Na moim oddziale jest spokojniej niż jeszcze pięć lat temu

Piękną mamy jesień tego roku. Równie polską i cudowną jak wszystkie inne pory roku od dwóch już lat, od kiedy to nowe kierownictwo, nieskażone błędami ideologicznymi i brakami kompetencyjnymi poprzedniego, prowadzi nasz ośrodek ku coraz bezpieczniejszej przyszłości. I powinniśmy właśnie uroczyście świętować ten mały jubileusz, gdyby nie absolutnie niezasłużone i absurdalne w swym wydźwięku głosy krytyki ze strony innych ośrodków, a zwłaszcza krecia robota części pensjonariuszy pozbawionych dotychczasowych przywilejów. Ledwie uporaliśmy się ze strajkiem części personelu, żeby było śmieszniej – głodowego, przecież jadają dużo lepiej niż my, pensjonariusze (muszę w tym miejscu zaznaczyć, że szczególnie smutno było patrzeć jak niknie w oczach salowa Marta, nie miałem nawet odwagi jej szepnąć na uszko, że w Bangladeszu ceny mają niższe niż w Chinach), już pojawiły się z ich strony wstrętne plotki o spodziewanych zmianach w naszym kierownictwie, a przecież nie ma co zmieniać, bo wszystko jest idealnie, wręcz nawet jeszcze lepiej. Prawdziwym szokiem są jednak oskarżenia spadające na kierownictwo naszego ośrodka po dorocznym marszu upamiętniającym pełną niezależność naszego ośrodka, a zorganizowanym przez część pacjentów absolutnie niezależnie od woli, myśli i oczekiwań kierownictwa naszego ośrodka.

Szkalujące nasz ośrodek szokujące posądzenia o promowanie rasizmu i szeroko rozumianej nietolerancji są szczególnie szkalujące i szokujące. Nie da się zaprzeczyć, iż pojawiły się na rzeczonym marszu pewne niefortunne hasła, ochrona naszego ośrodka w osobach Pana Antoniego i Kulsona rzeczywiście bynajmniej się nie spisała. Ale jak mogła się spisać, jeśli pierwszy to emeryt dorabiający do skromnej renty, a drugi to studenciak na śmieciówce? Podkreślać by raczej obiektywnie należało, że w poprzednich latach marsz cieszył się większą frekwencją, choć tegoroczna była na tyle duża, że Pan Antoni i Kulson nie mogli dać absolutnie rady!, i przebiegał spokojniej niż poprzednio. Niczego tym razem nie podpalono, nie wyrwano ani jednego drzewa i to nie tylko dlatego, że wszystkie w parku już ścięte i nie należy absolutnie też łączyć pokojowego przebiegu marszu z nowymi łóżkami w skrzydle organizatorów marszu. Ba, jak zwykle najdzielniej maszerowały dzieci z rodzicami, bo to nie tylko działanie terapeutyczne, ale i tożsamościowe. Nie każdy niestety docenia jak wielkim zaszczytem jest status pensjonariusza w naszym ośrodku, choć mógł trafić do gorszego.

W tym miejscu mej kroniki wypadałoby przedstawić podstawowe fakty z dumnej historii naszego ośrodka, więc jeśli ktoś jest w niej choćby pobieżnie zorientowany, może ze spokojnym sumieniem pominąć ten fragment. Nasz ośrodek został zbudowany na jeszcze dawniejszym, który z kolei powstał na solidnych gruzach wcześniejszego, tak aż do średniowiecza, którego sztukę leczniczą notabene niesłusznie spostponowano w późniejszej oświeceniowej historiografii. I właśnie poprzednie albo i jeszcze poprzednie otwarcie, kwestia ta wywołuje kontrowersje i spory, naszego ośrodka staramy się świętować każdej jesieni. Nie jest to znowuż taka bardzo stara tradycja.

Bo też kiedy ja osobiście byłem jeszcze bardzo młodym pensjonariuszem, to maszerowało się jakoś tak w środku wiosny, przy pełnej akceptacji ówczesnego kierownictwa. Potem, jeśli dobrze pamiętam, świętowano i wiosną, tylko troszkę później, i właśnie dodano nowe powody do święta, w listopadzie. Ale że pogoda jakaś taka pod psem i czas na marsze trochę przeminął, tak bardzo że niektórzy nazywali to końcem historii ośrodków, to świętowano bez większych fajerwerków (i rac), a i to przyjemniej wiosną, kiedy można było długi weekend w ciepełku pod topolą w parku przeleżeć. Słońce świeciło, gałązki ocieniały, ptaszki śpiewały. Pięknie bywało, ale oczywiście rozumiem decyzję kierownictwa o wycięciu drzew w trosce o przyrodę i nasze pensjonariuszy bezpieczeństwo.

Trwał ten zgniły kompromis przez jakiś czas, aż wreszcie jednego roku, najcięższe – nie ukrywajmy – przypadki z naszego ośrodka postanowiły i jesienią godnie świętować święto. Co prawda dokładna dzienna data tegoż święta upamiętniała przyjazd i wynegocjowane objęcie naszego ośrodka przez nielubianego przez nich specjalistę, ale to się jakoś zatarło w książkach w naszej bibliotece i wyparło ze zbiorowej pamięci. Pierwsze marsze dość, trzeba przyznać, paradnie wyglądały, trzech ich szło wokół parku, z transparentami i na skróty, przez teren budowy basenu. Ale z każdym rokiem było ich więcej i więcej, i szli i maszerowali i wykrzykiwali, teraz już wokół basenu wybudowanego, uroczyście poświęconego i oddanego w leasing, by służył wszystkim fajnopacjentom, i nie zważali na postęp budowy, ani nawet na otwarcie (pod parasolami, bo ulewa była). I ówczesne kierownictwo, najpierw przemilczające, potem wyśmiewające, na końcu zaczęło prowokować przeróżne ekscesy, co przyniosło m.in. spalenie budki strażniczej sąsiedniego ośrodka. Aż nadeszło kierownictwo nowe i całe wydarzenie ucywilizowało, samemu w ten dzień udając się na urlop zdrowotny. Teraz maszeruje tylko ten, co kto chce i niekoniecznie w piżamach, za to koniecznie z dziećmi. I powtórzę wyraźnie, obecny przebieg marszu niepodległości naszego ośrodka nie ma nic wspólnego ani  z remontem całego tamtego skrzydła naszego ośrodka, z przekazaniem radiowęzła w ich ręce, a już na pewno nie z ideologicznym powinowactwem obu stron tej dżentelmeńskiej umowy.

Uff. Chyba niczego tym razem nie poplątałem. Choć i tak na wszelki wypadek poproszę o dodatkowe elektrowstrząsy w tym tygodniu. Ku chwale naszego ośrodka.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s