Lena, nie nazbyt kształtna trzydziestolatka, przedzierała się kolumbijską dżunglę. Był taki upał, że cienka koszulka kleiła się do ciała, a że stanik byłby w tym klimacie istną torturą, to jej biust prezentował się światu niemal w pełnej okazałości. Tu, na dalekim brazylijskim pograniczu podglądać ją mogły jedynie ciekawskie ptaki i lekko zbereźne małpiatki, na większe zwierzaki, na przykład na oddające się miłosnej rozpuście hipopotamy, miała przytroczony do obcisłych szortów skórzany biczyk. Niezwykle przydatny do okiełznania każdego napotkanego drapieżnego samczyka, arghh. Pewną, choć zarazem delikatną, ręką trzymała trzonek wielkiej maczety i z zapałem cięła liany każdym ruchem zbliżając się do spełnienia.
Słynna uniwersytecka badaczka przemierzała te dzikie ostępy w poszukiwaniu legendarnego Grubego Różowego, które to miasto opisał lubieżny ojczulek Bartolomeo Diaz Y Pelgrimo przed 450 laty jako nieledwie ziemski raj, w którym każde oczekiwania poczciwego człowieka są spełniane natychmiast i z radosnym uśmiechem na lekko spierzchniętych od wysiłku ustach. Wielkie sadzawki czystej wody służyły kąpielom cielesnym oraz duchowym, a wszystkie małe dzieci zaraz po narodzinach były odsyłane do babć. Jurny pasterz Syfilis grał na flecie, a rojne motyle upiększały sielankowe wzgórki, doliny i zakamarki kobiecego ciała.
(…)
Lena, ubrana w podróżny kostium, z wysoko upiętymi włosami i krwiście czerwonymi wargami, spieszyła się na samolot. W tym roku znowu się nie udało dokonać odkrycia, ale postanowiła jeszcze ciężej pracować nad swoimi umiejętnościami, tak by podczas następnej wydziałowej delegacji, zadowolić dosłownie każdego malkontenta. I każdą również.
– Senora, senora! Stop!!! – Usłyszała uczona i odwracając się, ze zgrozą odkryła, że ciągnie za sobą kokainowy ślad. Dwudziestocentymetrowy, tak pięknie podkreślający szczupłość łydki, obcas musiał się odkleić. Wołał ją potężny Mulat o rozbrajającym uśmiechu i mocno zarysowanej pale u pasa policyjnego munduru. Jego kolega, uroczy blondynek o urodzie młodego Brada Pitta, bawił się kajdankami. Pospołu skierowali kobietę do pokoju przesłuchań. Oby sytuacja nie eskalowała nazbyt szybko, pomyślała lekko tylko przestraszona Lena między dwoma mężczyznami.
Kiedy popchnęła drzwi pomieszczenia, pierwsze co rzuciło się w jej oczy to wygodna kozetka tuż obok stołu na dowody rzeczowe. Zegar ścienny wybijał trzecią po południu, a nad lotniskiem zawyły syreny próbnego alarmu. Lena załomotała długimi rzęsami, zamrugała oczami i…
… i obudziła się. Dzwonek telefonu niósł się w gabinecie […] na szwajcarskim Uniwersytecie […]. Bidulka znowu zasnęła podczas pisania pracy magisterskiej. W ten sposób nigdy nie dotrze do 37 strony. Co tam znowu napisano w internecie?
Widzę, że rozwój pisarski postępuje w zastraszającym tempie.
Brawo dla obiektywnego narratora.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jakże wierny opis głównej bohaterki! ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czy Lena załomotała czy załopotała czy też zatrzepotała długimi rzęsami? Jak zawsze pytam dla koleżanki!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Droga Nindżo1!
drzwi długie rzęsy nadrealność snu Marquez
w sprawie mandarynek nie jesteśmy w stanie nic uczynić. Są teraz w takich promocjach, że zawsze wykupią zanim zwleczemy się z orzecha.
PolubieniePolubienie
Drogi Autorze!
Koleżanka dziękuje za wyczerpującą odpowiedź!
W sprawie mandarynek: chyba z ich braku zaczniemy spożywać podwójne ilości proseczio!
PolubieniePolubienie