Na moim oddziale mamy ocieplenie (relacji)

To już prawie trzy lata jak na moim oddziale jest tak dobrze jak nigdy nie było i tej kończącej się zimy dane nam było doświadczyć kolejnych przejawów tego oczywistego, przynajmniej dla wszystkich racjonalnie myślących pacjentów, faktu. Stało się tak pomimo kolejnych wściekłych ataków wrażych ośrodków, niestety niedoceniających osiągnięć aktualnego kierownictwa nie tylko w trudnym dziele modernizacji naszego ośrodka, ale i jako pioniera myśli reformatorskiej dla wszystkich ośrodków. A przecież w naszej gazetce ściennej można w każdej chwili przeczytać mądre słowa przewodnie naszego dyrektora: „To z tego ośrodka nadejdzie iskra do repsychiatryzacji ośrodków w całej Europie” i nie ma znaczenia, że ciężkie przypadki z tamtego oddziału co rusz zmieniają na „reprywatyzacji”.

Tym razem wrogie naszemu ośrodkowi inne ośrodki ośmieliły się zasugerować, że mamy na stanie trupy, z których się nie rozliczyliśmy. Co byłoby nie takim groźnym oskarżeniem, gdyby chodziło tylko o szafy, bo jak każda szanująca się instytucja lecznicza rzeczywiście kilka szkieletów w nich trzymamy, a ich pochodzenie rozmyło się w mrocznych czasach pionierskich medycyny, kiedy standardy były zupełnie inne, zwłaszcza w tamtych ośrodkach. Oskarżono nas bezpodstawnie jednak o trupy rzekomo zakopane w ośrodkowym ogródku, co już było oczywistym i niefortunnym skandalem międzyośrodkowym, zwłaszcza że nasz obecny dyrektor miał właśnie rozpocząć cykl wykładów w ramach wymiany naukowej z innymi ośrodkami. Na szczęście nasze kierownictwo zareagowało wzorowo i natychmiast posłało co wiarygodniejszych pacjentów do kopania w ogródku, mimo 20 stopniowego mrozu. To się nazywa poświęcenie!

Szczęśliwie, jako weteran mojego oddziału i osoba znana w pewnych kręgach ze sprawnego operowania kulkowym piórem (i nie chodzi o tatuaże), zostałem zwolniony z powyższych obowiązków. Obecnie pomagam jednemu z młodych doktorów, może pamiętacie?,  w pisaniu pracy na specjalizację. To w ogóle bardzo śmieszna sprawa, bo wszyscy go podziwialiśmy na naszym oddziale, a tu wyszło, że ma pewne braki kulturowe, i to w swojej dziedzinie! Otóż swoją nowatorską koncepcję leczenia pacjentów symetryzmem, okazuje się, oparł na wynikach badań znanego hochsztaplera z ośrodkowych związków zawodowych,  czyli nie do zwolnienia, zamiast osobiście dotrzeć do najcięższych przypadków. I teraz to ja, znany z nieszablonowego nudziarstwa i marudzenia, ale obdarzony niezłą, choć wybiórczą, pamięcią, muszę uzupełniać powyższe braki w dysertacji młodego doktora (tego, który nie wyemigrował).

Nie jest źle. Ciepełko, świetlica pusta, bo reszta nadal kopie w ogródku, a co pewien czas personel niższego rzędu, onieśmielony ważnością mojej pracy, podsyła mi ciepłe kakałko (tylko bez seksualnych żartów proszę, nasz ośrodek jest tolerancyjny jak żaden w  regionie. I to już od czasów dyrektora Kazimierza zwanego Wielkim, który miał żydowską kochankę). I mogę podsłuchiwać, jak nasza kadra kierownicza ciężko pracuje, po pustych korytarzach naszego oddziału głos niesie daleko. We wrażych ośrodkach znowu zawyto z oburzenia, kiedy w tamtejszych gazetkach ściennych umieszczono zdjęcia z naszych wykopalisk. Jak tak można? – zakrzyknęli tamtejsi pacjenci, nie znający specyfiki naszego ośrodka – wysyłać do kopania w pasiakach? I nie pomogły wyjaśnienia, ze to zwykłe, określone zresztą regulaminem, piżamki, a nasi pacjenci pod spodem mieli wełniane kalesony i bawełniane podkoszulki.

To jednak tylko niewielki pryszcz na gładkiej twarzy naszego ośrodka. Z poufnych  rozmów za drzwiami najważniejszych gabinetów wnoszę, że sytuacja jest opanowana, a to wszystko, to przypadkowa wina jednego z techników, który na własną rękę rozpoczął eksperymentalną terapię i teraz nici z awansu. Co gorsza, w ogródku rzeczywiście znaleziono jakieś kości i ani jednej łuski produkcji zagranicznej z rzeczonego okresu. Jeszcze smutniejszą wiadomością jest fakt, że nie wykopano również ani jednego grama w pośpiechu zakopanego złota, na co po cichu liczyło nasze kierownictwo. Oczywiście sytuacja ekonomiczna naszego ośrodka jest doskonała, a plan rozwojowy na najbliższe 25 lat absolutnie niezagrożony, ale nasze kierownictwo już ma opracowany nowy rewelacyjny kodeks przebywania w naszym ośrodku, który ostatecznie poruszy bryłę ziemi. Tej ziemi.

Czego przyznaję, trochę nie rozumiem, bo wydawało mi się, że ją to już ruszyli, i nadal ruszają, moi koledzy za oknem, kiedy ja piszę ten tekst, a niższy personel pomocniczy przynosi mi kakałko, zamiast, jak zwykle, przypiąć elektrodami do krzesła. I tylko za salową Martą straszliwie tęsknię, znowu biedaczyna na urlopie zdrowotnym. Chyba poproszę o elektrowstrząsy. Człowiek to prawdziwie dziwne zwierzę, rację mieli pierwsi filozofowie, łatwo się przyzwyczaja. Zwłaszcza, kiedy nie dzieje się absolutnie nic.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s