– Ola! Ola!!!
Wieczorne powietrze niosło kobiecy krzyk na całe osiedle w tę Wielką Sobotę 19.. roku.
– Gdzież znowu te dziewuchę poniosło? Oj, będzie bolało, będzie bolało. – Mamunia zamknęła okno, bo choć był już kwiecień, wyż atlantycki przyniósł niespodziewane opady śniegu oraz gołoledź.
Za szeregiem maluchów oraz polonezów, z rzadka jedynie przerywanego sprowadzonym z niemieckiego szrotu volkswagenem albo oplem, poruszył się jakiś cień. Mignął pod lampą, która natychmiast zgasła. W małej, jakby dziecięcej dłoni, krótko zabłysły resztki kabli. Dziewczynka wygodnie rozsiadła się za kołem jedynej pod blokiem łady nivy. Z drutów szykowała sidła.
– W tym roku mi nie ucieknie. Nie ma mowy. Złapię Zajączka, kiedy tylko przykica z prezentami. Co on myśli, że całe życie będę siać rzeżuchę? Potem ją trzeba, ble, jeść na śniadanie.
Dziewczynka zastygła w oczekiwaniu. Starała się oddychać jak najrzadziej i nie zważała na mróz szczypiący w policzki. Naciągnęła wełniany szal wyżej i opuściła kaptur, tak że teraz błyszczały w zapadającym zmroku jedynie jej niebieskie oczy.
Czekała.
W tamtych czasach nikt nie myślał o wymianie opon co pół roku. Psy i dzieci chodziły wolno, a R. nawet jeszcze nie rozpoczął zbójeckiej kariery w adwokaturze.
Naprawdę świetne!
Cóż za wartka akcja!
Wspaniała bohaterka!
PolubieniePolubienie