Leżę rozciągnięty na deskach i nie mam siły wstać, gorące powietrze drapie mnie w gardle, z oczu ciekną mi łzy, z nosa nie napiszę co takiego, w każdym razie jest to mocno zielonkawe, w kłębach pary i dymu ledwie dostrzegam duży palec, lewa to czy prawa stopa? wpatruję się weń wnikliwie jak pewien poseł w Warszawę, rozmyślając, jak bohaterowie pana Hrabala o życiu i jego niezrozumiałych kolejach, na samo wspomnienie tego słowa łzy, tym razem rozpaczy, ponownie ciekną mi ciurkiem po twarzy.
Oto ja, wasz bezimienny narrator, którego zostawiliście na bocznicy kopalnianej, a znajdujecie, o zgrozo, na bocznicy życia. Została bowiem zerwana owa mistyczna nić łącząca losy mojej familii, od wieku z górą, z kolejnictwem, w sposób nagły, niespodziewany i bezmiernie niezasłużony, pozostaję bowiem absolutnie niewinny. I tylko Poloki, ciule jedne, muszą robić larmo o głupi wagon węgla, co gdzieś się rzekomo stracił za mojej szychty i nie mogą się go doliczyć, gupieloki, nic dziwnego, że nie mogą porachować, jak żech go sprzedoł, ale żeby od razu za takie coś z roboty wyciepywać?! I to bez żadnej odprawy, w związkach, kaj żech płacił składki od samej zawodówki, ledwo po mordzie nie dali i kazoli wydupcać, won z oczu iść i rzykać do Matki Piekorskiej, że nikt nie chce z tego robić haji, bo dobrą zmianę mamy i rychtig Wielka Polska trzeba w pieruna budować.
Nie dość co by to było nieszczęcśiów, bo przyłaża do chałupy, klucz w zamek wsadzom i nie pasuje. Drzwi moje, patrza, ja, stoi Guinther Bezimienny – stary na starość wrócił do imienia ze chrztu – na tabliczce potatowej, ale klucz jak nie pasuje, tak nie pasuje. Zagadka jakaś. Klupia i „otwierej Andzia” – wołom, słysza jakieś kroki w przedpokoju, ale duże jakowyś, nie babskie i staje przede mną kark wielki, o taaaaaki!, dwa metry na półtorej, nic nie mówi, ino spode grzywki zerko. „Przepraszam, pomyłka”, szepcę i już mnie nie ma. Po schodach leca jak anioł, biję wszelkie rekordy anielskiej prędkości, się kurwa pomyliłem, to nie grzywka była, tylko taki kosmyk co sobie teraz wszystkie chłopy na czubku głowy zostawiają, nawet dresy, za co w 94 wpierdol byłby pewien i zasłużon, na Lipinach i w Chropaczowie, a nawet na Wolce.
Frelka, niech ją skarbniki i Jadwiga wyklną, jak ino mnie z roboty pogonili, przygruchała sobie chłopa z bojówki Ruchu i wszystkie klamoty z chałpy wyciepła, a mieszkanie to mioł żech po rodzicach, własnoręcznie wykupione. Poszedł żech na Solną, kaj żech mioł iść, policjanci byli nawet mili, zaczęli spisywać, aż się personaliów owego skina nie dopytali i jak nie zaczną pałować i na 48 godzin w anzlu zamkli, jako element niepewny, włóczęgowski i antypatriotyczny, tak stoi w papiórach. Bo to persona ważna jest na Śląsku, a my teraz dobrą zmianę mamy i rychtig Wielka Polska trzeba w pieruna budować.
Ja wam dam Polskę, lebry jedne, zakład, że nie wytrwa stu lat złączenia z macierzą piastowską, tak żeście mnie wnerwili! Każden kamień, każda bryłka wungla krzyczą tukej o prastarej historii tej ziemi, przez ludek spokojny i pracowity ludzkości ofiarowany, ale nie na zmarnowanie, yno ku Pana Jezuska zmiłowaniu i wiecznej chwale Wielkiego Wulnego Ślunska. To nie Mazowsze, gdzie panowie po karkach szlachty zagrodowej do chłopskich chałup włazili, by baby chędożyć. Tu mieliśmy wodę i sracze, kiedy za Brynicą się na pole za potrzebą łaziło! Czy zimą, czy latem, a żubr w gołą dupę gryzł. Cywilizacja rzymska, Karol Wielki, Krupp i krupnioki…
Nie miał żech sie kaj podziać, na szczęście wspomniało mi się, że starka mi klucze z ogródków działk0wych zostawiła, koty dokarmiać, teraz jesienią, jak ją w krzyżu ciągnie, leża więc teraz na pryczy w laubie, ogień w kozie buzuje, tylko trochę ten dym mnie martwi, duchota straszliwa, za oknem przymrozek i po stokroć przyznaję rację moim internetowym kolegom, Jakubowi i Kamilowi, że baby to najczystsze zło, mam dość tego całego systemu, jeśli Szwejk mógł żyć ze sprzedaży piesków, to ja będę handlował kotami albo założę portal z całą prawdą..
Może chce ktoś jednego? Na cmentarzu znaleziony, miauczy przymilnie, obróżka z dzwoneczkiem, śliczny, cały bielutki, tylko ma brązowo-beżowe plamy na grzbiecie. Jak nikt nie weźmie, to zawsze mogę go zjeść. Jak Thorgal w Zdradzonej czarodziejce.