Śmierć ma na imię Marta

Kiedy koledzy urządzali mi wieczór kawalerski, to poszli po absolutnej taniości i nie dość, że wylądowaliśmy ostatecznie w Meduzie z Lornetą, to zamiast zafundować mi pełen program w porządnym nihgtclubie, choćby w tym nad sklepem monopolowym Wielbłąd w Chorzowie, wysłali mnie do cygańskiej wróżbitki. Z trzema sutkami co prawda, co tylko kolejny raz dowodzi, że Kevin Smith przewidział absolutnie wszystko (no może poza własnym upadkiem), ale było cokolwiek dziwacznym przeżyciem. To wróżenie. Jedno zdanie padło tylko, jak w tytule, a potem straciłem przytomność i obudziłem się na przystanku na estakadzie, ograbiony z zegarku po ojcu. Uprzedzając ewentualne filmowe zapytania – zegarek ów nie był przechowywany w żadnym spektakularnym miejscu, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. 25 lat pracy. Taty. Zegarka miejmy nadzieję, u nowego właściciela, też.

Zresztą i tak byłem mocno do przodu, bo oczywiście żadnego ślubu nie było. I mam nadzieję, że te patafiany się karnie stawiły w sztruksowych garniturkach w kościele, dzielnie walcząc z kacem w sobotnie południe i dopiero po trzecim pogrzebie zorientowali się, jak bardzo zrobiono ich w chuja. A pogrzeby wyobrażam sobie przepiękne, z cudnymi wieńcami i trupami wyłażącymi z butów. Albo budów. Wsio jedno. I tu, i tu ręce całe w wapnie. I ciężka harówka. I belki źle przycięte.

Najlepsze, że niektórzy woleli z góry wysłać kasę w kopercie, zamiast pojawiać się na bibie z odkurzaczami czy innymi upominkami z listy mojego niedoszłego najważniejszego dnia w życiu. No jak w Pereelu, choinka i motyla noga. Tylko książeczek mieszkaniowych brakowało. Podliczyłem i zerwałem kontakty ze wszystkimi znajomymi, rodzina ma mnie za umarłego. Zmieniłem listy kontaktów. I mam teraz lepszych przyjaciół.

Na ćwitrze. Nie tęsknią, nie pamiętają, nie cierpią. Fajno jest! Są nawet dwie Marty. Świetne dziewczyny. Tylko trochę okropne. Jak to śmierć.

Nawet rodzinny czterolatek się załamał. Kiedy jego z kolei Marta opróżniła szafkę w przedszkolu patrzył się nas takimi wieeeelkimi oczami i straszliwie poważnym głosem zawyrokował: Ona już nie wróci…

Małej wiary chłopak. Wróciła. I teraz Jaś ma dylemat jeszcze większy, bo – uwierzcie, to cytat absolutnie autentyczny – dopytywany o szczegóły tragedii wypalił w końcu „bo nie wiem, którą wziąć”. No właśnie.

PS Przy pisaniu tego tekstu zgasły trzy znicze, wyschły dwa wieńce pogrzebowe i spłonęła jedna fioletowa wstęga z napisem „Pamiętamy”. Żaden kot nie został porwany i złożony w ofierze. Szkoda.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s