Było to tak, że po upalnym lecie nadeszła mroźna jesień, tak zupełnie niespodziewanie, jednego dnia było 22 stopnie, a następnego już tylko 20 i na cały ośrodek spadł marazm i pensjonariusze włóczyli się z podwójnym smutkiem po słabo oświetlonych korytarzach i bluźnić się ośmielali przeciw bogom, a co gorsza kierownictwu ośrodka, dlatego też, jak co roku o tej porze kończymy sezon piłkarski i zaczynamy siatkarski i jako wszechstronnie nieutalentowany sportowo oraz intelektualnie ląduję w kwadracie rezerwowych i nigdy nie jestem wpuszczany na boisko/parkiet/pod siatkę (niepotrzebne skreślić), choć w piłeczkę czasem pięć końcowych minut pokopię, a raz mi się nawet udało strzelić brameczkę, bo mecz, jak się okazało był ułożony i potrzebowaliśmy jeszcze jednej bramki samobójczej, by wszystko się w protokole zgadzało.
Piłka nożna jest bowiem sportem dla zwyczajnych ludzi, może w nią grać każdy, od metra siedemdziesięciu w kapeluszu po dwa metry i o IQ od 40 do 100 każdy kopnie pęcherz, za to siatkówka to sport wybrańców, wszechstronnych gigantów o doktoratach z fizyki, chemii, a nawet politologii, dlatego nie łapię się absolutnie do składu i kiedy w naszej hali sportowej tuż przy basenie, otwartej ponownie, po dekadzie użytkowania, dopiero przez dyrektora ośrodka tej wiosny na skutek zaniechań poprzedniej ekipy, nie łapię się do składu naszego oddziału nawet po dyskwalifikacji 20 zawodników przede mną.
Bo te mecze rozgrywamy o różnych porach, najczęściej późną nocą i zawodnicy z naszego oddziału nie zawsze zdążą na czas, a do tego natychmiast są wyrzucani z boiska przez sędziego, jednego z naszych młodych doktorów, który jest arbitrem meczów naszych ze oddziałem drugim i nie możemy się boisku pojawiać w koszulkach tęczowych, z napisami zaczynającymi się od literki k a nawet wzywających do pedałowania, bo natychmiast mamy czerwone kartki i tym samym na placu boju pozostaje tylko Robercik, taki jeden oddziałowy pedałek, co ostatnio zyskał poklask na drugim oddziale, bo zabiera głosy, znaczy się prycze, innym z naszego oddziału i tym łatwiej może wygrać ten drugi oddział, który i tak by wygrał, bo wiarygodność i bryły ruszenie.
Oczywiście wcale nie o to chodzi sędziemu na stołku sędziowskim, on zawsze sędziuje nie tylko obiektywnie, a wręcz symetrycznie, bo siatkówka to sport najbardziej symetryczny ze wszystkich, tu siatka, tam oni, a tu my i po prostu taka jest dysproporcja umiejętności czysto sportowych, nasza i ich, ze wszystko widać, jak pięknie spada piłka po naszej stronie i ich koszulki z orłami wyklętymi zawodników z pola i swastyką ich libero, i kiedy nas już leją 18:1 sędzia kończy seta, by nam oszczędzić hańby i wpuszczamy następnych i znowu nie wolno klaskać po każdym punkcie, a po drugiej stronie grają ludzie tacy ja my!
Ten sędzia to nawet młody, elokwentny, po kursach, za młodu się nawet podobno bił z fasz…, ludźmi z drugiej strony siatki, ale pokończył studia i teraz rozpoznaje osobno atakującego, przyjmującego i rozgrywającego, zamiast ich nadal nazywać jednym mianem, naziol, pardon siatkarzami i teraz uważa, sam z siebie, absolutnie nie jest przekupiony, że trzeba zrobić wszystko byśmy my, po drugiej stronie siatki nigdy już nie wygrali, bo wtedy oni nie wygrają już nigdy, jacy oni zapytacie?, no oni z drugiej strony siatki.
Z tego kibicowania tak mi się pogorszyło, ze jutro idę na elektrowstrząsy. Jeśli tylko nos się zmieści mój w nowej machinie.