Sierżant Międzyzjeż

Sierżant Międzyzjeż obudził się jak zwykle 14 minut i 23 sekundy przed piątą. Jęknął z bólu, dwie łapki – tylna lewa i prawa przednia – szarpały go okrutnie. Stara pamiątka po tajnej akcji Jeżykowa Burza, kiedy w zawiei piaskowej Orzeł 2 leciał zbyt nisko, a oni i tak skoczyli z ptakoptera. Rozkaz to rozkaz. W lewym boku znowuż gnoiła się rana, pocisk szlachecki wszedł wtedy milimetry obok nerki. W szpitalu polowym sierżant Międzyzjeż znajdował się w grupie nierokujących żadnej nadziei, ale się uparł i przetuptał w kierunku skierowanych do dalszego leczenia. W filmach z reguły pojawia się wtedy urocza, nieskażona cynizmem młoda pielęgniarka, potem żyją długo i szczęśliwie, wychowując prawnuki, dzieci wnuczki alkoholiczki, o zadziwiających imionach Brajeż czy Dzisijeżanna. Malce wskakiwałyby na pradziadka i gaworzyły o tym jak pięknie świeci słońce, nieustanie dziwiąc się światu. To nie ten przypadek. Pozostała mu jedynie blizna, pulsująca przy każdej zmianie pogody.

Sierżant Międzyzjeż spojrzał w znajomą mordkę w kawałku lustra. Zrabował go wiele lat wcześniej podczas krótkiej rajzy na tereny Ludzkiego Osiedla i od tego czasu traktował ten kawałek pomalowanego rtęcią szkiełka jako swój najlepszy talizman. Było także przydatne, zawsze kiedy trzeba było przystrzyc wąsy zgodnie z regulaminem (na 2 milimetry mogły wystawać od paszczki) albo ułożyć kolce do munduru wyjściowego. Kolce te były coraz bardziej siwe i sierżant Międzyzjeż się obawiał, że następna redukcja etatów podoficerskich w Jeżowych Siłach Zbrojnych obejmie także jego. Już dwa razy ratował go podporucznik Więrcidupka, po starej znajomości, ale tego ostatniego zesłano niedawno na wschodnią granicę, za nieobyczajność, niby. Całe wojsko od lat wiedziało, że Więrcidupka po spożyciu przydziałowego cydru zbyt blisko zbliżał się do młodych rekruckich jeżyków płci obojga, bo tolerancyjny był bardzo, i nagle to miał być problem? Teraz? Ani chibi inne jeżyki są tu czynne.

Sierżant Międzyzjeż zasadniczo i tak miał to coraz bardziej w d…, „w kuferku Krychowiaka, żołnierze” jak mawiał słynny generał Aisenjeżhałer, ten to dopiero był wielki galant i aferał, kiedyś na wziętym do niewoli człowieku wjechał do garnizonowego kasyna i gdybyście mogli widzieć jaką minę miał ten ludź, ech dobre to były czasy, ale teraz, od kiedy przeniesiono go, znaczy sierżanta, generała pochowano zeszłej wiosny z honorami w Kurhanie Wojownika, do Wojsk Ochrony Jeżykowej, wszystko to było kompletnie bez sensu. Dwa dni szkolił nowy oddział, dawał  łepkom wycisk, potem dostawał nowe mięso do obróbki i jak tylko przestawali obrastać w weekendowy tłuszczyk, dawano mu następnych. Koncepcję WOJ uważał za bzdurną, a wykonanie jeszcze gorsze, takie głupawe przyszły wytyczne od cywilów ze stolicy. Czego takie fajnojeżyki, inteligenciki w rurkach i mieszczuchy od przynajmniej trzech pokoleń, które w lesie bały się każdego kicającego zająca, mogły się nauczyć w dwa dni? Czy długo stałyby wobec natarcia twardych jak stal jeży z pogranicznej doliny albo obroniłyby się, nie mówiąc o oswojeniu i włączeniu do sił powietrznych, przed atakiem jastrzębia? Bez szans by były, powiedzmy to sobie szczerze. Na takiej Jezdni ginęliby jak muchy w październiku, nawet pod kołami stareńkich maluchów.

Sierżant Międzyzjeż aż się wzdrygnął na wspomnienie, że kiedyś też był takim młodym ufnym jeżykiem. Miał iść na studia i zrobić karierę w mieście. Mama chciała, by jej najmłodszy syn został lekarzem albo prawnikiem, choć go zawsze ciągnęło w stronę historii – zaśmiał się gorzko, pastując swe wysokie wojskowe buty podpalaną czarną pastą, innej nie używał – i znowu przypomniał sobie, kiedy złamano mu serce. Bo rację mieli rekruci, sierżant Międzyzjeż nie zawsze był tym sierżantem Międzyzjeżem, pierwowzorem głównych bohaterów takich klasyków kina wojennego jak „Full Metal Jeżyk” czy „Łowca jeży” oraz nagradzanego głównie na artystowskich festiwalach „Na Jeżykowym Polu bez zmian”. Obudził się pewnej zimy z hibernacji i w jego rodzinnej norce nie było nikogo. Gnany strachem wyskoczył najkrótszym korytarzem ewakuacyjnym i choć połacie śniegu jeszcze nie roztajały, nie zobaczył żadnych śladów łapek. Do lata szukał krewniaków i kiedy ją w końcu odnalazł, w niewoli na Ludzkim Osiedlu, dopiero to ostatecznie złamało mu serce. Okazało się, że nie zostali porwani przez ludzkich łowców dzikich zwierząt, ale cała familia, w głosowaniu i poza jego grzbietem, postanowiła emigrować i sprzedać się w niewolę, zamiast walczyć każdego dnia o kęs robaczka albo jabłka. Odpowiedzieli na ogłoszenie „PRACA dla JEŻYKÓW Wikt Opierunek Ubezpieczenie” i teraz byli kontraktowymi jeżami hodowlanymi. Przez miesiąc upijał się najtańszym cydrem, potem się zaciągnął do elitarnej jednostki Jeżowych Beretów. Wstępną selekcję przetrwało ich trzech z grupy czterdziestu ochotników.

Sierżant Międzyzjeż kończył wiązać ostatniego już buta. Nadal nie potrzebował pomocy przy żadnym z nich, nawet tego najbardziej oddalonego od pyszczka. I cały czas napawało go to dumą, zwłaszcza kiedy widział młodych gamoni nie dających sobie rady nawet z tymi na przednich łapach. Za chwilę zapali światło w sypialni tych dzieciaków i zacznie wydzierać się jak głupi. W końcu o opinię najtwardszego sukinjeża w całej Jeżypospolitej trzeba dbać każdego poranka od nowa!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s