El Señor Ogarek

Do celi wrzucono nowego więźnia. El Señor Ogarek nawet nie ruszył się swojego, z trudem wywalczonego, miejsca w celu. Miejscowi już jednak kłębili się nad nieprzytomnym mężczyzną, zdzierali z niego buty i koszulę, obrabowywali z ostatnich papierosów.

– Gringo, gringo! – El Señor Ogarek postanowił zwlec szacowne cztery litery z łóżka przy samiuśkim oknie i obejrzeć nowego białaska. Tłum największych zakapiorów z Zacatecas rozstępował się z szacunkiem. Spory był ten gringo, i na barku miał wielki tatuaż z jakby znanymi El Señor Ogarkowi motywami. Goła baba, puszka piwa i „Pogoń wiecznie żywa”. Tatuażysta był marny, bo gryf przypominał bardziej kurczaka, ale wszystko wskazywało na rodaka. Albo jakiegoś zwariowanego fana Ekstraklasy, taka perwersja to już trochę przesada, w którą żaden, dysponujący własnym rozumem, czytelnik by nie uwierzył. Wiec musi być, że szczecinianin.

El Señor Ogarek odwrócił głowę białego i mimo, iż oczy były podbite, nos złamany, a z zębów pozostała tylko górna lewa dwójka, jakby na pośmiewisko nadal tkwiąca w dziąśle jak sztandar przegranej sprawy, rozpoznał człowieka.

Osławiony Mecenas R. Ten sam, który niegdyś chciał go zostawić w polskim więzieniu, by sczezł. Teraz, z oddali od swojej trumienki i wszechpotężnych macek aferzysty W., wyglądał jakby go przejechał pociąg pancerny albo wpadł w łapy osławionej nabojki Ruchu Chorzów. El Señor Ogarek stanął w obliczu głębokiego dylematu moralnego, ale jako że był dobrym człowiekiem i hołdował staremu bandyckiemu kodeksowi honorowemu, a nie egoizmowi młodszych pokoleń, westchnął i wołając Estebana, siedemnastolatka, który się zaopiekował, do pomocy, zaczął obmywać R. z krwi.

„La Bestia Furiosa” – szeptali między sobą zabobonni Meksykanie, co do jednego wprawieni w porwaniach dla okupu i rozpuszczaniu ciał wrogów w kwasie, i wzywali modlitwami Najświętszą Śmierć na ratunek, widząc jak rany na ciele R. układają się w wizerunek dzielnego małego pieska, który przecież ostrzegał, by nie zawracać głowy jego Pani. W celi, wypełnionej wielodniowym, wieloletnim męskim smrodem jakby z miejsca zrobiło się chłodniej.

Więźniowie kubkami stukali o pancerne drzwi celi i recytowali nowennę do Czarnej Panienki. El Señor Ogarek spokojnie robił swoje, powtarzając w myślach nauki Buddy o człowieczeństwie i wybaczeniu. Mocniej ścisnął łokieć obmywanego, a ten jęknął. Znaczy się jeszcze za mało oberwał, pomyślał El Señor Ogarek i zaczął się zastanawiać, ile batonów może być warta ta góra mięsa. El Puciullo w grze zmieniał wszystkie biznesowe założenia i będzie musiał jak najszybciej zadzwonić do Tokio po nowe instrukcje.

3 komentarze do “El Señor Ogarek

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s