Nie wszystkim koleżankom z Ćwitra
– Wyżej dupę, rekruci! – Sierżant Międzyzjeż darł się na całą polanę, kiedy my kończyliśmy kolejną serię dwudziestu pompek. Trzydzieści stopni w cieniu nieskoszonych traw, na niewielkiej przecince pośród niewyschłych kałuż, głębokich dołów pełnych wody, zaśmierdłej mimo niedawnych ulew. Unosił się z nich okropny żabi rechot, nasze mundury moro spływały potem i jechały bagiennym odorem śmierci. Nie do zmycia nawet jeleniem. Próbowałem kiedyś, ale tak mnie kopnął, że fru fru frunąłem, aż upadłem pod sosnami.
Zaciągnij się, mówili. By służyć ojczyźnie, nakłaniali. To tylko dwa dni w miesiącu, twierdzili. Jeżyk ich j… – Sierżant Międzyzjeż już stał przede mną:
– Nie podoba się coś żołnierzu? Jabłko na kolce i biegiem dookoła. Cztery rundki!
Mordę sierżanta przecina blizna, a jego kolce są siwe i twarde. Podobno służył w Armii Nowego Jeża i brał udział w wielkiej bitwie pod Dwoma Jabłkowymi Kopcami. Podobno, bo oddziałowa legenda przekazywana z kociego pokolenia na pokolenie głosi, że na polu bitwy pojawił się dopiero wieczorem, kiedy z pobliskich chaszczy wychynęły ryjówki, krety i odszczepieńcy naszego plemienia, by dobijać rannych i obdzierać zabitych ze wszelkiego dobra. Wtedy to niejaki Zurwipęk miał ukraść mundur i nieśmiertelnik prawdziwego sierżanta Międzyzjeża i w ogólnym pobitewnym rozgardiaszu niejako „wstąpić” na służbę nowego władcy.
Ja tam sam nie wiem jak było dokładnie i nie będę się wypowiadać, ale jednak uważam, że to wszystko nie tak powinno wyglądać. Jeżopolonia i jej historia to jeden wielki żart, tu nawet bagna nie płoną, za to śmietniska fajerują aż miło. I można tłustego robaczka sobie podpiec jak się wie, które ulegnie samozapłonowi następne. Fajnojeże i ich byznesy z zagranicą, a pferde.
Wyglądamy jak siedem nieszczęść, gorzej niż niewyretuszowane jeżyki w niewoli Babilonu w latach 80., z tymi ich wytapirowanymi grzywami i kolcami ozdabianymi brokatem. Wszyscy mamy dość, a to dopiero popołudnie pierwszego dnia naszej służby w tym niezwykle upalnym czerwcu. Możemy napić się wody z najczystszej kałuży, zarządził nasz sadysta, obrażona niebieska żaba – to mogą być zwidy z odwodnienia – przeskakuje dwa metry dalej. Nuci coś jakby „Rafale Rafale, dlaczego nie kochasz mnie”? i klika w mikrotablet. My nie możemy, rano zdaliśmy wszystkie mobilki w koszarach.
– Jeżalsi! Wstawać! Plecaki na grzbiety. Biegiem marsz! – Sierżant Międzyzjeż ani myśli nam odpuszczać. Skubany się nie poci, może jego matka zadała się z jakimś posokowcem?
Kurwa, chyba nie powiedziałeś tego na głos, gamoniu? Znowu byś przez pół nocy czyścił latryny. Wieczorem mają być podchody na ludzkim osiedlu. Przegrana drużyna za tydzień znowu jedzie na poligon. Międzyjeżowe Manewry Mundialolo 2018, w związku z trwającą wielką imprezą piłkarską. A my nawet nie możemy za bardzo grać w ludzką piłkę, bo po pierwsze: łapki mamy urocze, ale trochę zbyt krótkie, po drugie: dziurawimy wszystkie piłki szybciej niż piłkarze Ekstraklasy.
O żabo, żeby jeszcze coś więcej za to płacili. Aleś się przecież zgłosił na ochotnika, ku chwale jeżyzny gamoniu, nie krasnoludku. Odpoczniesz od wszystkich koleżanek z hedgterra, męską przygodę przeżyjesz, dodatkowe jabłko raz w tygodniu wpadnie i butelka eksportowego cydru Asia – w tym tygodniu są w promocji notabene, za 4,99 w Jeżu przy zakupie trzech sztuk – raz w miesiącu – tak, wszystko to było w folderze rekrutacyjnym. I tylko o sierżancie Międzyzjeżu nie wspominali, psychopatycznym weteranie z niezdiagnozowaną traumą wojenną, dziecku rynsztoków naszej stolicy, z matki lafiryndy i NN ojca, wydry może. Przypadek? Nie sądzę!
– Żołnierze! Jeśli ten złamas nie przyspieszy, to wszystkich was czeka szorowanie butów całej kampanii – Dopiero teraz się orientuję: wskazuje ruchliwym noskiem centralnie i dokładnie wprost na mnie. Orzeszku jesienny, nawet jeden taki totalny dzban jest daleko przede mną i szczerzy te swoje kły triumfalnie – No i wypierzecie moje onuce. Z całego ostatniego roku. – Sierżant to jednak ma ten wojskowy dowcip.
Wybielą mnie. W tej pralni. I skończę jako jeżyk blogowy!