Wszystkie moje biznesy upadały. A to okazywało się, że rozmnażanie chomików w kawalerce po babci to jednak nie najlepszy pomysł, a to papużki faliste jednak, okazywało się, mają skrzydła i potrafią latać, są jednak skrajnie nieodporne na mróz i niedożywienie. Handel środkami czyszczącymi urwał się, kiedy jednego z klientów zabrało pogotowie po spożyciu, choć na etykietce przecież stało „Nie do u rzyci zezwłokowego” i nawet trupią czachę skopiowałem ze starej koszulki Discharge, a ten pacan i tak wsadził tę kulkę do gęby i program interwencyjny kręcono akurat na naszym podwórzu, przez co musiałem zwinąć kramik i na trzy tygodnie wrócić do mamusi. Branża spożywcza to już była full katastrofą. Najpierw znaleziono u mnie kilka butelek wykwintnego alkoholu bez akcyzy, jakaś kanalia z osiedla nowobogaczy z drugiej strony ulicy musiała donieść, niby moi klienci obniżali wartość posesji, potem trafiło mi się niby trefne mięso. Skąd mogłem wiedzieć, że to psina, niby sam się mogłem domyślić, grzmiał sędzia, w końcu jestem biznesmenem z południa Polski, ale sąsiedzi przynosili co przynosili, mięso to mięso. W końcu nie jesteśmy islamistami, by kultywować jakieś starożytne tabu żywieniowe.
Siedziałem sobie na klopie, przeglądając na starym, już półrocznym – wstyd z takim się pokazać na dzielni, żaden chłystek nie pomyślałby, żeby go rąbnąć i oddać w lombardzie, tak był przestarzały – tablecie, bieda dopadła i przeglądałem mój ulubiony portal gazeta.pl, a co, mi nie może być wszystko jedno?, bo mieszkam na blokowisku gierkowskim?, kiedy wpadł mi w oko wywiad ze znaną pisarką i wtedy doznałem olśnienia jak Noe kuszony przez diabła w pustynnej Arabii. I ledwie nadążając się podetrzeć, w majtkach do kolan opuszczonych – po domu chodziłem wtedy bez dresików, szkoda tracić pieniądze na pranie, do kaloryferów i tak opieka dopłacała – pobiegłem do babcinej ściany z nagiej i czerwonej jak cegła, no z tej właśnie cegły, i był tam. Pięknie się rozlewał, błyskając pełnym spektrum barw i woni, i łzy mi ciekły po twarzy, bo już wiedziałem, że to jest absolutnie to, gońcie się sukinsyny jedne!, a może te łzy to ze smrodu stęchlizny były. Nie rozstrzygnę dziś tego wspomnienia, zamieszkuję teraz na osiedlu szczerzonym jak uśmiech strażnika.
Dziś bowiem zatrudniam ponad 100 pracowników w całej Polsce, nasze instalacje stawialiśmy w tysiącach domów, także poza granicami, bo emigrację mamy prężną i tęskną. A przecież na samym początku nie dysponowałem niczym poza olśnieniem i kilkoma zarodnikami Polskiej Pleśni (TM). Dziś moja firma przoduje technologicznie w nowej gałęzi technologii/sztuki, na ostatniej konferencji wielkich wizjonerów świata ściskałem rękę Zuckerbergowi i premierowi Morawieckiemu i każdy portal ekonomiczny w Polsce chciałby wywiadu właśnie ze mną, innowatorem przemysłu chemicznego oraz narodowego.
Sądzę, że pozostałem skromnym człowiekiem i dlatego jestem pewien, że każdy mógł wpaść na ten pomysł; wystarczyło chwilę pomyśleć, skojarzyć fakty, no i mieć konto na Twitterze. Oczywiście kilka pierwszych mieszkań przerobiłem całkowicie za darmo, choć zachowując pełne prawa autorskie do moich, ośmielę się użyć tego słowa, dzieł, bo są one czymś więcej niż tylko elementem wystroju. Posiadają wielką moc artystyczną, ale też, co potwierdziły liczne badania, terapeutyczną oraz narodową. Kiedy człowiek wraca zmęczony po pracy do domu i może spojrzeć na ścianę, na ścianę na której rozlewa się, pod pełną kontrolą oczywiście, Polski Grzyb (TM), może wtedy odetchnąć – choć zalecamy czynić to przez maskę – pełną piersią, uświadamiając sobie jak daleko zaszedł w życiowej wędrówce. Od starego wilgotnego mieszkania, w którym po raz pierwszy uprawiał seks, w którym odrabiał lekcje i w którym zawsze na wiosnę trzeba było malować ściany, dzielą go często kilometry, jeśli nie wieki.
Zapytają niedowiarki, bo czyż każdy wizjoner nie potyka się o ich wątpliwości, czy jest to bezpieczne? „Wie pan, dziadek to umarł na suchoty i nie chcę by kotu (czasem dziecku) coś się stało” wyraźnie słyszę te paniusie, które niby chcą – bo sąsiadka już ma, a ona nie – a się boją. Otóż nasza pleśń jest w pełni przyjazna środowisku! Posiadamy wszelkie możliwe zaświadczenia, certyfikaty ISO i Teraz Polska, Polska Pleśń (TM) jest produktem profesjonalnym, nowoczesnym technologicznie i odpowiednio pielęgnowana przez naszych specjalistów może cieszyć oczy całe lata, będąc nie tylko przyjaznym organizmem w Twoim domu, ale również najlepszym terapeutą nieuchronnych lęków codzienności.
Taka jest moja historia. Nie mam nic do dodania. I Ty możesz być wielki, wystarczy chcieć. Choć lepiej nie w mojej branży, nie teraz, kiedy już stać mnie na najlepszych prawników.