Telefon zadzwonił, kiedy akurat kończył ostatnią serię powtórzeń.
– Tak?
– 5 lat? Bierzemy!
– No ten sędzia lubi młode dziewczyny…
– Zadzwoń, jest umówione.
– Tak, oczywiście będę na polowaniu w niedzielę.
Atrakcyjna trzydziestolatka, może tylko odrobinę nazbyt kształtna, spojrzała na niego z odrazą. Szkoda, chciał babkę zaprosić na kawę, tak chwacko machała hantelkami. Jego ręce automatycznie wyciągnęły i połamały kartę telefonu. Nigdy by nie zabił niewinnego zwierzęcia. Na tych polowaniach zawsze dostaje najgorsze stanowisko i celowo pudłuje, aż cała szczecińska elita urządza sobie z niego podśmiechujki. Kiedy nie może usłyszeć. Trzeba będzie pojechać do Szwajcarii i ponownie przejrzeć segregatory w banku Rzaby. Zbyt długo siedzą na tych samych stanowiskach i się chłopom z babami nudzi.
Niegazowana woda smakowała paskudnie. Od czasu jak podupadł na zdrowiu odżywiał się wyłącznie organicznie, zero chemii, spał w potężnym namiocie tlenowym rozłożonym nad trumienką. No i drastycznie zmniejszył ciężary na siłce. Nie pomagało. Ciągle był jakiś taki rozdrażniony. W sumie mógłby sobie pozwolić na emeryturę i spokojne życie na wsi, na przykład na takiej Florydzie, ale wtedy na ulicach jego ukochanego miasta znowu wybuchłaby wojna o wpływy.
Jakże tęsknił za spokojnymi czasami, kiedy mógł bez problemu wycisnąć dwudziestokilogramową sztangę i był dumny jak Gagarin w przestworzach z tego swego rekordu, takim był wtedy szczypiorkiem. Siłownia składała się z jednej chałupniczo spawanej ławeczki w piwnicy, drążka, który ciągle wypadał i zestawu pięciokilogramowych ciężarków jeszcze Made in NRD. Spartakiada Młodzieży 87 była niezmiernie owocna dla miejscowego klubu ciężarowego, choć medalu żadnego chłopaki nie przywiozły – tak się wtedy koksowano na międzynarodowych zawodach, że połowa tych enerdowców jest teraz kobietami. Ale co ostatniej nocy znalazło sie w bagażu, to ich.
Z polskich zawodników też żyje już tylko, jak ostatnio liczył, dwóch. Janek wyszedł z prochów i poszedł do klasztoru, a potem gdzieś zniknął. Ponoć żyje z żoną i dziećmi na Podkarpaciu. Silny na dniach kończy wyrok, ale potem ma od razu iść do Gostynina, tak to załatwił. Nie po to ciężką pracą doszedł do tego punktu, by mu się teraz starzy pod nogami pętali. Głupcy, myśleli że całe życie będzie im latał po mieście, panienki załatwiał i samochody podstawiał.
Wziął mydło z dozownika i zaczął się namydlać. Jaka wtedy panika zapanowała, kiedy zaczęli znikać naprawdę mocni ludzie, a nie tylko łebki co latały z paczuszkami z jednej strony granicy na drugą. Ciała nie znajdowane albo znajdowane celowo, plotki krążące od najgorszych bandyckich spelun po nowo powstałe lokale dla biznesmenów w białych skarpetach, dym prochowy unoszący się po wystrzale. Potem, właśnie potem, obiecał sobie, że już nigdy do nikogo nie wystrzeli. No chyba, że do któregoś z tych z kurwe synów. Ale zwierzęta to nie, ni chuja. Gdyby miał spojrzeć w te ich oczy, tak nagle rozszerzone zrozumieniem i strachem, zrobiłby by to wszystko jeszcze raz. Dokładnie tak samo. Strzał i jednego bandyty na tym świecie mniej.
Wyciszona nienawiść znowu zapiekła. Niedobrze, gdzie dał tabletki? Przy takim stanie serca nie może się denerwować, konował ostrzegał ostatnio, że jeszcze jeden zawał i może być naprawdę niehalo. Może szkoda, że w areszcie śledczym nie mieli wtedy mydła w płynie, może całe jego życie wyglądałoby inaczej?
Spokojniej.