Jaro, Norbi i kasa

Możecie mówić co chcecie, ale lata 90. były super. Dziś wiele osób, zwłaszcza dzieciaki, się z nas śmieje, z naszych fryzur i dresów, tego całego ówczesnego glamour tuż po śmierci Kobaina, ale do końca życia będą bronił tamtej dekady. Czasu wielkich karier i zachłyśnięcia się Zachodem. Prawdziwej muzyki i szybkich numerków – nie żebym korzystał zanadto, bo zawsze byłem taki bardziej nieśmiały względem kobiet, ale wystarczyło kilka zielonych albo marek niemieckich, nie trzeba było od razu wynajmować takiej mieszkania, i można było mieć każdą. Nawet licealistkę.

A kasy, nie nazywanej jeszcze hajsem – to myśmy wymyślili – a szmalem, forsą, grosiwem, mieliśmy wtedy, że mogliśmy nią palić. I paliliśmy, spalaliśmy się jak ta ćma z piosenki Lady Punk.  W ogniu.

Wtedy dzieliłem tysiące porcji amfy dziennie, dziś trzęsącymi się rękami z trudem przesypuję antydepresanty. Pierwsza kaseta Wzgórza, pierwszy Liroy… One najlepiej oddawały ducha wspólnoty jaką tworzyliśmy. To podstawowa różnica. My jeszcze wierzyliśmy w etos, choćby i bandycki, jeden za drugiego skoczyłby pod kule i wyciągnął rannego kompana. Pamiętam jak raz w Oberhausen obrobiliśmy jubilera na stłuczkę i choć nas gonili nie wyrzuciłem Jara z samochodu, pozwoliłem umrzeć mu na moich rękach. Pochowaliśmy go gdzieś w Enerdowie, a Gruby Bolek, który przez kilka lat był ministrantem, zmówił modlitwę. Tapicerka nadawała się do wymiany.

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy Norbi puścił  w eter swoją pierwszą piosenkę. Spójnia jakoś wtedy dostała baty od Pruszkowa w finałach, no ale kto by im podskoczył? Każdy chciał żyć. Józek MacNull odszedł do Śląska, kobiety były gorące, ale ceniły się coraz wyżej. Latem siedzieliśmy w smażalni Byka nad morzem, piliśmy hetolitrami Bosmany i spoglądaliśmy z zadumą na promy ze Szwecji. Skórzane kurtki z trudem zapinały się na naszych coraz większych brzuchach, białe mokasyny straciły swój błysk, golfa trójkę wycofywano z produkcji. Lata dziewięćdziesiąte schodziły na POPiSy. Pośród nas kiełkowała zdrada.

Do dziś nie wiem, kto mnie sprzedał. Kiedy dzielnicowy mnie przymknął, wiedzieli dokładnie wszystko. O okradaniu niemieckich turystów  w Świnoujściu metodą na loda – sprzedawało się im Algidę, a dostawali Polara. O tym jak byliśmy królami doków i rozładowywaliśmy ciężkie skrzynie z chińskich kontenerowców. Wiedzieli nawet o podrabianym gipsie do krasnali. I jeszcze zarekwirowali mój kastet zrobiony z pokrętła do rur. Taki ogrom zdrady zniszczył mnie moralnie. Nigdy nie przypuszczałem, że tak łatwo można złamać człowieka. Co to za problem odpękać dyszkę za brata?

Zostałem świadkiem koronnym. I w ogóle się nie wstydzę. Wyszedłem, jak to się mówi, na ludzi. Na poziomie. Oczywiście noszę dresiki, ale pod togą. Ostatnio nawet kandydowałem do Sądu Najwyższego.

2 komentarze do “Jaro, Norbi i kasa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s