Jeden dzień z życia fajnopolaka

Kiedy fajnopolak o szóstej rano wychodzi ze swego mieszkania (trzypiętrowy blok z 2008 roku, właśnie ocieplany styropianem), ma na nogach kalosze do połowy łydki, bo inaczej ugrzązłby w pośniegowym śniegu do pasa (na sfuszerowanym chodniku wyłożonym kostką Bauma, którego żaden z sąsiadów, kutasy!, nie ma ochoty odśnieżać).

Małżonka fajnopolaka, która przypadkowo jest urzędniczką w Urzędzie Miasta,  fuchę załatwił jej teść, od trzydziestu lat radny, obecnie liberalno-katolicki, i robotę ma od godziny dziesiątej do godziny trzynastej (małżonka, teść już nie pracuje, jest emerytem i udziela się w honorowym związku kombatantów czegoś tam, nikomu nie ujawnił pełnej nazwy, AK albo AL), poza tym wygrała konkurs i zajmuje się wsparciem organizacji kościelnych z funduszy unijnych, rzuca mu z balkonu dwójkę dzieci, które chichrając się lądują w zaspie (strach chodzić po schodach, bo się rozpadają).

Już o siódmej dumny tato, teraz już w butach do biegania – wygodne do prowadzenia – może umieścić swoje pociechy w prowadzonym przez żonę wiceministra prywatnym, choć dotowanym przez miasto przedszkolu, znajdującym się jedynie 30 kilometrów od strzeżonego osiedla, ale jest to pierwsze dostępne w tym promieniu przedszkole (w ogóle jest to pierwsze przedszkole po tej stronie miasta).

Za kwadrans dziesiąta fajnopolak podjeżdża pod własną kancelarię adwokacką potężnym, wyleasingowanym suvem (kupionym z 20% upustem wynegocjowanym przez kolegę ze studiów), dwie godziny w korku poświęcił na wysłuchanie „Dracha” Twardocha i dlatego nigdy by nie skorzystał z komunikacji publicznej (poza tym śmierdzi).

Przez następnych sześć godzin fajnopolak, obecnie w mokasynach ze skóry aligatora, sygnuje przeróżne umowy, broni przestępców gospodarczych (sędzią w sprawie jest kolejny kolega ze studiów), obmacuje stażystki nie tylko wzrokiem, na stażystów wylewa swe liczne żale, wszystko to z przerwą na lancz, podczas której spożywa danie dnia (ale tylko jeśli kosztuje więcej niż 300 złotych) i zostawia 50 groszy napiwku (uśmiechając się promiennie) Sowie (i przyjacielom).

Małżonka fajnopolaka po trzynastej udaje się (ślicznym tegorocznym oplem adam) do najbliższej galerii handlowej, postawionej notabene dzięki zaradności i liberalnym poglądom gospodarczym teścia, najbliższe trzy godziny spędza na ekspensywnym szopingu i przy okazji (33 tydzień z rzędu) wygrywa na loterii paragonowej, następnie odbiera dzieci z przedszkola.

O dwudziestej rodzina fajnopolaka jest znowu w komplecie, jedzą kolację (zdrowa żywność z małego sklepiku w galerii, niestety od czasu jak Alma upadła przez nieróbstwo pracowników ceny bardzo poszły w górę) i jeżeli jest piątek, to zamawiają niańkę, sympatyczną pięćdziesięcioletnią panią z Ukrainy, sami udają się na najnowszy film Patryka Vegi (tylko czy on nie jest teraz z PiS?).

Po powrocie fajnopolak zatrzymuje panią z Ukrainy na kilka minut drzwiach (pod pozorom miłej pogawędki), a małżonka fajnopolaka szybko i dyskretnie sprawdza, czy czegoś nie skradziono pod ich nieobecność, potem zagląda do dzieci.

Przed snem fajnopolak narzeka na ratę kredytu we frankach do spłacenia za trzy dni, choć to mieszkanie, dzięki ojcu/teściu, dostali za pół ceny (ojciec/teść bardzo lobbował, całkowicie bezinteresownie, za przegruntowieniem tychże terenów zalewowych) i rata jest dla nich znacznie mniejszym obciążeniem niż dla setek tysięcy ich rówieśników.

Jeśli fajnopolak w ciągu dnia nie zaciągnął żadnej stażystki w naprawdę ustronne miejsce, dzień kończą dziesięciominutową sesją terapeutycznego seksu (przy włączonym redtube, pani seksuolog do której chodzą na terapię bardzo polecała taką symulację seksu grupowego jako rozwiązania pewnych, oczywiście niewielkich i przejściowych problemów małżeńskich).

Niepotrafiący zasnąć fajnopolak, żona strasznie chrapie i fajnopolak czasem (ale tylko czasem) zastanawia się, czy to nie mogłaby być podstawa do rozwodu kościelnego (inny kolega ze studiów doradza biskupowi sąsiedniej diecezji), daje upust wszystkim swym lękom i pisze (na twitterze) „Jaki chuj” albo inne błyskotliwe hasło przypominające o nieuchwalonym budżecie i  groźbie wojsk obrony terytorialnej na ulicach.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s