Na naszym oddziale działy się rzeczy straszne

Można być wybitnym teoretykiem. Znawcą prawa międzynarodowego, słynnym ornitologiem albo profesorem najstarszej polskiej uczelni. Oczywiście nie sugeruję jakobym aspirował do któregoś z powyższych mian, ale jako człowiek tępy, choć niestety niegłupi – prywatnie sądzę że to najgorsza ludzka mieszanka –  jestem w stanie mądrze wypowiadać się na wiele tematów. Koledzy mi wierzą.

I bodaj to zdenerwowało salową Martę. Bo chyba nie to, że dawno na gazetce ściennej nie wychwalałem personalnie panienki Marty, pisząc jak jest mądra, ładna, błyskotliwa, jak przepięknie spaja nasz ośrodek swą codzienną promiennością i zdjęciami córek. Erotomani, ofiary fobii politycznych i społecznych, a nawet zwyczajni schizofrenicy i pensjonariusze z manią wielkości jedzą jej z ręki. No, tabletki, czasem, dwóch krępych sanitariuszy przytrzymuje wtedy delikwentów i nożem rozwiera szczęki.

Ale nie pisałem o tym wszystkim, bo to przecież oczywista oczywistość. Bez salowej Marty nie byłoby warto rano wzuwać kapci i szlafroka ubierać na piżamkę. Nie warto by się golić, smarować brylantyną przerzedzonych włosów, ani nawet powtarzać serii 5 brzuszków wymiennie ze skłonami. Dla ordynatora? Dla tzw. „lekarzy” młodych, co prowadzą na nas eksperymenta symetryczne i co rusz uciekają za płot, a potem ich przywożą skrępowanych i wypuszczają na oddział dopiero po trzech dniach?

Salowa Marta źle odczytała jednakże me próby przypochlebiania się – a kapcie na glanc cały czas wypucowane – przeszła do praktyki i zarządziła referendum. Bo my teraz mamy, znaczy się: wprowadzamy kolejny etap demokratyzacji naszego ośrodka, i teraz każdy może się wypowiedzieć na temat zmian, a wyniki zostaną uwzględnione albo i nie, i ogarnęło nas prawdziwe wzmożenie wyborcze i nawet w ramach budżetu obywatelskiego postawiliśmy karmnik dla sikorek w miejsce ściętych drzew, ale jak zwykle zaplątałem się w mej narracji i peanach dla salowej Marty… o czymże to miałem?

No więc ta pierwsza Marta, bo jest też o zgrozo Marta druga, ale to temat na inną traumę, korzystając ze swych nieokreślonych bliżej prerogatyw zorganizowała referendum na mój temat. Nawet kartki do głosowania wydrukowała własnym sumptem, karty cokolwiek podstępne, pewnie jeszcze mlekiem zaznaczone, a moi tzw. koledzy z jednego korytarza zagłosowali za…

Przykro mi się na duszy zrobiło. Tyle lat, tyle pamiętnych dni, tyle dyskusji poważnych i mniej, a tu mnie na banicję z infamią wysyłają. Mnie, jak króliczka z klatki wypuszczanego w daleki las, gdzie lisy, wilki i borsuki, chcieli posłać na zewnątrz, w rzeczywistość okrutną i nieprzystosowaną do mych, jakże niewielkich, oczekiwań. Plecaczek spakowałem, ubrałem się w strój w którym mnie tu przywieziono, obułem dziurawe hadeki numer 44, kapturek szary i koszulkę Cradle of Filth spraną. Byłem więc gotów. Rok 2017 nie może być dużo gorszy od 99.

I wtedy nadeszło ułaskawienie. Ostatnie. I ostateczne.

W sumie nie wiem dlaczego.

Ale jak w nocy dorwę tych co głosowali za „w pizdu trolla”, to okruchy sucharków staną im wszystkim. W gardle.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s