Senhor Ogarek jak co dzień spacerował sobie po plaży. Ubrany w trzyrzędowy garnitur jeszcze przed śniadaniem wyruszył w dwudziestokilometrowy marsz i teraz, kończąc pętlę, powoli zbliżał się do swojego czterogwiazdkowego hotelu, kiedy jego uwagę przykuło zbiegowisko tuż nad wodą. Pewnie znowu ocean wyrzucił jakiegoś morskiego zwierzaka: fokę, morsa, może orkę. Nie potrafił powściągnąć ciekawości, od małego była to jego jedyna wada charakteru, bo był człowiekiem uczciwym i powszechnie lubianym, i teraz przepychał się poprzez tłum, a tuziemcy, widząc biel skóry i nienaganny ubiór w tym 30 stopniowym upale, automatycznie rozstępowali się.
Jakiś dziw natury wypluł tym razem groźny Ocean i Senhor Ogarek aż się wzdrygnął na widok białego, bezwłosego, wyżartego przez sól dziwadła. Nie sposób było policzyć kończyn dziwnego tworu, a ilość macek była wprost przerażająca. Zdegustowany senhor Ogarek odwrócił się na pięcie, marząc o czekoladzie z najlepszego kakao na świecie, z delikatną warstwą cynamonu na krawędzi filiżanki, kiedy żywy dowód nieomylności Boskiego planu wydał chrapliwy dźwięk. Senhor Ogarek pochylił się w kierunku otworu gębowego stworzenia, modląc się by nie pomylił go z tym drugim, i usłyszał:
– Wody.
Zawsze się tego spodziewał. Ojczyzna go dopadła.
Senhor Ogarek był dobrym człowiekiem i ostatni tydzień urlopu spędził głównie przy szpitalnym łóżku rodaka, który z wolna zaczynał przypominać człowieka. Bardzo z wolna. Przesypiał cale dni, budząc się jedynie na posiłki, kiedy to wyżerał masło kilogramami, że aż Senhor Ogarek nie nadążał podbierać darmowych porcji z hotelu. I bredził, cały czas, śpiąc i na jawie, o pandach i nindżach, ładowniach statków wypełnionych księżym łupem, Brzuchu Bestii i małym białym piesku, pogromcy krzywd.
Senhor Ogarek odetchnął więc z ulgą, kiedy wsiadał do wyczarterowanego boeinga i nawet przez krótki moment pomyślał, sam siebie się wstydząc, bo był to bardzo przyzwoity człowiek przecież, że to kara za szczucie palmami w serwisach społecznościowych ciężko pracującego – albo i nie – koleżeństwa na Starym Kontynencie, któremu nie straszny śnieg po pas i syberyjskie mrozy oraz kotlet schabowy co drugą niedzielę.
Już w Amsterdamie, kiedy miał odebrać bagaż, podszedł do niego elegancki młody mężczyzną ze słuchawką w uchu i poprosił do pokoiku na zapleczu. Między bielizną osobistą Meneera Ogarka znaleziono kilkanaście malutkich masełek, a że indywidualny wwóz żywności do Unii Europejskiej jest zakazany dyrektywą Z1/G.HJK003 Pan Ogarek został, warunkowo, przekazany urzędnikom polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy od dawna chcieli sobie z Panem Ogarkiem przyjaźnie porozmawiać.
W brazylijskim szpitalu W. triumfował. Kiedy głupi Olędrzy łapali rzekomego przemytnika, minister Ziobro urządzał triumfalne konferencje prasowe, wpuścił – przez port w Szczecinie – na teren Unii wieleset ton tego strategicznego surowca. Rynki oszaleją, a on się zemści, zachichotał złowieszczo i natychmiast się rozkaszlał. Od małego miał słabe płuca..