Na późnośredniowiecznych szlakach błędnych rycerzy mityczny założyciel słynnego szczecińskiego rodu Ptysch herbu Dwie Skrzyżowane Nagie Baby z Mieczami Katowskimi z Czapką z Bobra, uchodził za niewiele mądrzejszego od swego konia, a ten jego wałach był najzłośliwszym, najbardziej leniwym i nieposłusznym bydlęciem w całej chrześcijańskiej Europie i gdyby Mongołowie znowu chcieli odwiedzić Karpaty z pewnością uciekliby na sam widok zwierzęcia i w popłochu wrócili do swych miast, zbudowanych z czaszek i kości wrogów w umiarkowanym klimacie Azji środkowej.
Plotki i opowieści o Ptyschu krążyły po całym kontynencie, a strzępki tej wiedzy ruszały razem z monetą kruszcową na wschód, by po wiekach powrócić do cywilizacji Zachodu czy to w historii Sindbada Żeglarza czy to w tybetańskim micie o Yeti – tak to owłosiony był szanowny protoplasta, choć nie używał żadnych magicznych specyfików, poza nacieraniem się boczkiem przy każdej pełni księżyca – jednak z tego co było wiadomo zaczynał on swą karierę pod Grunwaldem, w wojskach posiłkowych najprawdopodobniej tatarskich; tam to tak obłupił się w krzyżackich taborach, że przyjął nową tożsamość germańskiego hrabiego, przez pierwsze dziesięć lat udając niemowę i burcząc jedynie jak niedźwiedź, aż tak nie miał zdolności do języków.
W następnych latach spotykamy Ptyscha podczas soboru w Konstancji, kiedy to szpiegował oficjalnie dla papieża, atak naprawdę dla Turków seldżuckich; brał również udział w wojnach husyckich, w kluczowym momencie bitwy pod Lipanami podpalając sprzężone wozy wyznawców Kielicha, a największy swój sukces dyplomatyczny odniósł pod Warną, kiedy to absolutnym przypadkiem ściął głowę króla Władysława, choć Turcy już rejterowali z pola bitwy, a sztandary Zachodu dumnie powiewały nad namiotem władcy Węgier.
Po tejże słynnej bitwie błąkał się Ptysch po calutkich Bałkanach, jako wróg numer jeden chrześcijan i pogardzany przez muzułmańskich zdobywców, wyrzucany z każdej kolejnej rozbójniczej bandy za przesadne pijaństwo i brak jakichkolwiek zasad moralnych – posuwał się aż do tego, by fałszować akty własności pobliskich kaszteli i wyzuwał wdowy z sierotami z ich własności – kiedy to postanowił zostać społecznym kuratorem pewnego szczególnie posępnego zamczyska w Transylwanii.
Powolny służący o imieniu Igor wielkim kołowrotem otworzył wierzeje i poprowadził Ptyscha do swej pani, a występny rycerz w duchu aż zatarł ręce z radości, tak niepozorna wydała mu się na pierwszy rzut – jakże błędny – pani całej posesji, choć miała piękne niebieskie oczy, to musiał przyznać i nie zwrócił nawet uwagi na kompletny brak murów obronnych gmaszyska, choć tu każdy chłopek budował wieżę z kamienia z rzymskich ruin i ogłaszał się banem z nienawiści względem najbliższych krewniaków.
By nie przedłużać zbędnie tej nieciekawej historii o nudnym herosie – choć adekwatny byłby w tym miejscu cudzysłów, to z wrodzonej litości go nie użyjemy – zamierzchłych czasów, stwierdzimy tylko w tym miejscu, iż dziewczyna miała wszelkie prawo, stanowione i zwyczajowe, w najmniejszym ze swych ślicznych paluszków, tak więc roszczenia Ptyschowe zwyczajnie wyśmiała, tak że ten się musiał upić, bo następnego dnia obudził się w krypcie, z potwornie bolącą głową, dwiema małymi rankami na karku i do tego jeszcze w trumnie, szczęśliwie na pół odsłoniętej.
Z dziedzińca niósł się radośnie głos gospodyni i szczęśliwe szczekanie, tak wyostrzyły mu się zmysły że rozpoznał po zapachu, małego białego pieska, a on leżał w porządnej dębowej skrzyni na istnym posłaniu z własnych włosów, wszystkie przez noc wypadły, wierny Igor już stał obok z kwaterką świńskiej krwi i szczerząc równy rządek 48 zębów oficjalnie przywitał go w rodowym zamku Batorych i z miejsca przeprosił za nocne ekscesy pradziadka panienki, który – jak to Igor starał się wyjaśnić – miewał niezdrowe ciągoty względem gości.
Piękne choć mocno paszkwilanckie
PolubieniePolubienie