierpnia

Dotarła do nas wieść o rzezi Woli.

Podjęliśmy patriotyczną decyzję, że nie będziemy dziś jeść u Turka. Zatrudnia Ukrainki, fajne dziewczyny, ale w taki dzień to na Ukrainki tylko do burdelu, jak to ujął „Mieczysław”.

Przyklasnęliśmy. Tylko żaden z nas nie miał kasy.

15 sierpnia

Prezydent klęczał, a arcybiskup grzmiał w kazaniu o mieszaniu dwóch tradycji historycznych,  przez, tu cytat, „chłopaczków w krótkich spodenkach” w dniu cudu nad Wisłą. Nie pamięta, że wieszaliśmy i księży, jak trzeba było, dla Polski?!

Nie mamy czasu na głupoty, kiedy  ruski tank na zbojkotowanie czeka. I ty możesz polubić na Buniu funstronę „Nie oglądam Czterech Pancernych (i psa)”.

22 sierpnia

Tzw. warszawiacy patrzą na nas coraz częściej tzw. wilkiem. Dzieci rzekomo nie mają co jeść, a my się tu w wojnę bawimy, zamiast w końcu iść do roboty, choćby rowy kopać.

Nieodczekanie wasze, KODowcy i wyborcy PO. Choćbyście mieli zginąć co do jednego, walki naszej nie przerwiemy.

30 sierpnia

Przedzieramy się kanałami. Śmierdzi, cieknie na głowę, szczury wielkie jak w niemieckim supermarkecie. Bhawo Hanka…

Niewiadomego czasu

No i kurwa byliśmy w tym kanale, wysłaliśmy czujkę, by rozbroiła minę, to była atrapa, nie po to stworzyliśmy grupę rekonstrukcyjną, by ryzykować zdrowiem, tylko by dobrze się bawić i wyhaczać panienki oraz dofinansowania, przy okazji promując wielką historię wielkiej Polski, ale jak jebło, to tak jakoś prawdziwie i kiedy pył opadł, byliśmy w lesie. Dosłownie. GPS, zanim siadł ostatecznie, wskazał, że to Bułgarska w Poznaniu, jeden z młodziaków nawet zdążył zaśpiewać „Legia, Legiaaa Warszawa”, ale uciszyliśmy go natychmiast, bo jakoś nic wokół nie przypominało stadionu.

Puszcza szumiała, mi się nawet zwidział żubr, nie piwo, niestety (uwielbiam, prawdziwie prapolskie prażubry), a potężne bydlę łypiące na nas spode łba, tak jakoś groźnie. Stałem więc na polance ja, skromny autor tychże zapisków, nasz dowódca „Mieczysław”, „Dąbrówka” z Pragi, aktualna dziewczyna nie tylko jego, ksiądz Wojtek, no i ten nasz Rodrigo Samuel da Gama z nieodstępnym kolegą Danielem Weilfailem. Składu dopełniało kilku chuderlawych licealistów i dwie albo trzy gimnazjalistki, które starym powiedziały, że idą do galerii, bo na rekonstrukcję Powstania by ich z pewnością rodzice nie puścili.

Później

Dawno nie pisałem, a tyle się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć.

Albo zwariowałem albo wszyscyśmy zostali przeniesieni nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Musi być połowa X wieku, i chyba właśnie ochrzciliśmy Polskę, my Grupa Rekonstrukcyjna Powstań Warszawo. Innej opcji nie ma.

Tkwiliśmy w tej puszczy, żadnych asfaltowych ścieżek, tylko chaszcze po kolana, aż zaczęły na nas wyglądać zza krzaków mordy jakieś zakazane, nieufne i szprechające w dziwnie znajomym narzeczu. Niemoty jakoweś, więc przezwaliśmy ich Niemcami i pogonilim za Odrę. Nie sami, bowiem inne jakoweś dzikie plemię nas przyuważyło i już mieliśmy do nich strzelać z wiatrówek, kiedy prawdziwie Boże natchnienie nas przed tymże nieszczęsnym krokiem powstrzymało. Patrzymy, gęby jakoś takie bardziej swojskie, męskie i żeńskie sarmackimi wąsami przyozdobione, wojowie dzidami niby groźnie potrząsający, ale jednakowoż w łapcie ze skarpetami przyobleczeni. Do chałup prowadzą, bieda straszna, ziemianki w glebę po trzy metry wkopane, ale każda jedna płotem od sąsiadów odgrodzona, a na parkingu szpilki nie wbijesz, tyleż furmanek powypadkowych i służbowych stoi. Wódką i korniszonami częstują, więc to muszą być nasi albo Ruskie, ale ci drudzy już by dawno nas etapami do Władywostoku wywieźli.

Nasi więc!

Dużo później

Piszę te słowa sterany życiem, na łożu Śmierci wyczekujący. Głupie przeziębienie w zapalenie płuc się rozwinęło, antybiotyki z apteczki się skończyły i mój osłabiony organizm nie strzymał. Przyjdzie zdechnąć w dwudziestym siódmym roku życia.

Większość tej historii znacie z lekcji historii. Znaczy znalibyście, gdyby III RP nie była najbardziej niszczącym państwem w dziejach Polski. Dla krótkiego przypomnienia: Ksiądz Wojtek zaślubił Mieczysława z Dąbrówką (przepięknie wyglądała w bieli, choć dziewiczość mocno, jak wspominałem, przechodzona) i potem ruszył na północ, do Prus, gdzie zginął śmiercią męczeńska – zatruł się sporyszem w czasie seansu hipnozy, ale w Żywotach świętych się rzecz naprostuje odpowiednio. My zaś, wykorzystując resztki sprzętu i wiedzę z kółka historycznego, zbudowaliśmy Polskę z naszych i waszych marzeń. Choć pod Cedynią było już bardzo niehalo, na szczęście ostało się kilka naboi do pistoletu alarmowego i Fryce pryskały jak pod Wiedniem 650 lat później, przed husarią.

Umierać tym smutniej, że i nasza drużyna się rozpadła. Rodrigo Samuel stwierdził, że ma w dupie takie zadupie, co jak co, ale w kniei mieszkać nie będzie, wyszperał papiery muzułmańskich przodków i repatriował się do Andaluzji szukać protoplastów, azyl uzyskać jak nie polityczny, to choćby wyznaniowy. Razem z nim wychodźcą został Daniel, choć niekoniecznie z własnej woli. Z Mieszkiem się ściął, chciał wprowadzać wolny rynek, a ten powiedział, że po jego trupie. Budować będziemy, powiedział, państwo solidarne i narodowe, wiec on sam będzie handlować swymi poddanymi i żeby mu się żaden Żydek do interesu nie mieszał, bo zostanie doliczony do którejś z transakcji, no! Emigrował, a w ramach zemsty napisał paszkwil zwany Dagome Judex, jakoby nasz Mieczysław wielkim łotrem był i szachrajem. Próbowałem mediować, to zamknął mnie Mieszko, władca ludzki i sprawiedliwy w lochu, no loszku, na dwa tygodnie i pozbawił kawy latte. A nie, to gorączka miesza mi w głowie, latte była tam, tu pijemy głównie piwo.

Chyba się najebałem. Znowu.