Raport z oblężonego kontynentu (III)

 Dzień 10

Obudził mnie śpiew muezzina. Leżałem nago w niskim łóżku, czyżbym, jak to mawiają w moim kraju, wpadł z deszczu pod rynnę? Mocniej ścisnąłem poszetke bezpieczeństwa, jedyne co pozostało po moim ślubnym garniturze. I wtedy przypomniałem sobie wszystko.

Kolonia.

Na szczęście jedne z drzwi prowadziły do łazienki, bo inaczej pekl by mi pęcherz. Mieli nawet nieużywaną szczoteczkę do zębów, na taborecie leżał, jak się domyśliłem szlafrok, a nawet recznik  (do głowy chyba). Tak ubrany odważyłem się wyjrzeć na korytarz polskiego, tak myślałem, konsulatu. I pierwsze co widzę, to Arab. Machający do mnie radośnie. Zamknąłem drzwi. Wiecie, nie jestemrasista, ale tyle się teraz słyszy o tych zamachach.

Ale ten ładuje się za mną do izby, szczerzy zęby, cóż więc dziwnego, że znowu rozważam kwestię rynny (to tylko drugie pietro) i mówi do mnie po polsku: sallam alejkum. Zemdlałem. Po raz trzeci w tym tygodniu. Jak tak dalej pójdzie, to zrobię sobie jakąś krzywdę.

Dzień 13
Wiem wszystko. Raszid\Dennis mi opowiedział. Znaleźli mnie omdlałego u drzwi szkoły koranicznej w ostatniej chwili, bo z uliczek unosił się już pedalski wrzask triumfu. Biedny ksiądz Tymoteusz.

Ojciec Raszida\Dennisa studiował w latach 80. medycynę w Poznaniu, w 89 uciekł do NRD i Raszidowi\Dennisowi pozostało z tego wszystkiego niemieckie imię po mamie kulomiotce, arabskie nazwisko po tacie, zadeklarownym syryjskim socjaliscie z tendencjami do ateizmu, szczątkowa znajomość polskiego, słabość do blondynek i, tu mu było naprawdę wstyd, fanatyczny podziw dla piosenek Lady Pank.

Przerzucili mnie natychmiast na Bajery. No, do meczetu boja się Niemcy wchodzić, bo od razu informujemy ONZ, Strasbourg i Adama Bodnara, ale strzeżonego Allah strzeże i znowu wvbucha tym swoim młodzieńczych śmiechem, a zęby ma zachwycajace, całkiem niepolskie, równe, białe… ostre…

Piękne jest Monachium, nawet bez Mittens stalinoskiej z corkami, ale wtedy to już byłby nadmiar piękna, ponad ludzkie pojmowanie; piękne są jeziora i Alpy, i traktory porsze na landowkach, i zapach gnoju o poranku, i kapliczki z Issa na każdym zakręcie. Zwiedzamy Bawarię z Raszidem\Dennisem i odkrywamy podobieństwa, różnice się zacierają, polubił Myslowitz, moze wyskoczy na Offa. On też tylko chce, by było na świecie jak dawniej. On też wielbi średniowiecze, z jego pozorna tylko prostotą, porządkiem społecznym, umiłowaniem naturalnej medycyny i islamską potęgą, Sulejmanem u wrót Rzymu. No, w tym ostatnim punkcie się trochę różnimy. Jeszcze.

Próbuję go podpusczczac. Idziemy dolinką w Alpach, nad nami wiszą dwutysięczniki, ledwie co zrobiłem sobie zdjęcie z Malyszem w Ga-Pa (jego rekordem starej skoczni), 30 stopni w cieniu i wskazuję typową niemiecką rodzinę. Pan gładko ogolony i w krótkim rękawku, synek biega w krótkich gaciach. Nastoletnia córka ubrana od stóp do szyi, niesie plecak, włosy jeszcze rozwiane, za to matka z zasłoną na twarzy. Czy to XXI wiek pytam Raszida\Dennisa, czy prorok jezdzil kamelami po pustyni w majtach Dudy? Szelma zna jednak odpowiedź na wszystkie pytania, one same tak chcą, w tych upałach lepiej zakrywać wszystko, a to muzułmańscy mężczyźni ponoszą trudy asymilicji kulturowej i poca sie jak wieprzowina. No, raczej nie jestem przekonany.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s