„Historia Polski jako logistyczne zaplecze podróży do wnętrza Ziemi”

Harolda Lewisa Bishopa obudziły oklaski. Coraz gwałtowniejsze, frenetycznie unosiły się w zamkniętej przestrzeni i przez moment myślał, że znowu usnął w operze, na corocznym koncercie wieńczącym sezon wyścigów w Ascot, i królowa obetnie mu premię jak poprzednio. Ale nie, znajdował się przecież w samolocie i to jego współpasażerowie świętowali udane lądowanie. Tu, tak daleko od cywilizacji, idiotyczne postępowanie było normą od zawsze. Horrendalne kurioza i dziwy Europy Wschodniej opisywały już pierwsze bedekery. Ale nie tylko dlatego przyjeżdżał najrzadziej jak tylko mógł.

Bez problemu przeniósł neseser przez kontrolę. Starszy dystyngowany pan, ze skroniami okraszonymi siwizną, w stylowym trenczu i butach szytych na miarę, w tej smutnej krainie wzbudzał jawny i w sumie nawet szczery podziw, z lekka tylko nutą zawiści. Trochę się martwił, co będzie jak Wielka Brytania opuści w końcu Unię, szczerze powiedziawszy w ostatnich dwóch miesiącach nawet bardziej niż trochę, ale do tego czasu załatwi sobie portugalskie obywatelstwo. Albo hiszpańskie, nie był jeszcze pewien. No, ostatecznie niemieckie.

„Taxi senor? Very tanio, zu centrum Krakau” – Laseczką odegnał naprzykrzających się taksówkarzy w skórzanych kurtkach i z nieodłącznym wąsem. Pamiętał takich ze swojej, szczęśliwie – dzięki licznym sesjom terapeutycznym – wypartej młodości. Nie zatrzymał się również na parkingu strzeżonym, zignorował przystanek autobusowy. Podszedł do zaparkowanego w chłopskim obejściu, pod brzozą oczywiście, białego opla. Wolałby swojego vauxhalla, ale to nie on podstawił tu auto. Pięknie: „Nie jestem nawet godzinę w tym kraju, a spodnie już całe ujebane błotem”. Przed odpaleniem motoru włożył eleganckie zamszowe rękawiczki. I ruszył do miasta.

Tak naprawdę był zdrowy jak jamajski batat, ale utykanie na jedną nogę weszło mu w krew. Dzięki temu mógł bez podejrzeń używać bambusowej laski. A w jej wydrążonym środku mógł przewozić różne, mniej lub bardziej, ciekawe przedmioty. To była łatwa robota. Miał zatruć krafty czterech słynnych ćwiterian, którzy cechowali się wrodzonym imbecylizmem. Nic więcej o nich nie wiedział. I dobrze. Naprawdę, nadmiar szczegółów w jego zawodzie tylko szkodził i powodował mętlik w głowie. A on był przecież profesjonalistą. Sam siebie stworzył. Od  1978 roku, od pierwszej chwili, kiedy tylko zobaczył w jaki sposób są traktowani obcokrajowcy w jego rodzinnym kraju, chciał być tym czym oni – obcokrajowcem w jego własnym kraju. I to mu się udało.

Siedział teraz na samym rynku i czekał. Rozrzucał gołębiom rozkruszone kawałki bajgla, z rozkoszą pożerając kolejne ogórki małosolne. To jedna z tych kilku rzeczy, które się Polakom naprawdę udały. Musiał przyznać. Receptory z lubością rejestrowały smak dzieciństwa. Taką samotność lubił najbardziej. Jeszcze ćwierć wieku wcześniej padłby ofiarą licznych w tym mieście intelektualistów, co jeden doktor z profesorom rozrywaliby go miedzy sobą w licznych kawiarniach, na szczęście jednak i tu zaszły zmiany,  w końcu także i tu wszyscy mieli go w dupie i już nie zaczepiali, nie pytali o tak absurdalne tematy jak historia Polski i jądro ziemi.

Zadzwonił telefon. Ten numer znała tylko jedna osoba na świecie. Chwilę słuchał:

-Wolałbym nie.

I wyłączył komórkę. Kurwa, pomyślał, skąd stary wie, że wróciłem do domu?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s