Często dzwonił ten mój nieborak, tak koło południa, budząc mnie ze snu – zawsze przed tymi telefonami roiły mi się czasy szkolne, lęk przed maturą ustną z angielskiego znowu odczuwałem całym ciałem, a ręka moja wędrowała samoczynnie ku dołowi piżamy, jakbym znowu miał 16 lat i widziałem wyraźnie: stoję bosy na chodniku przed gmaszyskiem liceum, jest zima, 30 stopni mrozu, gotowy jestem uklęknąć, byleby przyjęli z powrotem, łzy ciekną ciurkiem z tego zimna – i triumfalnie wykrzykiwał:
– Ten też wykitował! Czytałeś? – Natychmiast przechodził na gwarę, bo był Hanysem uparciuch, z takich wątpiących, tacy najgorsi. – Halba już czeko na bifyju, przyjeżdżej gibko.
Dlaczego o tym piszę?
Po wczorajszym wyznaniu spadły na mnie oskarżenia jakobym tuczył się na krwawicy artysty, willę wybudował z faustowskiej umowy jaką dałem do podpisania, a sam nic nie uczynił ku jego – znaczy się pisarza, też się pogubiłem przy budowie tego zdania, daleko mi do talentu Adasiowego – większej sławie, a zwłaszcza dobrobytowi. Takie to czasy, że wszyscy tylko myślą o pieniądzach. Gdzie się podziały dawne wartości? Gdzież te epoki, gdy najgłębszym marzeniem, za przeproszeniem, twórcy była pełna micha wieczorem i barłóg jedynie z pchłami, za to bez wszy, na noc? Umierali młodo, wstrząsani gruźliczym kaszlem, ale szczęśliwi, oddając swój talent bezczasowym Muzom.
Materializm poczynił ogromne spustoszenie w duszy ludzkiej w ostatnich latach. Zawsze tak twierdzę podczas branżowych spotkań, wykwintnych kolacji i na premierach w miejscowych teatrach i nie spotkałem nikogo, kto by się ze mną nie zgodził. Kiedyś było zdecydowanie lepiej. Z kulturą, sztuką, życiem – Kiwają zgodnie głowami pięknie wydekoltowane damy i ich podstarzali małżonkowie w sieciowych garniturach.
Wracając jednak do mojej opowieści. Sami z siebie umierali?
Ot, weźmy ten przypadek. Proszę bardzo, oto wycinek z krakowskiej gazety:
Młody pisarz zginął przygnieciony sztangą.
Jak potwierdza miejska komenda policji wczoraj, w godzinach wieczornych umarł śmiercią tragiczną znany prozaik i felietonista. – Łukasz O. ćwiczył w swojej piwnicy i sztanga ze 100 kilogramami wyśliznęła się mu z rąk, nieszczęśliwie spadając na gardło denata. – Informuje starszy aspirant Marcin Orson – Zginął na miejscu.
Środowisko literackie pozostaje w głębokim szoku. Rodzina uprasza o nie przesyłanie kwiatów. Zaoszczędzone pieniądze można wpłacić na Wielkopreriowy Dom Opieki dla Wyliniałych Metaluchów.
Pomijając fakt, że już nie taki młody, bo czterdziestoletni, ale w literaturze jest się młodym do pięćdziesiątki, potem z miejsca zostaje się klasykiem, z reguły zapomnianym, i wtedy właśnie do roboty wkraczamy my, agenci literaccy, to jak sądzicie: sama ta sztanga spadła? Same się rozregulowały hamulce innego pisarza, tak że światowy koncern samochodowy musiał chyłkiem wycofywać 100 000 aut z rynku? Ileż zgonów literackich nastąpiło na skutek nadmiernego spożywania alkoholu, legalnego i trochę mniej legalnego, to spóźnione przejście przez tory, to nocna drzemka na ławeczce pod domem przy głębokich mrozach. I mimo setek wypitych gramów wódki, nigdy ani – wybaczcie mi ten żarcik – grama podejrzeń!
Albo młode talenty., jedynie z głośnym, promowanym debiutem na koncie. Piękne dziewczyny i napakowani, tryskający młodością mężczyźni. W zawał nikt by nie uwierzył, prawda? Inne choroby są nazbyt modne i tylko zwiększają zainteresowanie. To umierali w tak skandalicznych okolicznościach, że nawet rodziny jak najszybciej chciały zamknąć sprawy, miejscowy ksiądz groził egzorcyzmami w przypadku nieuwzględnienia dodatkowej taksy na pochówek, magazyny plotkarskie oznaczały „Tylko dla dorosłych” specjalne strony. Wypadki na paralotniach na Karaibach, ataki somalijskich piratów na statki wycieczkowe, nagłe przypadki powołań i oddaleń ku życiu zakonnemu.
Samo się?
Zostałby ten mój nieborak najwybitniejszym pisarzem polskim, przynajmniej polskojęzycznym pisarzem, gdyby nie ja i te „przypadki”? Nie odpowiadajcie, to pytanie retoryczne. I to mnie nazywają narwanym, kiedy cała moja kariera agenta literackiego to długofalowe planowanie, metodyczne rozważanie wszelkich za i przeciw, zapewnianie sobie alibi i umawianie wizyt na targach książek. Mogłem zostać w starej pracy, skonfiskowane traktory sprzedawały się jak świeże bułeczki, zwłaszcza tuż przed sezonem dopłat unijnych, ale wolałem poświęcić się, wnieść mój skromny wkład w polską kulturę.
Nie oczekuję nagród, zaszczytów ani nawet odrobiny sławy. Mam jednak dość oskarżeń, plugawienia i szczucia. Wszystkich oszczerców informuję więc z tego miejsca: Spotkamy się w sądzie.