– To lepiej być Polokiem czy pulokiem, zdecydowałeś już? – Spytał dziadek maltretując całą górę czosnku, ze trzy główki go było. Ja siedziałem na ryczce i obierałem kartofle. Wielki gar żuru pyrkał pod nakrywką. – Ale cieniej wnuku, cieniej. Z tych obierków to się rychtig króliki ucieszą. – Dziadek raczej nie przepadał za gotowaniem, ale pewne dania były jego, w końcu cukiernika z wykształcenia, to w sumie chyba bliźniacze zawody, domeną. Rolady i kluski też. Babcia mogła odgrzać modrą kapustę ze słoika, ugotować ajntopf na cały tydzień albo podrzucić wnukom trochę frytek. – Pulok po polsku ciulem nazywany, to nie bójmy się tego słowa, chuj w pełnej formie życia swego – Jak już się rozpędził, to nie brał jeńców ten mój dziadek. – A Polok… – Głos zniżył konspiracyjnie – to Polok!
Dziadek wrzucił czosnek. – No, umyłeś już? – Wyskrobywałem ostatnie oczka z kartofli – Dawaj. Nie musisz tak patrzeć, przecież wiem, że wolisz z tłuczonymi i bez mięsa, odleję. – Miał tylko trzy palce w prawej dłoni, pozostałe stracił w stolarni kuzyna na Szarleju, kiedy po szychcie na grubie dorabiał do pensji. Trzy córki do wykarmienia to nie były przelewki nawet w latach 50., a potem jeszcze był syn, jednak nóż wręcz fruwał i do gara-potwora wlatywały malutkie kosteczki ziemniaka. W mniejszym naczyniu pyrkały już moje. – Albo, weźmy taki problem pod rozwagę – Polok to gorol, pra? A Niemiec? – Nie był zbyt wykształcony ten mój dziadek, ale był to dobry (pierwszo) wojenny rocznik, wtedy ludzie byli z natury bardziej bystrzy, nie zniszczyły ich szkoły i nie zniewieściły studia na modnych kierunkach – Ale taki prawdziwy Niemiec, nie taki jak wujek Achim, Niemiec… – Nawet ja, bajtel, słyszałem cudzysłów w dziadkowym głosie – … z Chropaczowa, ino prawdziwy z Monachium, Berlina albo stąd, z Westfalii. – Dziadek wdychał upojny korzenny zapach przypraw płynący od białego wusztu, prawdziwej białej kiełbasy, nie tej różowej, która w Polsce jeszcze przez kilkanaście lat uchodziła za prawdziwą białą, wielkanocną kiełbasę.
Dla siebie, ale to już potem, jak wszyscy pojedliśmy, wygotowywał dodatkowo odłożone w poprzednią niedzielę kości rosołowego. – Jeśli Franciszek lub Józek jest gorolem, to czy nimi są Franz i Josef? – Kiełbasa się dogotowywała, a ja do ręki dostawałem praskę („Już jesteś duży, wnuku, dasz radę sam”) i pobierałem pierwsze lekcje relatywizmu moralnego w praktyce – Niemiec jest więc gorolem, czy nim nie jest? Przemyśl, to wnuku, ale najpierw zanieś talerze na stół. Powinni za chwilę być zurik, jest trzy na drugą. – Dziadek najbardziej dumny był z tego, że tu, tak daleko od Piekar, sam robił prawdziwy śląski żur. Kupował śrutę dla papug w sklepie zoologicznym, mielił u piekarza, przywoził na kole i kisił w kilku słoikach w piwnicy. Smakował normalnie.