„No i jo mu wtedy godom: ciulnij mie, ale tak fest. A on patrzy na mnie tymi swymi błękitnymi oczami i niy rozumi. No więc godom mu roz jeszcze: Nie fandzol, ino ciulnij – a jemu się lampki świecą w końcu w tych jego oczach tak błękitnych jak Morze Czarne i łon rozpina rozporek. A jo widza, że to gorol i nie rozumi, więc tłumacza mu jak to yno bajtlowi albo Polokowi rychtig potrzeba, bo z nie własnej winy ciulate są i nic nie rozumijo:
– No weź przypierdol mi, ale tak od serca. Za twe szanse tak bardzo stracone, za twe krzywe kości starte w pył przez kierat kapitalizmu, za winy i grzechy Trzeciej Erpe, zmasakruj mnie tu i teraz. Za w Leszka Balcerowicza wiarę, za teorię wielkiego przypływu, za na PO głosowanie, pierdolnij mnie w szczękę i skacz po mnie, niech moje żebra pękają jak żelbetonowe podpory polskiego przemysłu po 89 sprzedane za bezcen. Niech twoje ramiona unoszą się nade mną i pompują wiatr odnowy. Niech bryła trzęsie się. Niech twa zemsta za białe zęby, dżumę, fikcje i city nie ma żadnych granic, niech nie lęka się nadmiaru przemocy twój robotniczy umysł i nie wzdryga wychowanie, bo to my zdradziliśmy pod flagą biołoczerwoną…
I widza, że odsuwa się ode mnie coraz dalyj i dalyj i komórkę wyciąga i dzwoni, i do słuchawki krzyczy, że ostatni raz umówił się z kimś na Tindrze, już prędzej na pikietę polezie albo i marsz równości.”
Rozległy się oklaski, a ja nieomal spadłem z krzesła, tak nagle rozbudzony z drzemki. Z miejsca oczywiście dołączyłem do aplauzu. Rozpiąłem nawet kilku guzików góry piżamy, nie rozporka jak pewnie zwyrodnialcy pomyśleliście, zamierzając ściągnąć ją i zacząć euforycznie powiewać ponad głowami wszystkich zgromadzonych, ale jednak aż taka klaka nie była potrzebna w tym wypadku – funkcyjni stali w spokoju. W końcu to nie sam kierownik naszego zakładu do nas przyjechał, a jedynie młody, aspirujący pisarz tuż po pięćdziesiątce ze swoim literackim olśniewającym debiutem: „Prozą mówioną i pisaną ekstrawagancko spisaną”, jak stało w blurbie na okładce. Pisarza czekał tylko malutki poczęstunek w gabinecie lekarskim i z miejsca miał zostać przyjęty na oddział. Jak oni wszyscy, pewnie będzie krzyczał, że jest całkiem normalny, to wszyscy wokół się zradykalizowali, a on stał, gdzie zawsze stał. Głęboko w prawdzie.
Tak wyglądała Wielka Sobota na naszym oddziale i jak już jesteśmy w tym temacie, to Święta zasadniczo spędziliśmy na szukaniu słynnego jaja doktora Kamila. Tak dokładnie, to w naszym ogródku rozrzucono 400 jaj z czekolady i jedno symetryczne. I to ich mieliśmy szukać, aż znajdziemy. Jeden z kolegów, o wykształceniu z grubsza technicznym, ośmielił się zapytać czym jest jajko symetryczne, to dostał odpowiedź, że jak ujrzymy, to zobaczymy. Próbował drążyć temat, a nie był to głupi facet, pracował nawet w komisji ds ponownego zbadania przeciekającego basenu, to już go więcej nie zobaczyliśmy. Wywieziono go na ciężkie przypadki i poddano specjalnej terapii. W sumie to miał sporo szczęścia, symulant jeden. I jeszcze krzyczał, zanim go ogłuszono workiem z piaskiem, że pod pewnym względem wszystkie jaja są symetryczne. Zależy niby jak spojrzeć. No ale do dziś go nie widzieliśmy. Więc raczej nie miał racji.
Wczesnym rankiem w pierwszy dzień Świąt ustawiono nas w parku rzędami, roczne świerki pięknie rokują nadzieję na przyszłość, a tak się martwiłem jak wszystko wycięto rok temu i personel natychmiast ruszył. Biegli tak szybko, że baliśmy się, że się potratują nawzajem i kto nam da kolację? Niektórzy ładowali i po 10 jaj czekoladowych do kieszeni kitla, ale nic dziwnego, nasz Ośrodek jest za przeproszeniem tak Tani, że mało kto może dożyć do trzydziestego nie głodując. Najgorzej opłacani już dwudziestego spoglądają ku firmom pożyczkowym albo uciekają się do prostytucji, starsi opiekują się dziećmi za kasę albo sprzedają testy wstępne (na nasz oddział). Smutne to sprawy i nie o tym miałem, a o tym że szukamy tego jaja doktora Kamila, musicie pamiętać: tego młodego doktora, ale niefajnego, za to Polaka, już prawie dwa tygodnie i dopóki go nie znajdziemy, nie będziemy obiektywni. A co gorsza, nie wpuszczą nas na oddział z powrotem.