Od kilku dni nie potrafiliśmy się doliczyć zwiedzających. Jak w „Panu Samochodziku i templariuszach”, ale tam zwiedzano słynny polski Zamek Krzyżacki w Malborku, a nie Poziom 600 kopalni Gliwice, który jest mimo wszystko atrakcją turystyczną minimalnie mniej atrakcyjną eksponatowo, i na dodatek trochę pruską, i niestety całkiem niezdekomunizowaną. Zwykle prowadzimy zwiedzających mocno oświetlonymi korytarzami, pokazujemy na wpół zjedzone sztyle zasypanych górników, wielkie młoty udarowe i zmumifikowanego „Łyska”, ostatniego konia pracującego na naszej grubie. Przetrwał Stalina, ale kapitalizmowi nie dał rady i mu się umarło, biedakowi, dokładnie dzień po tym jak Balcerowicz został ministrem finansów po raz pierwszy.
Sielanka i pełen pakiet emerytalny w ofercie zatrudnienia. I zaczęli znikać ci nasi zwiedzający. Ale najedliśmy się strachu, kiedy wewnętrzna kontrola to wykryła. Zaczęły zjeżdżać delegacje z Katowic, nawet samej Warszawy. I one też znikały, wyobraźcie sobie. Była kontrola, nie ma kontroli. Ruch Autonomii Śląska, do którego dotarły pierwsze plotki, zaczął potajemnie głosić, że IV Powstanie Śląskie już trwa, że Poloków za Bug pogonimy zurik z powrotem, sprawą zainteresowano się więc na szczeblu rządowym i pojawili agenci CBA i ABW. Niby osobno, a tak bardzo razem, żartowano potem z obu agencji. Zjeżdżali na Poziom 600 i oczywiście też znikali. Zamknięto ekspozycję i się przestraszyłem, że znowu stracę robotę w sektorze publicznym i znowu trzeba będzie od szwagra brać rusztowania i znowu zakładać firmę na unijną dotację, ale na szczęście nasz siwowłosy Ecik rozwiązał zagadkę.
Ecik pochodził z rychtig porzudnej ślunskiej familii, ociec walczył pod Stalingradem, a któryś upa pod Sadową i Sedanem, aż przyszły Poloki i lebra ganz spolonizowały. Zaczęło się niewinnie, nie poszoł jednego roku z pielgrzymką chopów i syneczków do Piekar, potem przestał jeść rosół w niedzielę, a na końcu ukończył z wyróżnieniem studia (humanistyczne!) na Usiu i trzydzieści lat uczył historii w podstawówce. I teraz, na starość, jako – a pfe – wolontariusz oprowadza czasem wycieczki po naszym Muzeum, co o tyle „paradoksalne”, to jego własne słowa po halbce na dwóch, że „uczył się, by nigdy nie iść na kopalnię”, tak się jej bał. teraz najbardziej lubi samemu łazić po starych sztolniach. I to on objaśnił tajemnicę naszych zwiedzających zadziwionemu światu.
Znikali w jednym z bocznych korytarzy, maszerowali coraz bardziej wąskimi ścieżkami, ryzykowali wyprawę pod podgniłymi drewnianymi sztemplami zamiast pod metalową obudową regularnej ekspozycji i trafiali do potężnego opuszczonego wyrobiska, gdzie oddawali się rozkoszom… seksu grupowego. Całymi dniami i nocami, tygodniami i miesiącami, uprawiali seks hetero- i homoseksualny, zadawali się z babochłopami i chłopobabami, wszystko bez grama wstydu, wielką porutę na gatunek ludzki sprowadzając. Nazywają to w wielkim świecie darkroomem, to kolejna złą rzecz jaka przyszła do nas ze Wschodu, od Warszawy. Za Cysorza Wilhelma takich rzeczy tukej nie bywało!
Jaskinia Swingersów, bo tak teraz reklamujemy naszą podstawową usługę, choć w całym regionie znana raczej jako Dupny Ślunski Darkroom, wywołała wielkie poruszenie na całym świecie. Kto to nie przyjeżdżał jej oglądać! Prezydent, premier, kadra profesorska górnictwa, biologii, redakcja Vivy i reporterzy Dużego Formatu, nawet Niesiołowski z Szyszką się pofatygowali, obaj zaintrygowani naszą florą czy też fauną, bo też do dziś najwięksi naukowcy nie odkryli źródła symbiozy, tu posłużę się najnowszą dysertacją, „… gatunku ludzkiego obu płci z grzybami i porostami zamieszkującymi ekosystem, która sprawia, że umieszczona w niej populacja może uprawiać seks miesiącami (najdłużej obserwowany osobnik spędził w niej ponad trzy lata, zanim zmarł w ekstazie) nie męcząc się w ogóle i nie czerpiąc innego pokarmu niż porastające go (ich) paskudztwo z gatunku białys neandertalis floris”. Trzeba tylko założyć słuchawki, bo larmo jest gorsze niż na przodku i można ruszać do akcji.
Oczywiście znacjonalizowaliśmy rzeczoną usługę, cholernego prywaciarza pogoniliśmy z torbami i teraz nasz dyrektor Pyjter jeździ z odczytami po całym świecie, zapraszając swingersów do skorzystania z naszych usług poprzez wykupienie różnych pakietów: 30 dniowego, kwartalnego, rocznego i dożywotniego. Baliśmy się, że będą jakieś problemy, bo nasz dyrektor to prawdziwy ormiański chrześcijanin, nie jak ci polscy konserwatyści zwyczajny katolik, i religię serio traktuje, ale na szczęście okazał się również gospodarczym liberałem, miłośnikiem Reagana i Thatcher i teraz, przynajmniej dopóki znowu nie zmieni partii, mamy spokój, wolność i pewne miejsca pracy.
Tylko z tym Nikogonem mogliby coś zrobić, dać mu jakiś sądowy zakaz albo co. Strasznie upierdliwy się zrobił ostatnio. Kiedy tylko rano otwieramy nasze Muzeum, pierwszy stoi w kolejce zwiedzających i już już leci się naoglądać i ślini się cały rumiany jak nektaryna z babcinego ogróska za haźlikiem. I całą szychtę ogląda, filmuje, notatki poczynia. Potem szczuje naszą palcówkę, przepraszam, placówkę, na Twitterku. Tak pięknie jak to tylko on potrafi i wpływy do budżetu spadają!