Czajnik z wydm

– No jak tam Marta?

– Wróciła. – Rodzinny czterolatek się uśmiechnął, jednak niemal natychmiast na jego buzi pojawił się smutny grymas – Ale nadal mnie nie lubi.

Cóż można odpowiedzieć czterolatkowi na takie dictum? Tłumaczyć mu, że z Martami już tak po prostu bywa i ma czas, dużo dużo czasu, by się przekonać o tym jeszcze bardziej osobiście? Miłość to ważna sprawa, ale umówmy się, czterolatek miewa poważniejsze problemy. Choćby konieczność spożywania brokułów, plątania grzyw konikom młodszej siostrzyczki i uciekania przed tatą, lęk przed nuklearną zagładą, liczenie do dwudziestu (bez palców).

Przedzieraliśmy się przez wydmy. Wokół piętrzyły się istne kopalnie kup. Wiatr rozrywał mi parawan, ale Jaś oprócz swoich ulubionych zabawek, misia i kilku autek, dzielnie niósł czajnik. Była dopiero piąta rano, znaleźliśmy więc przytulne miejsce 100 metrów od brzegu. Jaś zasnął na kocu, a ja do dziewiątej próbowałem wbić śledzie w sypki piasek. Mogliby już przekopać tę Mierzeję, w przyszłym roku może pojechalibyśmy w góry.

Dzieciak obudził się spłoszony. Przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie i z kim się znajduje. Bardziej nawet, tak jakby przyśniło mu się, że wszyscy go opuścili i został sam na tej plaży. Poszliśmy się wysikać. Na wydmy, gdzieżby indziej?

Przy okazji pozbieraliśmy trochę gałęzi na ognisko. Paliły się całkiem znośnie. Nalałem wody do czajnika i postawiłem na ogniu. Wyglądają bardzo ładnie, można je podłączyć do prądu nawet, ale niestety szybko się palą. Plastik z którego są wykonane, to już nie ten plastik co dawniej. Jakie wspaniałe rzeczy powstawały np. w takim Łuczniku, no ale teraz mamy kulturę konsumpcji i kupowania wszystkiego na jeden raz. Nie ma problemu, jak będziemy wracać do pensjonatu kupimy sobie następny. W jakimś ładniejszym kolorze.

Popijałem neskę, na lepszą kawę mnie nie stać, ale jakby tak Schetyna – rozmarzyłem się – zrobił ustawę o 250+ na pierwsze dziecko, to może i wosebę bym mógł, słyszałem („kobiety lubią brąz” – Rysiek chyba nigdy nie biwakował przy tej wydmie), że to dobra kawa. Jaś siorbał kakao, specjalnie (i chyłkiem) wydoiłem krowę gospodarzom przed wyjściem na plażę. Nadal go coś nurtowało:

– Wujku, a co to jest Polska? Bo wiesz, ja mieszkam w Polsce.

Już chyba wolałbym porozmawiać o Martach. Ale chłopak jeszcze wierzy, że wujek, choć jest leniem i pogubił swoje lego, bo nie pilnował, wie dużo o świecie. Nie mogę go zawieść, nie teraz, niech mnie szanuje przez jeszcze choćby dwa lata:

– Polska? Hmmm. Wiesz Jasiu teoretycznie to państwo, które kamieni… – Patrzy we mnie ufnie, ale zaplątałem się okropnie – No więc był sobie Mieszko, taki wódz starszaków i on dawno temu, kiedy nawet babci i dziadka nie było na świecie – Dziwi się, muszę zacząć jeszcze raz, poddaję się – Dawno dawno temu, za trzema morzami i dwoma pasmami górskimi, była sobie cywilizacja, która udomowiła ogórka, zbudowała Rzym i  zarianizowała Europę.

– Nie lubię ogórków.

– Dlaczego? Przecież są dobre – Kiwa głową, że nie i zaraz śmieje się łobuzersko – Ten wódz starszaków, pamiętasz? – Kiwa, że tak – Miał córką, nazywała się Wanda i Niemca nie chciała – Przerywam, znowu coś mu nie pasuje.

– Ale ciocia Karolina i Laura z Niemiec przyjechały??

No tak, zaraz będę musiał opowiadać o pogmatwanej historii Górnego Ślunska, o tragifarsie jaka ma tu miejsce od pokoleń, może nawet „Dracha” czytać na dobranoc. Wszystko przez hulajnogę, od cholernych kuzynek dostał, niech ja je spotkam, nie będzie tym razem żadnych kasz perłowych, szkloków i Tyskich w prezencie, figę dostaną. Metaforycznie, bo na prawdziwe figi mnie nie stać, ale jak już Schetyna…

– To skomplikowane, Jasiu – Mruczę i już absolutnie nie wiem, co powiedzieć. Na szczęście nadchodzi huragan, Emilia się nazywa i wpada między nas dwóch, śmiejąc się od ucha do ucha. Dyskretnie zmieniam temat – Jaś, nie bądź taki bobo! Nie jesteś chyba bobo?

Nie jest. Ale jego siostra poważnieje i z całą mocą wyszeptuje:

Emi bobo. Dzi-dzia – Akcentuje mocno drugą sylabę. Pewność malująca się na jej prawie dorosłej w tym momencie twarzy jest rozczulająca. Szczęśliwa mała, ma swoje miejsce na ziemi i rolę społeczną do spełnienia.

Przez resztę dnia budowaliśmy zamki. Na piasku.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s