31 grudnia

„Chociażbym szedł grubym jelitem, Symetryzmu się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Niepozorny, nawet trochę śmieszny człowieczek szedł ciemnym jakimś lochem i mamrotał te bluźniercze słowa, litanię każdorazowo kończąc przyłożeniem łańcuszka, zwisającego mu z szyi grubej i pokrytej jakby ptasim wolem, do spodni. A spodni tych bynajmniej nie owinął sobie wokół głowy, na przykład w ochronie przed słońcem, tylko zwyczajnie tkwiły one na chudym tyłku niezwykle podejrzanego jegomościa. Nieprzyjemnie było jak w zbankrutowanym Nowym Jorku o północy w erze przed Giulianim, co tylko zwiększało lęk i wzmacniało szumy tego paskudnego miejsca. Podłoże zdawało się ruszać, smród był przeokrutny.

„Kaka demona” – zanucił słabym głosem człowieczek piosenkę swej młodości, pieśń od której to wszystko się zaczęło i pstryknął zapalniczką. Nic się nie zmieniło. Ściany zdawały się zwężać, pulsowały jakby życiem, spływał z nich śluz, w zakamarkach czaiły się jakieś stwory niepodobne do tych ziemskich, pozostające w symbiozie ze złowieszczym labiryntem. Homunkulus wykonał dłonią tajne masońskie znaki i zgasił zapalniczkę – benzyny nie było dużo, zapomniał napełnić zbiorniczek przed rejsem, a teraz sam już nie wiedział, od ilu dni błąkał się w tych okropnych ciemnościach. Co gorsza, nie miał pojęcia jak długo to jeszcze może trwać.

– O Bahomecie, Bahomecie. Ile bym dał za kolejny pakt z diabłem! – Zakrzyknął, a echo odbijało przedziwnie jego słowa jako „Mahomecie, Mahomeeeeeecieeee”. W desperacji nie tylko marzył o kebabie, żałował wręcz, że nie profanował każdego piątku tym obcym kulturowo smakołykiem. Pożywił się okruszkami hostii i popił mszalnym winem. Było już mocno skwaśniałe, ale nie takie rzeczy pił w młodości i podczas orgii ku czci Złego.

Zdrzemnął się chyba na moment i nie wiedział, czy poszczekiwanie, które słyszy jest prawdziwe, czy dalszą częścią snu. Jazgot był coraz bliżej, a on jakby skądinąd znał te warknięcia. Pstryknął krzesiwem i zapalniczka ponownie zapłonęła. Zza zakrętu mrocznego korytarza wybiegł mały biały piesek, wesoło machając ogonem.

– Puciul, mój Ty Puciulku – Ucieszył się człowieczek, gotów natychmiast uściskać dzielnego czworonoga – To naprawdę Ty?

Cienie na żywych ścianach jaskini zaczęły się zmieniać. Człowieczy i tak malutki, kurczył się w oczach, natomiast psi potężniał z każdym uderzeniem serca, nabierając ponadczasowych cech Prawilka. Groźne kły wystawały z pyska już na kilka centymetrów, oczy cienia nie miały tak charakterystycznej dla Puciula dobroduszności, łyskając drapieżnie tropem wilka.

–  Lewiatan! O Lewiatanie! – Wrzask zlał się w jedno z posępnym wyciem.

****

Kolejna ofiara Trójkąta Bermudzkiego?

  • Zaginął statek.
  • Wśród możliwych ofiar Polak.
  • Powtarzam: Polak.

Jak informują światowe agencje na Morzu Karaibskich w godzinach porannych zaginął transportowiec HMS Pyton. Płynący pod rosyjską banderą statek ostatni sygnał wysłał o 3 rano czasu Greenwich, tuż przed wpłynięciem na wody tzw. Trójkąta Bermudzkiego. Prowadzący kapitan Miedwiediew nie donosił o żadnej pogodowej anomalii ani o awarii silników. Tuż po czwartej kontakt z mostkiem ostatecznie się urwał.

Ambasada rosyjska w Warszawie zdemontowała pogłoski jakoby na pokładzie „Pytona” przewożono rakiety termojądrowe do Wenezueli. Celem rejsu nie był również kanał panamski, a jedynie kurtuazyjna wizyta w Acapulco i Hawanie. Wiadomo jednak, że tym statkiem płynął, jako jeden z zaledwie kilku zaokrętowanych w Kaliningradzie pasażerów, Napalony W., były proboszcz plebanii w Wyszkowie i znany w światku warszawskiej bohemy aferał. Po rozpętaniu przez W. spekulacji maślanej warszawska kuria nie mogła dłużej tuszować wybryków niesfornego duchownego i wysłała go na misję do Republiki Dominikany.

Przypominamy, że Trójkąt Bermudzki jest fragmentem oceanu atlantyckiego na którym rzekomo od stuleci znikają statki, a od wieku także samoloty. Jedynym człowiekiem, który miałby powrócić z takiej wyprawy jest Stanisław A. Ziemkiewicz., z wykształcenia filolog języka polskiego, obecnie pracownik oddziału IPN we K. i autor trzytomowej monografii „Wielka Lechia na obrazach mistrzów Odrodzenia niderlandzkiego”, który w czasie stypendium naukowego w Princeton (pracował wówczas nad doktoratem „Sprawa Bolka a antycywilizacyjny terroryzm Różowych Panter”) udał się na ryby małymjachtem wypożyczonym, bez pytania właścicieli, z mariny w S. na Florydzie.

W miarę napływu nowych informacji będziemy uaktualniać tę stronę.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s