30 grudnia

Stała pośrodku hallu. Wyglądała zwyczajnie. Ot, drewniana skrzynia słusznych rozmiarów, pociągnięta czarnym lakierem, którego robaki nie zdążyły napocząć. Unosił się z niej lekki zapach jakby mokrej ziemie, ale raczej nie rozkładu. Cała rodzina stała wokół niej, przypatrując się jak głowa rodu przygotowuje narzędzia: łom, młot dwuręczny, siekierę oraz wkrętarko-wiertarkę, którą M. specjalnie kupił w Obi dokładnie na tę chwilę – kiedy skarb w końcu zostanie odnaleziony.

Najpierw trzeba było zbić srebrne okucia, które sprawna ręka dawnego mistrza uformowała w fantazyjne linie wielkiego dzbana.

****

M., pomijając fakt, że nadal nikt nie wiedział, czy jest bardziej pandą czy człowiekiem, był niezwykle towarzyskim cyckoczem, jednak raz w miesiącu nachodziło go ogólne rozprężenie, wyjątkowo niezwiązane z wynikami pewnego odległego klubu sportowego z mitycznej Anglii rewolucji przemysłowej, brudnych fabrycznych kominów i paskudnych robotniczych bliźniaków w których sąsiedzi wiedzieli o tobie wszystko. Nawet to, że nie spuściłeś wody po porannej wizycie w toalecie z numerem katowickiego Sportu, na którego okładce sławiono kolejne wiekopomne zwycięstwo dzikiej bandy Kloppa.

Bo też kiedy jesienią/zimą 1944/45 roku Tysiącletniej Rzeszy zaczęły bronić oddziały szesnastolatków dowodzone przez kalekich weteranów pierwszej wojny światowej,  szacowny pradziadek M. uznał, że to już długo nie potrwa i postanowił zabezpieczyć rodowe srebra, obligacje skarbu państwa oraz chińskie dolary przed zwycięską Armią Czerwoną. Wraz z zaufanym stangretem pewnej nocy ruszyli ku kresom Majątku z wielką skrzynią. Z wyprawy wrócił tylko praszczur, stangreta nikt więcej nigdy nie widział, choć ponoć biedaczek w drodze powrotnej przypadkiem nadepnął na minę. Taka mała ludzka tragedia tuż przed końcem wojny. Inni twierdzili, że było słychać pojedynczy strzał późną nocą, potem palbę radzieckich katiusz, ale musiały to być pomówienia, bo propagatorzy tej paskudnej plotki w komplecie trafili później do MO.

Dalsza historia jest znana każdemu Polakowi. Deportacje, nacjonalizacja, długoletnie więzienia i pradziad do domu wrócił dopiero po 1956 roku, bez munduru, za to jako dyrektor nowo zakładanego PGRu. Z tych wszystkich przeżyć zapomniało mu się, gdzie dokładnie zakopał swój skarb, mapka dawno zaginęła pośród tomów Dzieł wszystkich Kraszewskiego i do samiutkiej śmierci, wraz z upływem cyklu księżycowego, ruszał w pola i kopał dziurę za dziurę.

Tęże familijną klątwę odziedziczył po nim M.

****

Tak więc teraz, późną nocą po dniu rzezi rzezi maślanej, rozpoczynał kolejne poszukiwania. Wrzucił na A., niezmiennie pozostającego w stuporze po odkryciu dwuznacznej roli M. w całej tej aferze z pandami oraz nindżami, kilof, worek opału, łopatę oraz baniak nafty i ciągnąc nieprzytomnego futrzaka za uszy jak sanki, ruszył w najodleglejszy kąt zdziczałego sadu. Miał przeczucie, że tym razem nie wyprawia się nadaremno. Przez poprzedni tydzień panowała typowa polska pogoda, było tak buro i szaro, że ludzka tusza tęskniła za żywym ogniem płynącym z fabrycznych kominów bez filtrów, a dusza jęczała pod naporem wichru. Ziemia jednak była zmrożona, dlatego M. rozlał wokół jednej z papierówek naftę i fachowo dokładając pojedyncze brykiety, w końcu rozpalił ogień.

Wygasł on po godzinie i M. zabrał się do kopania. Z wysiłku najpierw ściągnął kożuch, potem kontusz. Na końcu pozostał w samym pasie słuckim i kiedy miał się, kolejny raz, poddać, kilof uderzył brzęcznie. Wierząc w inteligencję moich czytelników i będąc pewnym inteligencji moich czytelniczek, w tym miejscu zawieszę narrację, bo po cóż ukrywać, iż była to dokładnie ta sama trumna, którą co bardziej spostrzegawczy mogli zauważyć już w pierwszym zdaniu tejże relacji.

M. przyciągnął trumnę pod bramę Kasztelu, tu przejęli ją już dyskretni służący, z gęby zresztą jakoś podobni do Dziedzica. Och, sporo się plotkowało w pobliskim miasteczku o młodzieńczych latach potentata ziemskiego, którego notesik z tamtych czasów był pełen tajemniczych zapisów oraz rachunków. Prawie jak ten Dziekana, kiwali z uznaniem głową podstarzali smakosze polskiej ligi. Jak to mawiali przodkowie, dobry Pan w każdej swojej wsi osobiście dba o populację oraz następstwo pokoleń. A. rzucili koło kominka, żeby trochę odtajał.

****

I chyba właśnie futerko tego niezwykle marudnego pandzioszka, który nawet nieprzytomny nie potrafi, jak się okazało, nie wzbudzać niezdrowej sensacji, zajęło się ogniem, bo w wysokiej komnacie nagle zapachniało niezbyt przyjemnie. A fetor nie mógł unosić się z trumny, bo … wstał z niej całkiem żywy człowiek! Z twarzy taki trochę jakby adwokat, choć raczej niekoniecznie z najwyższej gildii. Spiczaste uszy, czaszka poryta krótką ni to sierścią, ni to włosami, wielkie kły drapieżnika. Roztaczał wokół siebie zapach old spice’a, a eleganckie z pozoru buty świeciły papierzanymi zelówki. W sumie to nawet logiczne, po co do grobu brać lepsze obuwie robakom na ucztę?

M. zajrzał do wnętrza skrzyni umarlaka i zaczął złorzeczyć. Sobie, pradziadkowi, antyludzkiemu państwu i wszystkim zgromadzonym wokół, jednak niedoszły truposz nic sobie z tego nie zrobił, tylko natychmiast zażądał dwóch skrzynek piwa, najlepiej Bosmana, i to schłodzonego. Dowiedziawszy się, że nadal mamy 2018 rok poprosił o kilka ryz papieru kancelaryjnego, wyciągnął z kieszonki na piersi –  przebitej kołkiem, ale najwyraźniej nie osinowym – elegancki papieski długopis, pamiątkę z  pierwszej komunii, i pisał coś długo, acz skrupulatnie. Następnie z innego zakamarka czarnego płaszcza wyciągnął pieczątkę, chuchnął na nią, walnął w pismo, podmuchał i tak sporządzony pozew wręczył M.

Szamotanina wisiała w powietrzu.

I tylko jedna z nindż, które cała ta awantura sprowadziła na dół z pokojów gościnnych na piętrze, rozpoznała tajemniczego przybysza. „Naprawdę chciał się dla mnie skasować” – Pomyślała – „Jakie to słodkie”.

2 komentarze do “30 grudnia

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s