Jeżyna

Najtrudniejszy jest pierwszy kilometr. Mięśnie nie pracują, ciało się buntuje i walczy o każdy oddech. Potem zaczynasz łapać rytm i przestajesz myśleć o bólu.

Trasę zaczynam przy bramie wyjściowej. Odbijam czipa i biegnę na północ, wzdłuż drogi szybkiego ruchu i skręcam w hałdy. Wyobrażam sobie wtedy, że biegnę środkiem doliny w Górach Skalistych jak Old Shatterland uciekający przed bandą krwiożerczych Kiowów. Mijam zbiornik retencyjny kopalni i próbuję uniknąć błot starych glinianek, jeśli akurat w poprzednim tygodniu padało. Dziesięciokilometrową rundkę kończę w osiedlowym parku, pozostałości po  hektarach lasów sadzonych jeszcze za Wilhelma. Wykonuję kilka ćwiczeń rozluźniających, rozciągam się, kilka podskoków i wracam do swego M-3, które będę spłacać jedynie przez 28 lat, trzy miesiące i 8 dni.

Przynajmniej tak było do zeszłego roku. przebiegłem tradycyjny dystans, w politycznie poprawnym czasie 59 minut 59 sekund, oczywiście, i rozpocząłem obowiązkowe rozciąganie, kiedy dobiegł mnie jakiś hałas z pobliskich krzaków jeżyn. Przestraszyłem się okropnie, bo mógł to być dzik albo jakiś gwałciciel, tyle się teraz słyszy różnych opowieści, ale ostrożnie spoglądam i nic nie widzę. Tylko gałązki bujają się niezgodnie z wiatrem. Tam i z powrotem, tam i… Podszedłem bliżej. Uklęknąłem jak na procesji, rozchyliłem trawy sięgające mi do kolan, w tym momencie do brody. I zobaczyłem całe multum jeżyków, pogrążonych w bitewnym szale! Oczom swym własnym nie najeżając.

Sztandary powiewały dumnie, kiedy opancerzone w puszki po Red Bullu jeże bojowe ruszyły z małego kopca w dół, krzycząc triumfalnie jak rzymscy żołnierze w Pasji Gibsona! Równy stuk setek malutkich łapek niósł się po całym osiedlowym parku. Naprzeciw w szeregu stanęły jeżyki słabiej uzbrojone, ubrane w kubraki z lisiej skóry, ale równie groźnie najeżające się kolcami. Za nimi stały dziwne machiny uzbrojone w jabłka, a kanonierzy, bo były to armaty jeżykowe!, czekali na zbliżenie się wroga. Choć niektóre pancerne jeże wpadały w zamaskowane pułapki, jeże doły, wykopane nocą przez saperów, jeżowa falanga zbliżała się nieubłaganie do pierwszych szeregów jeży republikańskich. I wtedy padł rozkaz: Strzelać, Mocium Jeże! Ku Wolności!!! I zafurkotały cięciwy kusz oraz katapult, chmura jabłek spadła na napastników, ich szeregi pękły, rozproszyły się, jednym pociskiem sam oberwałem w czoło i upadłem.

Obudziłem się na dziwnym łóżku, przywiązany pasami, białe światło pluło mi w oczy swym blaskiem, w powietrzu unosił się fetor gówna, spirytusu oraz środków czyszczących. Po jakimś czasie, może po chwili, może po godzinach, nie potrafiłem ocenić, przyszedł do mnie potężny zbudowany mężczyzna w bieli, jak się później okazało: pielęgniarz, i dał się napić. Rzeczywiście, bardzo mnie suszyło.

– Ale pan zaszalał wczoraj wieczorem, co nie? – Zapytał zaskakująco miłym głosem, absolutnie niepasującym do tak wielkiego faceta – Rzadko się nam zdarza widzieć aż takiego zakapiora na izbie. Ostatni był niejaki Jagoski, własne psy go przyprowadziły, ale to góral przecież. Oni to mają chyba w genach, Wołosi jedni. A pan siedem promili i dalej pan pił! No no no.  – Aż cmoknął z podziwu – Proszę się zaszyć. Na wszelki wypadek.

Pokiwał palcem i zamknął wyciszone drzwi za sobą. przyszedł lekarz, potem pielęgniarki. Zapłaciłem rachunek i wypuszczono mnie jeszcze tego samego dnia. Do domu wróciłem w brudnym dresie, taksówką, na szczęście miałem kartę zbliżeniową przy sobie, skitraną w butach do biegania, z absolutnym mętlikiem w głowie. Nie byłem pewien, co widziałem, a co mi się przyśniło. Może rzeczywiście się uchlałem? Albo zasłabłem po biegu i alkomat pokazał, co pokazał? Nie takie biologiczne i fizjologiczne fenomeny odkrywano na sejmowych korytarzach. Tak, byłem gotów winić  za moją hańbę sportowe zasłabnięcie, ale wtedy otrzymałem list z pogróżkami i jeżą łapką odciśniętą w atramencie. „Niczego człowieku nie widziałeś, bo dojedziemy cię!”.  Obudził się we mnie duch przekory i pragnienie walki. Mnie, pełnoprawnego człowieka, te śmieszne stworki z internetu chcą ustawiać? Zacząłem ostrożne dochodzenie.

Mamy niezwykłą przyjemność przedstawić Państwu „Jeżynę” Sławka Jeżystowskiego, a dokładnie pierwszy rozdział tej wielkiej powieści jeżowej, po raz pierwszy tłumaczeniu na język polski. „Jeżyna” to kultowa pozycja już dwóch generacji jeżyków, w której autor podjął się, jak sam mówił w licznych wywiadach – ukazania dziejów Królestwa Jeżowego z ludzkiej perspektywy. Przed publikacją powieść próbowano ocenzurować, a w obawie o wycofanie książki z dystrybucji wydrukowano nakład podwójnie. Rozszedł się jak świeże robaczki.

Dynastia Jeżonów (późna)

Rozbicie dzielnicowe Królestwa Jeżyckiego

Po śmierci Jeżona Otyłego żaden z jego trzech synów z pierwszego miotu –  ani Jeżon Rozpustny, ani Jeżdżej Okrutny, ani nawet najmłodszy i najmądrzejszy z nich Jeżynek – nie zdołał skupić władzy w jednym ręku i dziedziczne terytorium Jeżonów zostało podzielone. Rozpustny otrzymał Las razem z Osiedlem Mieszkaniowym, Jeżdżej władał nad Jeziorem Południowym i okolicami, Jeżynkowi przypadła Dolina Graniczna. Tereny północne, ku Jezdni, zostały poddane wspólnemu protektoratowi. Między braćmi nie zapanował jednak stały pokój i w 2005 roku dwaj starsi doprowadzili do niewybudzenia beniaminka. Rozpustny otrzymał w nowym podziale Jezdnię, Okrutny Dolinę Graniczną na Wschodzie. Następnie Okrutny wygnał starszego brata – ten zakończył życie w biznesie jeżykowym i spadł ze schodów po ośmiogodzinnej sesji zdjęciowej do Kalendarza Ogrodnika, tak był nafaszerowany barbituranami. Jeżdżej Okrutny jednakże nie mógł się długo cieszyć panowaniem nad całym królestwem. Nie potrafił spłacić pożyczek zagranicznych zaciągniętych na wojnę z braćmi, podniósł podatki dla małych firm i wiosną 2008 roku wybuchła jeżykowa rewolucja pod wodzą

Oliwieża Krom Dobrego

Naprzeciw królewskiego wojska, dowodzonego przez hrabiego Mścijeża stanęła Armia Nowego Jeża, złożona głównie z wolnych jeżyków specjalizujących się w ostrzeliwaniu z katapult wroga jabłkami zza zasłony z tarcz kolczastych. Rozniosły one armię królestwa w pył. Ciała króla Okrutnego nigdy nie odnaleziono, co spowodowało narodziny legendy o Jeżu Wiecznym Tułaczu. Krom Dobrego ustabilizował stan finansów królestwa poprzez parcelację Lasu na działki inwestycyjne, podpisał traktaty pokojowe z ościennymi królestwami, a przede wszystkim powołał pierwszy w historii Jeżopolonii parlament. Mimo gorących próśb poddanych nie przyjął korony, do końca życia sprawując władzę jako Pierwszy z Równych Jeżyków. Pierwszy kawaler Orderu Kolca Pierwszej Klasy z Jabłkiem. Po jego śmierci w 2011 roku nastąpiła restauracja monarchii, choć w nowej formule. Na tron wstąpił

Jeżysław I Obcy

Pochodził z bocznej linii Jeżonów, jednak w prostej linii był prapraprawnukiem Jeżona I Groźnego, który jedną ze swoich córek wydał za władcę jeżów pigmejskich. Na tron wstąpił pod szeregiem warunków i w ten sposób dotychczasowa monarchia absolutna przekształciła się w konstytucyjną. Nie znał nawet jęzka fajnojeżyckiego, jednak już po półrocznym pobycie był w stanie cytować wielkie dzieła jeżyckiej literatury, w tym „Toksynę” Sławka Jeżystowskiego, szczytowe arcydzieło jeżykowego postpostmodernizmu. Przebudował Zamek Kolczasty, unowocześniając jego komnaty, przede wszystkim nadając frontonowi efektowną neoklasycystyczną formę. Był wielkim orędownikiem akcesji Jeżypospolitej do Unii Jeżykowej, co stało się faktem za rzędów jego syna

Jeżysława II Roztropnego

zimą 2016 roku. Spowodowało to masową migrację, szczególnie najmłodszych i najlepiej wykształconych jeży, ustabilizowało jednak sytuację społeczno-ekonomiczną Królestwa. I to pomimo naprzemiennych rządów jeżyka Donalda i jeżyka Kaczora, nienawidzących się od czasów wczesnego przedszkola. Kanclerze królestwa, mimo iż skłóceni ze sobą, musieli ulec autorytetowi królewskiemu. Do zeszłego roku udało się ukończyć inwestycje infrastrukturalne w okolicy Jezdni, dzięki ekologicznym ustaleniom Unii Jeżyckiej, wstrzymano ekspansję Osiedla Mieszkaniowego. Problemem pozostaje dalsze wysychanie Jeziora Południowego, spowodowane upadkiem pobliskiej Ludzkiej Kopalni.  Dynastia mogła się cieszyć, w zeszłym miesiącu, pierwszym miotem królewskim. W przyszłym roku są planowane huczne obchodu 50 lecia Królestwa. A to wszystkie w rytmie jeżyckiego HardBassu.

Dynastia Jeżonów (średnia)

Jeżycjusz I Pogrobowiec

Najstarszy syn Jeżynny Pięknej został koronowany w dwunastej godzinie życia, jednak realną władzę przejął dopiero wiosną 1990 roku, kiedy z zimowego snu nie obudził się jego ojciec Jerz Jeszasty, pełniący dotychczas funkcję regenta przy małoletnim synu. Jak jeż wiemy, otrucia były smutnym wyjątkiem w dotychczasowych dziejach dynastii – dopiero w schyłkowym okresie dziejów rodu, już w latach 2000, niewybudzanie kolejnych władców stanie się smutną regułą dziedziczenia. Choć Jeżycjusz był niezwykle wrażliwym młodzieńcem,  to władcą pozostawał słabym. Co prawda jego panowanie przypadło na trudny okres Ludzkiej Transformacji, jednak jako król nie zapobiegł utracie ostatnich działek w Dolinie, a Jezioro Południowe stało się wspólnym protektoratem Rzeczypospolitej Jeżowej oraz Jeży Południowych. Osadzony na wasalnym jeziornym tronie Jesz Żeglarz co rusz wywoływał powstania i bunty, których pacyfikacja kosztowała królestwo wiele sił jeżowych i przekazów jabłkowych. Małżonka Jeżycjusza, Jesława, rodziła tylko córki, dlatego tron po nim w 1993 roku objął jego młodszy o pół minuty brat (czwarty w miocie)

Jeżycjusz II Słabowity

W odróżnieniu od starszego rodzeństwa nie wyróżniał się zbytnią urodą oraz urokiem osobistym, stad jego przydomek, jednak był władcą energicznym i przywrócił Jeżypospolitej należną pozycję w regionie. Uporał się z plagami Transformacji, poprzez stworzenie systemu szybkiego reagowania na zagrożenie foliowe oraz lobbował, skutecznie, za stworzeniem, specjalnie oznakowanych dróg dla jeży przez jezdnie w kontrolowanym przez siebie regionie, co było niezbędnie konieczne w obliczu skokowego zwiększenia liczby Aut na ludzkich drogach. Stworzył wielką flotę jeżycką na Jeziorze Południowym, rozprawił się z Jeszem Żeglarzem, osadzając go w wieży na Kolczastej Wyspie. Prowadził politykę równowagi, zachowując po równo wpływy w Osiedlu Mieszkaniowym i w Dolinie Granicznej. Przed śmiercią wrócił do rodowego imienia i w oficjalnych dokumentach był tytułowany Jeżonem VII. Tradycję kontynuował jego syn

Jeżon VIII Skuteczny

po uzyskaniu korony na przednówku 1997. Był pierwszym władcą koronowanym w Kopcu Jeżo Dame i okazał się jednym z najwybitniejszych władców w historii królestwa. Nie prowadził wojen, wszelkie konflikty woląc rozwiązywać za pomocą dyplomacji. Jego ambasadorowie docierali nawet na Malaje, kontaktując się z tamtejszymi gatunkami jeży, a silna akcja misjonarska była również prowadzona wśród jeżozwierzy. To on wysłał słynną Matę Jeżi, by szpiegowała potencjalnych wrogów poza granicami Osiedla Mieszkaniowego i dalej na zachód. Wprowadził na szerszą skalę politykę trójabłkową, zwiększył produkcję cydru oraz rozpoczął hodowlę robaków na przynętę. Wymiana handlowa z Plemieniem Ludzkim wzrosła o 300% w zaledwie 5 lat, a jak królestwo było długie i szerokie, żaden jeż nie zaznał ni głodu, ni chłodu. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że jego panowanie charakteryzował najlepszy klimat do zbiorów jabłek w historycznie znanych pięciu erach, nie spadły na królestwo również żadne plagi owadzie. Był ostatnim władcą pochowanym na Jeżwelu.

Jeżon IX Otyły

Niestety przydomek tego króla oddaje nie tylko chorobliwe przywiązanie władcy do jabłek w karmelu, ale również intelektualną rozlazłość i praktyczną niekompetencję. Koronowany latem 2002 roku, panował w czasach recesji i wielkich migracji z Lasku, akurat wycinanego pod grodzone osiedle, nad Jezioro Południowe, jednak nie może to być usprawiedliwieniem systemowego wręcz niedowładu decyzyjnego jaki ogarnął całe królestwo. Najlepiej obrazuje jego panowanie fakt, iż było tak złe, iż niektórzy użytkownicy wolnej encyklopedii chronicznie usuwają go z Jeżopedii. Jedyną jaśniejszą cechą Otyłego było zamiłowanie do sztuk pięknych – objął mecenatem szereg twórców, w tym słynnego Jeżejkę, autora klasycznych portretów władców Jeżopospolitej oraz wielkich scen batalistycznych, w tym słynnej „Potyczki pod złamaną brzozą”. Umarł nagle latem 2003 roku, w okolicznościach tak nieprzyjemnych, że szczegółów nie przekazał nam żaden jeżopis. Jego panowanie rozpoczyna tzw. mroki jeżaste w dziejach dynastii.

 

Dynastia Jeżonów (wczesna)

Jeżon I Groźny

Według wczesnych, znanych jedynie w odpisie, „Kronik Jeżyckich” potomek w linii prostej legendarnego Jeżopełka, co do którego faktycznego istnienia historycy i antropolodzy kulturowi spierają się po dziś dzień. Argumenty obu stron są mocne, ale do tematu wrócimy, jeśli w najbliższej przyszłości pojawią się nowe źródła pisane albo zostaną wykopane rozstrzygające artefakty. Urodzony jako drugi albo trzeci w miocie, dzięki wrodzonym zdolnościom i sile fizycznej – już jako nastolatek nosił na swym grzbiecie całe jabłka – objął przywództwo nad klanem, a następnie stopniowo rozszerzał  panowanie. W 1972 roku, po wyjściu z rodzinnego Lasku plemię zaanektowało Łąkę i rozpoczęło podbój Osiedla Mieszkaniowego. Żonaty z Hilżoną z Prerii Wschodnich pomógł teściowi ujarzmić dzikie rody stepowe, za co otrzymał kawałek nadgranicznej Doliny Jeżowej. Zmarł, otoczony powszechną czcią i poważaniem godnym seniora rodu, wczesną wiosną 1976 roku.

Jeżon II Wstydliwy

Najstarszy syn Jeżona Groźnego, w historii zapisał się głównie poprzez swą chutliwość. Według źródeł miał cztery żony, w tym drugą i trzecią rzekomo jednocześnie (co spowodowało konflikt z papiejeżem Grzegorzem XVIII), dodatkowo wprowadził na dwór jeżycki instytucję haremu, która po jego wygnaniu została natychmiast zlikwidowana jako obcy import. W polityce wykazywał się krótkowzrocznością. Nie udało mu się powstrzymać ekspansji Osiedla Mieszkaniowego na ziemie rodowe, w bitwie pod Supersamem wyginąć miały całe kampanie jeżyków bojowych. Wygnany, zmarł zapomniany przez wszystkich – zarabiał na życie wykonywaniem sztuczek przed ludźmi – w 1979 roku po nadmiernym spożyciu sfermentowanych jabłek i został pochowany w bezimiennej mogile. Podejrzewano inspirację następcy, jednak dokonane niedawno oględziny odnalezionych szczątków zaprzeczyły otruciu.

Jeżon III Zdobywca

Drugi wybitny władca w rodzie, prawdopodobnie syn Wstydliwego i wnuk Groźnego. Panowanie rozpoczął tuż przed straszną zimą 1979 roku, podczas której plemię niemal wyginęło, jednak już wiosną rozpoczął pracę nad reformami i w szybkim tempie Jeże Polskie nie tylko odzyskały poprzednią polityczną pozycję, ale i rozpoczęły przygotowania do ekspansji. Usprawnił dotychczasowy system podatkowy, pobierając robaki od wartości nadanej ziemi, nie od łba. Wdrożył podstawy szkolnictwa. Przede wszystkim okazał się wielkim wodzem – wymyślona przez niego tzw. formacja jeża przez całą dekadę siała postrach na polach bitewnych aż po Jezioro Południowe i Pagórki Odległe. W 1980 roku, wykorzystując zaangażowanie ludzi w Inne Sprawy rozpoczął wojnę partyzancką na Osiedlu Mieszkaniowym, przede wszystkim jako pierwszy władca Jeżonów wbił biało czarny sztandar w wody Jeziora Południowego, a jego wybrzeże obsadził koloniami jeżyckimi. Zmarł w 1981 roku, na skutek ran odniesionych w bitwie pod Kopcem, odniesionych na skutek zdrady wasala Iwana Jeżyckiego z Prerii. Nie pozostawił po sobie prawowitych potomków.

Jeżon VI Wątły

Nic dziwnego, że po śmierci tak wybitnej osobistości w królestwie zapanowała anarchia i ogólne rozprzężenie, spotęgowane ludzkimi wojnami na przełomie 1981 i 1982 roku. Dopiero latem 1983 pojawia się kolejny władca o którym możemy z całkowitą pewnością stwierdzić, iż pochodził z dynastii Jeżonów, choć najpewniej z bocznej rodu. Numeracja pozostaje wielkim problemem badawczym i dziś, jednak w naszym wywodzie pozostajemy wierni starszej tradycji i Wątłego zapisujemy jako szóstego w linii władców Kraju Jeżów. Mimo kontuzji odniesionej we wczesnym dzieciństwie, co odnalazło odbicie w jego przydomku, okazał się władcą błyskotliwym i przewidujący. Utwierdził panowanie nad rodzinnym Laskiem, rozszerzył je na Dolinę Graniczną, wojska jeżyckie powróciły nad Jezioro Południowe oraz ruszyły ku Bagnom Północnym. Przede wszystkim Jeżon VI Wątły koronował się, jako pierwszy w rodzie, na króla, z tytulaturą Imperator Erinaceus Polonium. Ku wściekłości Cejerza i Papiejeża sam sobie włożył koronę na łepek, następnie rozpił ekspedycję karną z roku 1984. Zmienił również nazwę królestwa na Imperium Jeży Polskich, a do flagi dodał symbol kolców. Zmęczony władzą i sporami miedzy synami latem 1985 wyruszył na pielgrzymkę do Jesztoru Dolinnego, w którym pozostawał do śmierci w 1989 roku w słusznym jak dla jeża wieku ośmiu lat.

Jeżanna Piękna

Od lat najmłodszych wyróżniała się urodą – jej kolce układały się w rozkoszną czuprynkę nad równie śliczną buzią – oraz inteligencją. Intelektualnie przewyższała swych braci o dwie klasy (dosłownie: w szkole podstawowej poszła od razu do trzeciej) i to ona przejęła władzę wiosną 1986 roku, podstępnie przedłużając hibernację swego niewydarzonego rodzeństwa – pisał Jesz Anonim w swych „Zapiskach”. Oceniając nagannie sposób przejęcia władzy, musimy w tym miejscu zaznaczyć, iż Jeżanna w pełni utrzymała ciężar jeżyckiej korony i absolutnie wpisuje się w linię najwybitniejszych władców Imperium. Jej panowanie charakteryzowała stabilizacja władzy centralnej i umocnienie obecności jeżyckiej na granicach. Mimo silnej presji Cejeżarstwa na poślubienie Ottona IV Pojeżierskiego ożeniła się z prostym jeżem z gminu Jerzem Jeszastym. Zmarła w pierwszym połogu wiosną, najpóźniej latem, 1988 roku.

Dokąd nocą tupta jeż

Pewnego dnia rozgrodzono nasze osiedle.

Rano niczego takiego nie było, kiedy wieczorem ruszyliśmy w drogę, na naszym tradycyjnym szlaku  – z lasku pod monopolowy – napotkaliśmy ogrodzenie. Niezbyt fachowo postawione, kilka pustaków i wbite w nie druty, ale jednak ogrodzenie. Stanęliśmy pod nim zadziwieni, co odważniejsi z nas wyciągali łapki do przodu i stukali w metalowe słupki. Wtedy jeszcze znaleźliśmy nową drogę. jednak już nic, nigdy, nie było takie jak dawniej.

Mur miał być tylko tymczasowy, usłyszeliśmy i przecież niewiele zmieniał, bo były w nim furtki. Żeby przejść, wystarczyło ją lekko pchnąć albo zaczekać jak uczyni to ktoś silniejszy. A jednak… podążając ścieżkami, którymi chodzili nasi rodzice i ich rodzice, napotykaliśmy spojrzenia tych, którzy mieszkali już za ogrodzeniem, pełne początkowo winy, a potem z każdym dniem coraz wyraźniejszej wyższości. Nasze dzieci nie mogły się bawić z ich dziećmi, choć nadal przychodzili do naszego parku na wypoczynek. To przecież miejsce publiczne – Krzyczeli w uniesieniu – nie to co nasze osiedle!

Przy monopolowym, przemianowanym teraz na Delikatesy, stanęli strażnicy i odpędzali nasze małżonki. A było to miejsce z najlepszymi jabłkami i robakami… Kilkoro z nas uniosło się honorem „żołędzie będziemy jesienią żreć, ale nie pójdziemy tam już nigdy”  bili się w brzuszki, groźnie i śmiesznie najeżając, jednak my – roztropniejsi – wysłaliśmy zwiad. Po tygodniu wrócił tylko jeden, resztę podtruto albo utknęli w tunelach na wieczność, z ekscytującą wieścią, że mur ciągnie się daleko, ale się kończy.  Gdzieś tam. Wystarczy iść na północ, w stronę jezdni. Więc spakowaliśmy dobytek i wyszliśmy z naszych nor ku nowej nadziei.

Nocą. „Wyklęty powstań jeżu ziemi, powstańcie których dręczy głód”… melodia niosła się ku drugiej stronie ogrodzenia i mieliśmy nadzieję, że słuchają, że choć ich kolce po tych kilku dniach są bielsze niż nasze, a odchody bardziej energetyczne, na moment przestali jeść najtłustsze owady i w ich serca wkradł się strach. „Ruszymy z posad bryłę świata!”  – wyryczeliśmy już wszyscy, stojąc w zwartym szeregu, a księżyc w pełni unosił się ponad ogrodzeniem.

Epopeja Puciula

Puciul, polski piesek i bohater narodowy, znowu zaginął!

Według niepotwierdzonych informacji Puciul, jedyny ocaleniec z osławionej Tratwy Grozy, zniknął z dotychczasowego miejsce pobytu w Republice Zielonego Przylądka. Świadkowie twierdzą, iż wskoczył do oceanu i popłyną na północ, ku ojczyźnie kontynentowi afrykańskiemu. Epopeja Puciula wzruszyła miliony ludzi na całym świecie oraz przyczyniła się do upadku poprzedniego rządu w Polsce. Ekranizację przygód Puciula zapowiedział Steven Spielberg. Rolę tytułową ma zagrać Joaquin Phoenix, który już od miesiąca ćwiczy do roli w schronisku dla zwierząt w Rudzie Śląskiej,

PAP 18 kwietnia 2018

– Łączymy się w tej chwili z naszym specjalnym wysłannikiem do oazy na Saharze. Witaj Tomku!

– Dzień dobry Aleksandro, dzień dobry państwu.

– Wszyscy w Polsce nie możemy się doczekać najnowszych wieści o Puciulu. Czego nowego się dowiedziałeś?

– Tak, Olu. No cóż, od wczorajszego dnia nadal nic więcej nie mogę powiedzieć o epopei Puciula. Można być jednak pewnym, że jeszcze w zeszłym tygodniu przebywał w tej oazie i widziano go jak leżał pod palmami i objadał sie figami. Następnie ruszył na pustynię. Sam. Zresztą więcej nam opowie Pan Ahmed, który trzydzieści lat temu studiował marynistykę we Szczecinie i nadal pięknie mówi po polsku. Pochodzi z plemienia Turków…

– Tuaregów, panie redaktorze.

– Naprawdę istnieje takie plemię?

– Tak.

– No więc oddaję teraz mikrofon naocznemu świadkowi wydarzeń z plemienia Tureków…

TVN 24 16 maja 2018

Wielka tragedia na Morzu Adriatyckim. Włoska straż przybrzeżna ostrzelała polskiego bohatera! [DUŻO ZDJĘĆ]

Dwa dni temu doszło do zderzenia włoskiego okrętu patrolowego z  gumianym pontonem wiozącym osiemdziesięciu nielegalnych imigrantów z Afryki. Na skutek nieustalonego na razie, ale w stu procentach potwierdzonego zagrożenia, włoscy żołnierze otworzyli ogień,  raniąc dwudziestu dwóch Afrykańczyków. Los pozostałych pozostaje nieznany. Uratowanym wręczono kamizelki ratunkowe i ciepłe koce, następnie okręt odpłynął. Wśród poszkodowanych znajdował się mały biały piesek, według niektórych miał być nim sam Puciul, którego zew natury niesie do Ojczyzny. Jak każdy z nielegalnych imigrantów miał on zapłacić trzy tysiące dolarów za miejsce na pontonie. [PRZEJDŹ DO GALERII – NAJPIĘKNIEJSZE WIDOKI MORZA ŚRÓDZIEMNEGO W SAM RAZ NA WYMARZONE WAKACJE]

Plotek 2 czerwca 2018

… To już potwierdzone. Polski bohater narodowy, biały piesek Puciul przedziera się ku północy. Ostatnio widziany był w Słowenii i zmierza na północ, kurwa, znowu się potknąłem…

– Czarku? Czarku? Czy jesteś nadal z nami? Przepraszamy państwa serdecznie, wygląda na to, że chwilowo straciliśmy połączenie z naszym berlińskim korespondentem. O już mamy sygnał ponownie.

– W Bundestagu trwa istne pandamonium i stan wyższy od temperatury wrzenia wody. Kanclerz Merkel miała się skontaktować ze  swoim austriackim odpowiednikiem, by za wszelką cenę nie dopuścił Polka na teren tzw. starej Europy. Wszyscy obawiają się tu powrotu rechrystianizacji… Ej, ty tam. Masz może kopsnąć szluga?

TVP INFO 17 czerwca 2018

Puciul zwycięzca? Opinia specjalisty*

Sytuacja w polityce zawsze jest dynamiczna, więc nie sposób już teraz wyrokować jak coraz bliższy powrót Puciula do Polski może wpłynąć na wynik tegorocznych wyborów, a tym bardziej wyborczego maratonu w latach następnych. Z pewnością jednak można stwierdzić, iż narzuci on znaczący wpływ na przebieg kampanii wyborczej.

(…)

W branży nazywamy takie wydarzenie gejmczandżerem, co z języka angielskiego oznacza zamianę genu zwycięstwa. Jest to z reguły wydarzenie absolutnie niespodziewane, jak wyjaśniłem powyżej :nieprzewidziane, ale jednak sztaby poszczególnych kandydatów są z reguły na nie, w mniejszym lub większym stopniu, przygotowane. Gorzej jak nie są.

(…)

Można w tym miejscu rozważyć dwie opcje. Jedną, że Puciul wspiera jedną z już istniejących na scenie sił politycznych i drugą: że staje się twarzą, choć może bardziej pasuje tu termin „mordka”, nowej formacji. Nie sposób już teraz opisać jak zareagują na to sondaże, przypuścić należy jednak, iż byłby to olbrzymi problem dla wszystkich. Nie mogę jednak w tymi miejscu wyrokować, nie posiadając wszystkich danych.

(…)

Należy w tym miejscu przypomnieć, że o ile nie znamy poglądów Puciula w wielu sprawach, to jednak jego miłość do bałwanka jest wzruszająca i znacząco poszerza potencjalny elektorat we właściwie wszystkich grupach wiekowych. Bardzo interesująco opisane zostało to w Raporcie Goduli, po którym to podsumowaniu nasze spojrzenie na dynamikę zmian zachodzących w społeczeństwie nie może już być dłużej takie jak było i wymaga przewartościowania pewnych pewników od nowa. To nie jest tak, że wyborcy lubią biel, ale to biel lubi wyborców. I kto tego nie zrozumie teraz, ten na długie lata wyląduje w ławach opozycyjnych albo i poza sejmem.

Jarosław Bercikowski.  Długoletni specjalista od PR, dyrektor grupy kreatywnej „Po Hajsie”, doradca polityków od lewej do prawej strony sceny politycznej.

gazeta.peel 1 lipca 2018

#Puciulwyklęty

Twitter 16 lipca 2018

Na moim oddziale też mieliśmy głodne święta

„No i jo mu wtedy godom: ciulnij mie, ale tak fest. A on patrzy na mnie tymi swymi błękitnymi oczami i niy rozumi. No więc godom mu roz jeszcze: Nie fandzol, ino ciulnij –  a jemu się lampki świecą w końcu w tych jego oczach tak błękitnych jak Morze Czarne i łon rozpina rozporek. A jo widza, że to gorol i nie rozumi, więc tłumacza mu jak to yno bajtlowi albo Polokowi rychtig potrzeba, bo z nie własnej winy ciulate są i nic nie rozumijo:

– No weź przypierdol mi, ale tak od serca. Za twe szanse tak bardzo stracone, za twe krzywe kości starte w pył przez kierat kapitalizmu, za winy i grzechy Trzeciej Erpe, zmasakruj mnie tu i teraz. Za w Leszka Balcerowicza wiarę, za teorię wielkiego przypływu, za na PO głosowanie, pierdolnij mnie w szczękę i skacz po mnie, niech moje żebra pękają jak żelbetonowe podpory polskiego przemysłu po 89 sprzedane za bezcen. Niech twoje ramiona unoszą się nade mną i pompują wiatr odnowy.  Niech bryła trzęsie się. Niech twa zemsta za białe zęby, dżumę, fikcje i city nie ma żadnych granic, niech nie lęka się nadmiaru przemocy twój robotniczy umysł i nie wzdryga wychowanie, bo to my zdradziliśmy pod flagą biołoczerwoną…

I widza, że odsuwa się ode mnie coraz dalyj i dalyj i komórkę wyciąga i dzwoni, i do słuchawki krzyczy, że ostatni raz umówił się z kimś na Tindrze, już prędzej na pikietę polezie albo i marsz równości.”

Rozległy się oklaski, a ja nieomal spadłem z krzesła, tak nagle rozbudzony z drzemki. Z miejsca oczywiście dołączyłem do aplauzu. Rozpiąłem nawet kilku guzików góry piżamy, nie rozporka jak pewnie zwyrodnialcy pomyśleliście, zamierzając ściągnąć ją i zacząć euforycznie powiewać ponad głowami wszystkich zgromadzonych, ale jednak aż taka klaka nie była potrzebna w tym wypadku – funkcyjni stali w spokoju. W końcu to nie sam kierownik naszego zakładu do nas przyjechał, a jedynie młody, aspirujący pisarz tuż po pięćdziesiątce ze swoim literackim olśniewającym debiutem: „Prozą mówioną i pisaną ekstrawagancko spisaną”, jak stało w blurbie na okładce. Pisarza czekał tylko malutki poczęstunek w gabinecie lekarskim i z miejsca miał zostać przyjęty na oddział. Jak oni wszyscy, pewnie będzie krzyczał, że jest całkiem normalny,  to wszyscy wokół się zradykalizowali, a on stał, gdzie zawsze stał. Głęboko w prawdzie.

Tak wyglądała Wielka Sobota na naszym oddziale i jak już jesteśmy w tym temacie, to Święta zasadniczo spędziliśmy na szukaniu słynnego jaja doktora Kamila. Tak dokładnie, to w naszym ogródku rozrzucono 400 jaj z czekolady i jedno symetryczne. I to ich mieliśmy szukać, aż znajdziemy. Jeden z kolegów, o wykształceniu z grubsza technicznym, ośmielił się zapytać czym jest jajko symetryczne, to dostał odpowiedź, że jak ujrzymy, to zobaczymy. Próbował drążyć temat, a nie był to głupi facet, pracował nawet w komisji ds ponownego zbadania przeciekającego basenu, to już go więcej nie zobaczyliśmy. Wywieziono go na ciężkie przypadki i poddano specjalnej terapii. W sumie to miał sporo szczęścia, symulant jeden. I jeszcze krzyczał, zanim go ogłuszono workiem z piaskiem, że pod pewnym względem wszystkie jaja są symetryczne. Zależy niby jak spojrzeć. No ale do dziś go nie widzieliśmy. Więc raczej nie miał racji.

Wczesnym rankiem w pierwszy dzień Świąt ustawiono nas w parku rzędami, roczne świerki pięknie rokują nadzieję na przyszłość, a tak się martwiłem jak wszystko wycięto rok temu i personel natychmiast ruszył. Biegli tak szybko, że baliśmy się, że się potratują nawzajem i kto nam da kolację? Niektórzy ładowali i po 10 jaj czekoladowych do kieszeni kitla, ale nic dziwnego, nasz Ośrodek jest za przeproszeniem tak Tani, że mało kto może dożyć do trzydziestego nie głodując. Najgorzej opłacani już dwudziestego spoglądają ku firmom pożyczkowym albo uciekają się do prostytucji, starsi opiekują się dziećmi za kasę albo sprzedają testy wstępne (na nasz oddział). Smutne to sprawy i nie o tym miałem, a o tym że szukamy tego jaja doktora Kamila, musicie pamiętać: tego młodego doktora, ale niefajnego, za to Polaka, już prawie dwa tygodnie i dopóki go nie znajdziemy, nie będziemy obiektywni. A co gorsza, nie wpuszczą nas na oddział z powrotem.

Stefan Alfons Miętoch „Re-perkusje”

Kto jest największym wrogiem pisarza?

Oczywiście jego własny czytelnik. Ze specjalnym wyróżnieniem krytyka.

Pojawiły się względem mnie oskarżenia jakobym pomysły do moich tekstów, mówiąc nieładnie, zapożyczał od innych kolegów po piórze. Albo żerował na bujnej wyobraźni moich największych fanów. Jest to oczywista nieprawda, bo jako uznany twórca, choć niestety na skutek przeróżnych podstępnych działań całego tłumu zazdrośników i beztalenci, nie aż tak jak na to zasługuję, od dobrych nastu lat nie czytam niczego poza własną twórczością (oraz Wikipedii, kiedy potrzebuję fachowej wiedzy w danej dziedzinie), a moimi czytelnikami najzwyczajniej w świecie pogardzam i to nienawiścią tak czystą jak ślunskie powietrze w kwietniowy poranek.

Pojawiły się również oskarżenia jakobym sceny batalistyczne, rzekomo najlepsze w mojej twórczości, przewyższające wszystko inne wielokroć zapożyczył jeszcze skądinąd. Jungerem jednakże gardzę, postać to z powieści pomniejszego Manna, najprawdopodobniej Sebastiana, która niestety zdarzyła się naprawdę. Inni pisarze? Mogliby mi umywać kałamarze. Oczywiście metaforyczne, bo używam najnowszego modelu laptopa, którego nazwę byłbym skłonny tu podać pod pewnymi warunkami. Proszę dzwonić.

Napisanie sceny wojennej jest może trudne dla całych pokoleń pisarzy współczesnych, ale dla mnie kilka minut roboty. Nie wierzycie?

Margotka od Szołtysków usiadła nad rzeką Szarlejką, bo choć była zima, to mróz aż skrzył w promieniach styczniowego słońca, więc Margotka, hoże dziewczę w wieku lat siedemnastu i w samej pełni rozkwitłej urody, usiadła nad Szarlejką na ławeczce i odkładając podręcznik do niemieckiego grzała się w zimowym słońcu i mogło się jej nawet na tej ławeczce, przez jej dziadka Gintra postawionej tu w roku 1906 albo 1908, przysnąć i choć śniły się jej koszmary, to nie była w stanie się obudzić. Świst wiatru i ryk maszyn przywołały w jej umyśle wizję kopalni, kiedy mechaniczny potwór wjechał w Szarlejkę i choć lód pękł, rozpadł się na miliardy ostrych jak igła drobinek, radziecki T-34 wpełzł na drugi brzeg i ławkę dziadka Gintra wprasował w bogatą w minerały śląską glebę, przedwcześnie pozbawiając Margotkę nie tylko dziewictwa, ale i życia.

Napisanie tego akapitu, tak bogatego w znaczenia i historyczne odnośniki, że mógłby się stać tematem pracy maturalnej, i to za starej matury, a nie tej obecnej, którą zwyczajnie pogardzam, zajęło mi dokładnie 7 minut i 33 sekundy. A jeszcze musiałem ustawić status w jednej takiej grze w której morduję Polaków, a dokładnie oddziały orków pod flagą biało-czerwoną, z nieustannym entuzjazmem i z precyzją cekaemisty wermachtu odhaczając kolejnego  frajera w rankingu. Nie będę jednak ułatwiał krytykom roboty, niech sami się domyślą, co w mojej scenie symbolizuje Margotka, T-34 i podręcznik niemieckiego. U żadnego pisarza z dzikiego kraju, takiego jak Polska, tego nie przeczytają, gwarantuję.

Notabene poproszono mnie niedawno o wyrażenie opinii na temat obecnego stanu odrębności Gůrny Ślůnska (błagam, zawsze pamiętajcie o umlautach!) i z bólem serca muszę stwierdzić, że nie jest dobrze. Ot taka scenka rodzajowa. Starzik, sympatyczny ślunski chłop, o twarzy przerytej zmarszczkami i z pyłem węglowym w kącikach oczu, choć jeszcze za Buzka poszedł na emerytura,  godo do swej wnuczki: „Ema, popraw galoty”. Dziecko to rezolutne i inteligentne, w końcu stuprocentowy ślunski bajtel od przynajmniej czterech pokoleń, więc jej sprawne rączki elegancko poprawiają szeleczki, ale od razu dziadka strofuje „Czyli spodnie. I jestem Emily”. Patrzy na niego groźnie spod grzywki, bez najmniejszego szacunku należnego głowie rodu.

Bardzo zdołowało mnie to przeżycie, na szczęście mogłem sobie odetchnąć w sali koncertowej Śląskiej Akademii Muzycznej. Piękny to był koncert, sześćdziesięciolecie wydziału perkusyjnego. Piyknie groli w piyknym budynu, pra? I tak żech sobie pomyśloł, ze jakby yno Poloki dały sie nam rządzić po noszymu, to mielibyśmy tu między Cieszynem, a Opolem drugo Szwajcario. I najlepsi z noszej krwi nie musieliby się wycierać po monachijskich piwiarniach, ruhrskich kopalniach i zurichskich wydziałach ekonomii. I każdej soboty puszczać kaczki na Szarlejce. A w niedzielę gotować z nich rosół.