… wie Pani, z kim to ja wódki w życiu nie piłem.
To Pan opowie z kim Pan pił?
– No właśnie o to chodzi, że nie piłem. Jakie ja miałem propozycję! Dziś same wielkie nazwiska z pierwszych stron gazet! Ale już wtedy czułem, że coś jest bardzo niehalo. Zapraszali mnie do Krakowa, śluby w Olsztynie proponowali, nawet knajpy na Nowym Bytomiu stały dla mnie otworem, były jakieś opcje na Amsterdam i Myszków, ale odmawiałem.
Ale dlaczego?
– Nie wiem. No, wtedy nie wiedziałem, ale teraz myślę, że mnie Anioł Pański przed tymi kontaktami powstrzymywał (śmiech). Młoda lewicowa inteligencja, tak się wtedy przedstawiali, na przekór trendom, śmieszki niby takie, ale już wtedy coś mi nie grało. Niby tacy otwarci, a jak coś im nie pasowało, to wykpiwali złym hasztagiem bez litości.
No i wtedy wyjechał Pan na pochodzenie do RFN.
(chwila milczenia) No, nie powiedziałbym, że tak sobie wyjechałem. Wyemigrowałem, bo w Polsce sytuacja robiła się coraz cięższa, walka dwóch plemion przechodziła w stan wojny domowej, nie miałem też zdolności kredytowej. To nie była łatwa decyzja, ale brat ciężko harował na magazynach, to się zaczepiłem. Najłatwiej było na pochodzenie, tak… pieniądze na zagospodarowanie dawali, miliony Polaków tak zrobiły, ale polskiego obywatelstwa nie oddałem i dzieci…
… bo nie miał Pan 600 euro na procedurę w ambasadzie, tak szepczą złośliwi.
– Proszę Pani, Pani jest jeszcze młoda i nie może Pani rozumieć tamtych czasów. Już nie taki młody emigrant, bo po trzydziestce, z jakimś tam wykształceniem, które jednak tam nic nie znaczy i jeszcze jakoś szybko pojawiły się dzieci i mimo socjalu, każde euro się liczyło.
Z dziećmi rozmawia Pan po polsku?
– Tylko z najstarszą córką, reszta lepiej mówi po arabsku. Tak jakoś wyszło, ale są ze mnie i z mojej działalności w Polsce dumne. Syn zawsze jak Polska gra z jakimś zespołem z północnej Afryki zakłada obie koszulki. Poza Marokiem, bo żona z Sahary Zachodniej. „Papa du das wielki Polak in Polen”, tak mi ostatnio napisały na kartce świątecznej. bardzo mi to pomogło psychicznie, przyznaję, podnieść się po napływie oszczerstw i kalumnii które na mnie spadły, tu w Ojczyźnie, po powrocie.
No właśnie. Twierdzi Pan, że współczesne elity bardzo pana nienawidzą. Dlaczego?
– Bo ja ich doskonale znam z dawnych czasów, jeszcze z ówczesnych socialmedia. I wiem jaka duchowa pustka stoi za napisanymi przez nich książkami, skomponowaną muzyką, założonymi partiami i nawet biznesami. Fatalnie więc znoszą teraz moją demaskację i czepiają się każdego szczegółu, każdego faktu najmniejszego, bo ich hucpiarskie projekty i geszefty odciąłem od źródeł finansowania. I to bezradny ryk oderwanych od koryta, nie powiem już jakich zwierzątek (śmiech).
No ale w zarzutach jest trochę prawdy, przecież dostaje Pan pensję z ministerstwa, Pana książki są szeroko dofinansowywane i zasiada Pan, jak doliczyliśmy się, w radach jedenastu fundacji.
– Aż tylu? Musiała Pani coś pomylić?
Tu mamy dokumenty, proszę spojrzeć.
– Ach. To absolutnie nieważna, nieistotna i drugorzędna sprawa. Dofinansowania na moje publikacje otrzymuje wydawca, nie mam z tego ani grosza i może nawet będę pozywać za takie sugestie. Proszę Pani, Pani naprawdę sądzi, że ja tych pieniędzy potrzebuję? Mam wysoką niemiecką emeryturę, notabene polska to pusty śmiech, tak to rządzili. 30 lat pracowałem i dokształcałem się, sam prywatnie i mógłbym teraz spokojnie siedzieć na działce, podlewać kwiatki i bawić, nawet tu, w Wielkich Kochłowicach, wnuki, ale Polska potrzebuje mojego świadectwa.
Więc nadal Pan będzie publikować?
– Oczywiście. Mogę Pani z dumą oznajmić, że w Fundacji Myśli Polskiej jesteśmy bardzo bliscy odszyfrowania dysków z Twitterem z lat 2014-2020 i wtedy „elity” – koniecznie proszę w cudzysłowie – dopiero zaskowyczą. Mają się czego bać, mogę Pani już dziś zaświadczyć. Maski ostatecznie opadną, a historię ostatnich dekad trzeba będzie pisać od nowa. I my to zrobimy, gwarantuję Pani.