Wyprawa

Powyżej Oslo stopa człowieka nie stanęła od ponad stu lat. Latem roku 2367 to stąd ruszyła wyprawa Scotta i Pedersena, by zbadać możliwość ponownego zasiedlenia dalekiej północy. 46 godzin później nadali ostatni komunikat, co wydarzyło się dalej nie wie nikt. Ich śladów nigdy nie odnaleziono.  Żadnych szczątków nie odnalazły ani wielkie mechy ratownicze, ani coroczne wyprawy po tytan Wielkiej Armady, która w ciężkich bojach z Korporacją AI wydzierała z ziemi ostatnie pokłady pierwiastków śladowych na terenach niekontrolowanych.

Misja liczyła siedmiu członków, wyłącznie mężczyzn. Dowodził nią Harold Zgryźliwy, weteran bitwy pancernej pod Hastings i licznych pomniejszych bojów toczonych w imieniu Ludzkiej Republiki. Jego szlachetną twarz rzeźbiły liczne blizny i kratery doznanych rozczarowań. Szorstki w codziennych kontaktach, tak naprawdę lubił ludzi i obsesyjnie wręcz dbał o bezpieczeństwo swoich podwładnych. Jego pierwszym zastępcą był Mlaxis, natura równie szlachetna, lecz o cechach wręcz przeciwnych. Może to sprawiało, ze panowie nie przepadali za sobą? Krążyły pogłoski o pojedynku na miecze gwiezdne, gdzieś, kiedyś, w odległej przeszłości, z której tylko jeden wyszedł obronną ręką, ale nikt nie wiedział: który? Dziwny był to zespół dowódczy, skutkujący, uprzedźmy trochę fakty, wielkimi problemami w drodze na Spitsbergen, ale kierownictwo kierowało się tu swoimi przesłankami i spekulacjami, których nie mamy potrzeby tu ujawniać.

Za sprawy techniczne misji odpowiadali pospołu Chory i Dzieciak. Razem tworzyli zaskakująco zgrany duet, mistrzostwo osiągając zwłaszcza w otwieraniu butelek z piwem zębami oraz rozczytywaniu najgłupszych nawet instrukcji i schematów. Równie dzielnie maszerował Arekk, specjalista od nasłuchu – wszelkie szumy i trzaski nie miały dla niego tajemnic, co tym istotniejsze, iż wyprawa była ściśle tajna i miała zakaz jakichkolwiek kontaktów z otoczeniem. Niezbyt jasna była rola i zakres działań Szarego, niektórzy ze współuczestników podejrzewali, że w tej nominacji maczał palce osławiony Wydział IV Ministerstwa Wolności i Swobód Ludzkich, ale był zdecydowanie najprzystojniejszy z ich wszystkich, a biorąc pod uwagę specyfikę wyprawy, miałoby to głęboki sens.

Wędrowali bowiem nasi dzielni mężowie na północ w poszukiwaniach Cudu Północy.  Ludzkość, od pokoleń skryta głęboko w głębokich sztolniach śląskich kopalń, rozpaczliwie poszukiwała drogi ucieczki i uzyskania przewagi w wiecznych bojach ze swymi własnymi tworami, zbuntowanymi botami klasy Polaq 500++.  Na powierzchnię wędrowali bowiem tylko najsilniejsi, najlepiej biologicznie przystosowani do obecnych warunków na Ziemi, a i to w grubej warstwie ochronnych kombinezonów. Większość prób założenia nowych osad na górze nie przetrwała bowiem i miesiąca. Zdesperowani uczeni poszukiwali więc wiedzy o starożytnych technikach, wysyłali sondy i ludzi, by przetrzepywali stare papierowe biblioteki (całą wiedza cyfrowa zniknęła w Wielkim Wybuchu Elektronów w 2113) i to jeden z nich w stercie przyniesionej makulatury odnalazł artykuł o Arce Genetycznej na dalekim Spitsbergenie. Prawda czy fałsz, mit czy prawdziwa nauka, postanowiono to zbadać, tak głęboka i pilna była potrzebna świeżych genów. Nazywał się Typowy Adas i teraz był kronikarzem tej wyprawy. Wyglądem i doświadczeniem, jako sympatyczny grubasek z zaczeską, wyraźnie odstawał od reszty swych zahartowanych licznymi bojami i ciężką pracą fizyczną towarzyszy, jednak jego obecność została wynegocjowana przez samego ministra kultury Republiki.

Tak to 11 sierpnia 2488 otwarły się północne wrota punktu obserwacyjnego w dawnym Oslo i przez potężną bramę ze śladami licznych walk, przez pogiętą i spaloną blachę transzei obronnych, wymaszerowało siedmiu naszych bohaterów, by…

(…)

Kurwa, ja też jestem robotem!!! – Wrzask Typowego Adasa odbił się od powały potężnej jaskini i niemal zagłuszył szczęk olbrzymiego miecza, który wypadł z jego ręki, a dokładniej mówiąc z tego, co z niej pozostało. Od ramienia w dół jego dłoń przypominała dźwig, tyle metalu i kabli się na nią składało. Krew, czy też to co ją miało imitować,  znaczyła ślad od wejścia, stalowej bramy z wypalonym otworem o może półmetrowej średnicy, w sam raz na człowieka, czy też androida. Dochodziły stamtąd jęki, ale Adas nie miał najmniejszej ochoty sprawdzać, który z jego kompanów dogorywa.

Szedł dalej tunelem, mrużąc krótkowzroczne oczęta – jak już jestem robotem, to na chuj ten cyrk z dioptriami? – pomyślał ironicznie. Robiło się coraz zimniej i  nie był to tylko efekt spadającego w dół korytarza, ale i systemu potężnych wiatraków rytmicznie wtłaczających powietrze między skały. Kiedyś budowaliśmy, znaczy się ludzie budowali znacznie lepiej niż dziś – aż gwizdnął z podziwu.

W pierwszych salach nie znalazł nic ciekawego. Trochę narzędzi, szuflady z zasuszonymi roślinami. Mijał kolejne drzwi z coraz większym zniechęceniem: kotłownia, toalety, pokój roboczy – aż dotarł do wielkiej hali. Stał w niej jedynie katafalk. A na nim coś w rodzaju trumny, widywał takie w starych książkach.  Ta była szklana. Leżała w niej dziewczyna cud urody, wyglądała jakby spała. W nogach mościły się wygodnie dwa koty, jeden nadal oblizywał sobie futerko na brzuchu. Adas się aż uśmiechnął na ten widok. Podszedł do tabliczki z napisem. „Marta Mittensowska” – odczytał w narzeczu staropolskim, na szczęście ukończył kiedyś półroczny kurs słowiańszczyzny.

Był wstrząśnięty.

I po to przeszliśmy tak długą drogą, walczyliśmy z licznymi robotami i między sobą, poznawaliśmy baśniowe krainy i spożywaliśmy takież to stwory, by finalnie znaleźć… to? To ma być nadzieja całej znękanej ludzkości? Oczywiście jeśli nadal istnieje, ktoś kiedyś musiał do oprogramowania wkleić mu wirusa złośliwości…

Było to zresztą przygoda kompletnie pozbawiona sensu, bez najmniejszego znaczenia. Marsjańska flota Jedynej Ludzkiej Planety We Wszechświecie właśnie zrzucała pierwsze bomby nad biegunem północnym. Adasowi, jak i całej planecie, pozostawało 33, 4 sekundy na jakiekolwiek rozmyślania. Obserwatorzy z innych galaktyk odnotowali niewielką anomalię na pasie Drogi Mlecznej Bez Glutenu (choć z możliwymi śladami soi, jajek i mąki).

Tekst inspirowany przez kolegę Szarego. jeśli chcecie wiedzieć, co się wydarzyło pomiędzy, zbierzcie 10 lajków i złóżcie petycję do podania na ręce stażysty asystenta kolegi hlb

2 komentarze do “Wyprawa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s