Na moim oddziale mamy seksaferę

Zanim cokolwiek napiszę, muszę oczywiście zaznaczyć, że takiego kierownictwa ośrodka nie mieliśmy nigdy, a bryła paradygmatu aż drży pod zgodnym rytmem naszych kroków ku lepszej przyszłości. Albowiem, gdyby taka sytuacja jak z poprzednim kierownictwem miała potrwać jeszcze kilka lat, to nasz ośrodek podupadłby ostatecznie i został rozsprzedany innym ośrodkom. Szczęśliwie teraz już wszyscy znamy ogrom naszej uprzywilejowanej winy i możemy jedynie błagać o wybaczenie. Zwracam się wobec tego do was wykluczeni, nie bijcie zbyt mocno i nie budujcie zbyt dużych stadionów, bo nasz ośrodek nie taki duży, choć wielki!

Cokolwiek teraz napiszę – jakie to jest zaraźliwe – muszę poczynić takie oświadczenie na samym początku, taki mamy nowy regulamin naszego ośrodka, coś z rododendronem czy jakieś inne rozporządzenie. Zwykle takie sprawy są olewane przez nasze kierownictwo, ale tu jakoś podeszli do tematu na poważnie i w dalszej części mojej kroniki mogę się posługiwać jedynie pseudonimami. Upadła kobieta jest w stanie uwieść każdego, więc nawet nie zdziwiło nas, że Pantera z pierwszego oddziału oddawała się jednemu z tak chętnie wizytujących nasz ośrodek szacownych gości. Luba to ona jest – cmokali z zachwytem wąsaci koneserzy z oddziału obok już kilka lat temu, jak tylko przyjechała do naszego ośrodka ma kurację. I co roztropniejsi z nas woleli się w ogóle nie zbliżać, a już na pewno bez adwokata w zanadrzu. Śliska sprawa. Chwosta swego rzeczony wizytator nie upilnował i teraz połowa ośrodka się śmieje po kątach, a połowa ma strach w oczach, myśląc, że nikt nie widzi, do gabinetu chorób wenerycznych się chyłkiem udaje. I choć ślubne obrączki na palcach obu rąk, stuprocentowa obecność na mszach w kaplicy, jeden z drugim nie patrzą sobie teraz w oczy, czekając na uroczą panią doktor Marzenkę, która na męskich zwisach zna się jak mało kto. Ejakulacjach zaburzonych także, nie chwaląc się zanadto – mnie już prawie całkiem wyleczyła.

Kto wiec ma choć odrobinę serca współczuje teraz wizytatorowi Pięcie, bo tak ma on na nazwisko (znaczy się: tak naprawdę nie, bo kto by się chciał tak nazywać?) , a nie naszej Panterze z oddziału obok, bo kto tylko spojrzy na nią – choć obiektywnie jest na co popatrzeć – ten od razu wie, jak to wielki problem się szykuje. Analizowali sprawę najwięksi spece od ochrony naszego ośrodka przed zagrożeniem i mamy teraz pewność wszyscy – to kolejna podstępna gra przeprowadzona przez poprzednie władze naszego ośrodka, w porozumieniu z innymi ośrodkami, dodatkowo siłami totalnej idiotki. Ma rację gazetka ścienna, kiedy demaskuje wrogie zamierzania alejki (parkowej, tej z wyciętymi drzewami, ale już małe brzózki rosną) i zagranicy. Intelektualnie wywód ten jest pierwsza klasa. Lecz nikt tak pięknie tego nie jest w stanie wytłumaczyć wszystkiego jak nasz doktor młody, pamiętacie, ten co nie pojechał do Stuttgartu, ten drugi.

Aliści słuchać jego rozumowania to zawsze przyjemność, to jednak ma te smutną przypadłość, że po każdym takim wysiłku na dwa dni musi sobie odpocząć. Chodzi wtedy na krafta do ośrodkowej burgerowni, którą to – dzięki zarządzeniu władz naszego ośrodka o specjalnej strefie ekonomicznej na terenie całego ośrodka – otworzył jeden sympatyczny pensjonariusz sąsiedniego ośrodka. Hałastrą staliśmy na otwarciu i klaskaliśmy, a nasz ordynator wstęgę przecinał i rękę ściskał inwestorowi z zachodu (bo ten wraży ośrodek to tak bardziej na zachód stoi, ale połowa ich ziem należała kiedyś do nas). Upokarzające, pomyślelibyśmy jeszcze jakieś trzy lata temu, ale teraz mamy pewność, że wszystko jest pod pełną kontrolę kierownictwa. Jak powiedział onegdaj któryś z poprzednich dyrektorów: ileż to się zawsze musi zmienić w takim ośrodku, by wszystko pozostało bez zmian… Ergo, cogito ergo sum!

Rozpaczliwie tęsknimy wszyscy za salową Martą, która znowu gdzieś wybyła i powiadają, że znalazła w końcu jakąś porządną robotę, zamiast się cały czas użerać z wariatami.  Uchodzi, czy nie uchodzi tak nazywać nasze kierownictwo, to sam nie wiem, ale trzeba przyznać, że panienka Marta nigdy nie przebierała w słowach. Stąd bierze się jej urok. Kiedyś to były czasy, teraz to już tylko nieróbstwo, porubstwo oraz melancholia, twierdziła na przykład i wracała do „Wichrowych Wzgórz”, a my grzecznie kiwaliśmy głowami, pospołu płacząc nad pięknym Cyganem. Irisz travelerem chyba?, zawsze się znalazł jakiś co bardziej oczytany z bzdurnym pytaniem, ale natychmiast go uciszaliśmy poduszką. Ewentualnie koktajlem pigułek, nieodmiennie chomikowanych na lepszą okazję, która jednakże nigdy nie nadchodziła.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s