Była to bitwa słynna wielce swego czasu w całej Europie. Na skraju Wielkiej Prerii, tam gdzie azjatycki czarnoziem, tysiącletnimi kupami chrzczony…
– Kupa. Kupa w majtach. Kupa w majtach.
… zamienia się dyskretnie w Europę, spotkały się dwie wielkie armie, by odwieczny spór ostatecznie rozstrzygnąć. Stanęli naprzeciw wojownicy najprzedniejsi w sztukach swych, od dziecka we władaniu broniami przeróżnymi szkoleni. Honorni i honorowi, najdzielniejsi z dzielnych, modły swe wznoszący o zmiłowanie i odkupienie win przeciwników, broniący prawa i przestępców…
– Jak Psi Patrol?
– Tak Jasiu, jak Bolek i Lolek, Tytus, Romek i A’tomek, Dzieci z Bullerbyn.
– Czo?
– Nic. Śpiewam.
– Aha.
… stanęły naprzeciw dwie armie ogromne, nie przez królów i książąt prowadzone, a przez ludzi takich jakimi i my jesteśmy. Rozpostarły swe sztandary szeregi zawodów prawniczych: centralnie sędziowie stanęli, po lewej zielone togi adwokatów najmężniejszy z hufców znamionowały, po prawej prokuratoria generalna swe konie hamowała. Naprzeciw, w garniturach na miarę szytych, stanęli doradcy, w jednym szeregu stojący, a w kieszeniach kryjący, poza poszetką, bronie przeróżne tajemne i okrutne, takie jak aporty, supliki, wyliczenia kosztów i numery kont tajnych…
– Wujku, nudzi mi się.
… Ale już w pole ruszają harcownicy, w pierwszym rzucie prawników radcowie na śmierć idą. Niewielu z nich pierwszy atak przetrwa, porwą, poszarpią się togi, błękit się krwią zaleje…
– Wujku, a mogę ci coś powiedzieć?
– Oczywiście możesz. Jaś, wszystko możesz.
– Bo ja byłem w szpitalu, wiesz?
– O. To dzielny byłeś.
– Nie bardzo, bo jak mi krew brali, to płakałem.
… z jednej strony lecą paragrafy, mur cen transferowych napotykając. Z kolei doradcze fale ataków o przewlekłość postępowań się rozbijają. Bój straszny się toczy, tym bardziej zaciekły, iż bratobójczy. Nikt pola oddać nie chce, żaden w niewolę się nie oddaje, padają na ziemię z cichym ino jękiem. Aż jeno dwóch wodzów pozostało w boju, obchodzą się nieufnie, wzajem od gruboskórnych wyzywając i ceny jena na smartfonach wypatrując, transakcje jakowe jałowe dzikie odprawiając i w tym wirze pralki bitewnym. Imć Piekarz dumnie zwrot z PIT prezentuje, na co Marcin Mlaxis, olbrzym prawdziwy, konfiskatą majątku ripostuje. Hydrogłowi herosi ponad pokoleniami nagrodzeni, obaj pod szczęśliwą gwiazdą rodzeni, wybrańców bogów i fortuny rozkapryszeni kochankowie, a żodyn o krok nie cofnie się przed kalumnią i szyderstwem. Lej, leć nad ich głowami niebo przeogramniaste! Osłaniajcie ich, obu, paragrafy i supozycje w kamień prawa zaklęte. Pat, Patison i remisik wyklęty, równi są sobie półbogowie, żodyn pięty Achillesa nie obetarł nieszczęśliwie, w zwarciu jako Wisła z Legią legli. Kiedy to Marcin pierwszy podstęp obmyśla i udając ucieczkę, biegnie…
– Ja też uciekam. Przed tatą. Jak krzywdzę Emilkę.
… jednak przed słynnym Radkiem Szybkobiegaczem Chybotliwym samosiem usiec szans nie ma, potyka się, Umowa z Pisaszem mu z kieszeni wypada, na co Piekarz, natura czasem nadmiernie ufna, w ręce ją łapię i przeczytawszy warunki w błogim zdziwieniu zastyga. Ależ ograł tegoż Adasia ten wróg przeokrutny! Wtenże to Marcin rzuca się ku niemu z aktami, lecz wrogiej aktówki sam nie nie nie dosiada i obalając Piekarza pada ofiarą ostrego rantu i na ziemię pada z hukiem godnym posagu z brązu lubo i żelaza…
– Ja już wiem. To są takie złośniki, ten Piekarz i Marcin!
… i w końcu cisza przejmująca zapada nad polem bitwy osławionym. Ciała leżą upadłe, pospołu prawników z doradcami wymieszane. I sępy, i kruki nawet jeszcze nie zwąchały jaka uczta ich czeka. Czy też czekałaby, gdyby nie ludek mazowiecki, co dotychczas pośród traw stepu ukryty na wynik utarczki czekał, do roboty się nie wziął. Podjeżdżają traktory, młócą kombajny, a chłop jak to chłop, żywemu miastowemu nie popuści. Togi, byle nie zakrwawione zbytnio, na firany się przydadzą, garnitury w sam raz na pogrzeb i na weselisko. Zmieniają właścicieli kluczyki samochodowe, plików dolarów tyle, że niektórzy bulwy kartoflane w ogniskach na nich opiekają, akty własności warszawskich kamienic setkami są liczone, a tajnych haseł do kont szwajcarskich nikt nie zapamiętuje, bo i po co? Tak to z wyżyn niebotycznych spadają adwokaci i menadżerowie, co to sądzili, że ich już nic z tłuszczą nie łączy, tak to odbywa się ruszenie brył ziemi i dobijanie rannych na tej ziemi krwią od wieków oblewanej, ku zmianie paradyhmatu i chwale Ojcz…
– Wujku, nudna ta bajka.
– Dobrze, następnym razem dam księżniczkę. Właśnie, a jak tam Marta?
– Nadal mnie nie lubi.
– E tam. Kiedyś pewnie wrócicie do siebie.