„Sarny. Ale jakieś domowe, więc może to były krowy, tylko chude.”

Takoż to (nie)dzielny Major, dobrotliwy tato Majorka, posoliwszy, pół gorączki posobotniej nocy później, na niedzielnym obiadku (klikając) kurę przy Kurskiego w tyle telewizji, tak go suszyło, że (nie)smaku nie czuł w ogóle, wyższość musiał uznać Haelbiaka Wspaniałego, najświetniejszego od czasów Sulejmana pogromcy chrześcijan na ćwiterku i odeszedł kwicząc do krainy szczęśliwych remisików… I Wielka Smuta zapanowała po lewicy Pana (hlb rzeczonego), rozłam gangreniczny (gargantuiczny?) się wdał w młodą inteligencję polacką, rozkład tkanek rako twórczy i ta dziejowej misji spajania narodu w Jedność nie sprostała, pole Teklom Tekielim oddając. Pomyłka to od początku ogromna była, bo to nie #majtkiDudy, a #batkiDudy grane być powinny, jednakoż semantyczna ta różnica do wygubienia doprowadziła Razem (ale osobno jak pieklili się złośnicy). Załkał Blady oraz Mlaxis o północy! [Wyjrzyjmy w przyszłość odległą, w której to #majtkiDudy czapą Mahomeda się stały i każdorazowo, wielewiekówpoźniej, Król Polski nowy w nie obleczonym być musiał, a któren to brzuszyska nie pomieścił, na miejscu był ścinany z dzikimałłowaniem, co rządku pretendentów do tronu i ręki księżniczki (bo zawsze się jakaś księżniczka odnajdywała) jakoś wcale nie ukracało]

Harold Lewis Bishop, teraz to bardziej […], nudził się okropnie i sobie notował różne dziwadła w swym notesiku, przemyślując że jak ta akademia jeszcze z godzinę potrwa, to on skończy tym razem Wielką Powieść Polską i wtedy nie ma chuja we wsi – ale może będzie, i to góralskiej – tym razem wydać ją będzie musiał wieńcząc tym samym cykl XXXIX tomów dzieł nienapisanych, co to je PIW ma ogłosić na dniach i gruntując sławę Harolda Lewisa Bishopa, a właściwie […], jako artysty nowego wieku, absolutnie nic nic nic nie tworzącego i przez to największego. Rozmarzył się Harold Lewis Bishop, czyli teraz już […], widział siebie na scenie tej nagrody, sam Miszcz wychwalał artyzm, a może artretyzm, polskiej Fingers Tren i czek wręczył z kilkoma zerami, choć w walucie bardzo niegodnej. Ale sukienki do Mittensowa nie wyśle, bez (prze)sadyzmu, ten Adaś uprzykrzony na coś by się mógł w końcu przydać.

Stary miał jubileusz i dlatego dzwonił. Stulecie pracy na AGH, trzydziestolecie Bohatera PRL, akurat teraz i bardzo by się ucieszył jakby syn marnotrawny wpadł. Więc siedzi Harold Lewis Bishop, teraz bardziej […], na raucie (aucie – on sam dopisałby chętnie) w Wieliczce i wdycha jod, wysłuchując kolejnych peanów na rzecz taty wygłaszanych. Były minister już przemawiał, teraz mówkę odjanapawłuje obecny, potem obaj się uchleją wspólnie na koszt województwa. Do niego podejdą ciotki dawno nie widziane i od imienia […] zaczynając, zaczną wspominać jak mu tyłek myły na Plantach, a pieluchy to wtedy były nie takie jak dziś, tylko tetrowe i… Znowu mu się na wspominki wzbierze. Brunetka czy blondynka? Agnetha czy Anni-Frid? Dylemat straszny czterolatka, który choćby w przedszkolu całe leżakowanie tę kwestię rozważał, nie potrafi zdecydować: którą wziąć? Przed ołtarze, oczywiście, bo ciotek młodych i fajnych – nie można. Zakazane.

Tak wczoraj zachlał, zatruł Sobieskim z Szopenem, że jak go dziś wieźli po wschodniej Małopolsce ergo zachodnim Śląsku, jedne błoto wokół – po ciul rozróżniać?, ale i tak wieźli go przez pola rzepakowe, a na tych polach kryły się sarny jak krowy wychudłe, przez pastuszków i hoże dziewoje zaganiane, by szkody na pobliskiej A4 nie poczyniły (a może to u Chełmońskiego widział? Te scenę sielską?), to o mało nie kupił kawałka ziemi. Po góralach. O kuffa. Niedobrze. Żeby się tylko ożenić nie musiał, choć stodoła nowa, strzecha nie zawilgocona, sprawdził, pokolenia chłopów pańszczyźnianych we gry mazurka zagrały. Furmanka stała na oponach dużego fiata, ośki przesmarować i wiśta, wio! Harold Lewis Bishop, jak jeszcze był małym […], zawsze płakał nad szkapą, co to się Łysek nazywała, ale rodzinny ugór na wiosnę trzeba było obrobić. Więc szedł za pługiem i ziarno rozrzucał w koszulinie z worka po mące; zaszedł tak daleko jak tylko mógł.

Te cztery cwiteruchy pisać nie przestały swych bredni, a niby to najdoskonalsze trucizny były, na bank w dwumiesięczną śpiączkę delikwentów wprawiające (by nie musiał czytać o politykierach), ale już nawet Brytyjczykom ufać nie można. Piją te krafty, cwiteruchy, nie Brytole, to w pizdu im jedno co potem żrą, ser żółty morski, kebab polski, Bałtyk częściowo niemiecki, truciznę szkocką. Będzie musiał znowu przyjechać, za dwa tygodnie, tym razem jedynie z zaufanym ręcznikiem do okręcania.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s