Dzień dobry. W dzisiejszych „Defraudantach” rozmawiam z Adamem Sz., młodym pisarzem, twórcą internetowym, a ostatnio autorem scenariuszy komiksowych.
Adam Sz. to sensacja literacka obecnego sezonu. Właśnie opublikował debiutancki zbiór opowiadań, na dniach ma wyjść „Uwolnij swój umysł” pierwszy tom czteroodcinkowej sagi komiksowej. O prawa do realizacji filmu na jego podstawie rywalizują Juliusz Machulski i Wojciech Smarzowski. Sam Adam Sz. nigdy nie pokazuje twarzy, wiadomo o nim tylko tyle, że urodził się 35 lat temu „kajś na Ślunsku”. Wywiad w „Defraudantach” jest jego pierwszym wystąpieniem publicznym.
No właśnie, nic o panu nie wiadomo. Nawet na tę rozmowę zgodził się pan jedynie pod warunkiem wypikselowania całej swojej skromnej osoby. Skąd ta dbałość o prywatność? Podąża pan śladami Pynchona?
(Charkotliwy śmiech) Imć Tomaszek Pynczon, autor zgrabnych powieści sensacyjnych, fetowanych przez krytykę, ale straszliwie przeceniany i nudny w swych eksperymentach? Gdzież mi do niego! (Śmiech przechodzący w kaszel). No sam pan widzi, morda raczej nietwarzowa, poza tym smutna prawda jest taka, że jestem nudnym, rozhisteryzowanym i leniwym człowiekiem w wieku prokuratora Szackiego, choć bez jego erotycznej siwizny. Kredek w kolorze łysym jeszcze nie wymyślono.
Ja debiutowałem na łamach pism fantastycznych i komputerowych. Jak to się zaczęło w pana przypadku?
No, czytałem w życiu zbyt dużo. (Śmiech) A jak człowiek się naczyta głupstw, to zaczyna dochodzić do wniosku, że sam by potrafił. Że to tylko kwestia stylu i w zasadzie każdego jest stanie, no może poza Faulknerem i pisarzami niemieckimi z początku XX wieku, podrobić. I na bazie popularności na jednym z portali społecznościowych stworzyłem bloga na którym umieszczałem różne swoje wprawki, od wielkiej literatury po zabawy konwencją i, bardzo cenioną, satyrę o wydźwięku politycznym. I tak się to jakoś przypadkowo, jak powiedziałby Pan Hrabal, rozrosło, że teraz siedzę w tym programie i sam opowiadam dyrdymały. (Chichot)
Z tego co wiem, to właśnie te teksty złożyły się na pański prozatorski debiut, „Teksty chujowe forever”?
Tak, to z grubsza są opowiadanka publikowane na blogu, choć zredagowane i w niektórych trzeba było pozmieniać drobne realia, bo wydawca bał się procesów (śmiech). No i oczywiście dopełnione są minipowieścią zatytułowaną „Hassliebe”.
Znakomitą, dodajmy. Zadedykował ją pan, jak na debiut przystało, dość tajemniczo, Galopkowi. Czy może pan zdradzić o kogo chodzi?
Nie, (Ryk śmiechu) nie, nie… Ci co maja wiedzieć ci wiedzą o kogo chodzi.
Przejdźmy więc do albumu, który będzie miał debiut w przyszły poniedziałek, a nasi widzowie mogą otrzymać już teraz, jeśli odpowiedzą na proste pytanie „Kim jest Adam Sz.?” na numer 6661, 1,22 PLN+ VAT. Skąd pomysł na komiks?
Nie mogę powiedzieć, bym był wielkim fanem tej sztuki artystycznej, tej formy wyrazu, ale od dziecka zaczytywałem się w komiksach. Nigdy nie wiem, zaczytywałem czy zaoglądywałem? (Śmiech) W każdym bądź razie Tytusy, Klub Myszki Miki, cycki Aaricii i Kris, biodra strażniczki, Puniszer, Batman, Superboom i Daniken, Christa i Leszek Miller. Liznąłem nawet anime, i nie podeszło, nie ma jednak jak europejski komiks, rysowany toporną kreską, ale społecznie i politycznie zaangażowany!
Ale nie bał się, ze kolejny komiks o superbohaterze to zgrany pomysł? Że…
Muszę panu przerwać, mój superbohater jest specjalny, kompletnie nie zgrany, właśnie poprzez swą krzyczącą zwyczajność…
Pozwoli pan, że dokończę. Że Symetrysta to marna glina na bohatera powieści graficznej, medium o tak silnym bezpośrednim oddziaływaniu na czytelnika?
Nie. Absolutnie nie. Muszę jednak najpierw opowiedzieć jak wpadłem, nie chwaląc się, na pomysł stworzenia całkiem nowego typu bohatera, dotychczas nieobecnego nie tylko w komiksie, ale i w całej literaturze światowej. Otóż wracałem wieczorem z Szombierek na Zgodę, dziewiątką i tam są takie momenty trasy, gdzieś od Goduli po samą Frynę, że człowiek odruchowo sprawdza czy ma portfel w kieszeni, na przystankach wysiadają zmęczeni dwudziestolatkowie o niepełnym uzębieniu, wsiadają ich równolatki w ciuchach modnych rok wcześniej, by wystawać pod ścianami klubów pobliskiego Chorzowa i sprzedawać swe spalone w solariach ciała przedstawicielom biurowej klasy średniej… w XXI wieku, w aglomeracji o milionach mieszkańców takie smutne rzeczy… czterdziestoletnia bana kolebie się na torach odstających pół metra od podłoża, po jednej stronie zardzewiałe płoty Huty Pokój, po drugiej odnowiony Kafauz, z tyłu cioplyta, w tramwaju śmierdzi i jest gorąco, staruszki tulą do piersi reklamówki z węglem… I wtedy pomyślałem, że mój bohater…
Symetrysta.
No tak, Symetrysta, mieszkałby gdzieś tu, w tych familokach tuż obok centrum słynnego neo miasta Ruda Śląska, w tych lepszych familokach i byłby zwyczajnym trzydziestolatkiem, z dziewczyną, laptopem i kotem, codziennymi życiowymi problemami. Byłby taki jak ja albo pan, zwyczajny, ale jednak trochę lepszy. W zalewie przeróżnych post…, tej, wiem że jestem w telewizji, ale wybaczy pan (Śmiech), męczącej medialnej sieczki zawsze zdolny odróżniać rzeczy ważne od nie, pomyślałem, potrzebujemy bohatera z dystansem ale i troską patrzącego na kolejne odsłony wojny polsko-polskiej, bohatera którego jedyną bronią jest…
… symetria. Ale po szczegóły odsyłam do albumu „Uwolnij swój umysł”, który oczywiście bardzo polecam, o czym mogą państwo zresztą przeczytać w entuzjastycznym blurbie na okładce. Spytam jeszcze raz, nie bał się pan, że to nie chwyci?
Łukaszu muszę ci w tym momencie podziękować za miłe słowa, mam nadzieję, że przelew doszedł… Ale odpowiadając na twoje pytanie, nie, absolutnie nie bałem się. Z całą pewnością twierdzę, że takiego superbohatera nie ma nigdzie indziej na świecie. I dopiero ja, tu, w Polsce, byłem w stanie wymyślić kogoś takiego. Spójrzmy na nową falę bohaterskiego komiksu amerykańskiego, który właśnie wpierdala ze smakiem własny ogon, nawet jego antybohaterowie są superbohaterscy, jak nie z urodzenia, to po ugryzieniu komara. U nas mieliśmy Likwidatora, ale jaki on ma pomysł na życie? Poza rozjebać? Albo Wilqu, tak przerysowany, że żenujący, a nie śmieszny czy chwytający za serce. Mój bohater jest inny. Twardo stoi na ziemi. W każdej sytuacji. I dlatego wywołuje falę hejtu, samym istnieniem, swą prawością, wyzwala najgorsze ludzkie instynkty. Nie lubi go zarówno histeryczna, totalna opozycja jak i najzagorzalsi beneficjenci obecnej wła…
W tym miejscu musimy zakończyć. Do zobaczenia za tydzień!