Robot kuchenny

Čmielaku, Čmielaczku, jak ja ciebie kocham. Co za piękny prezent na Walentynki! – W olęderskim apartamencie ze schodami grozy rozległ się dyskretny dźwięk buziaków, otwierania proseczio i obierania mandarynek.

Čmielak, jak to Čmielak, był wybitnie zadziwiony, bo niczego nie kupował ostatnio i tak po prawdzie całkowicie zapomniał o najważniejszym święcie w roku, ale jak to mawiają doświadczeni urzędnicy państwowi: darowanej kopercie nie należy patrzeć w znaczki i nie otwierać przy świadkach, dlatego postanowił powściągnąć zadumę i spędzić wieczór jak najmilej się da. Zapowiadało się bynajmniej znakomicie.

Pudło z prezentem przez noc leżało na balkonie i tylko światełko routera w zapalało się cyklicznie.

***

Čmielak straszliwie klął następnego dnia po powrocie z pracy, bo prezent był zapakowany nie tylko w pudło, ale i w folię bąbelkową i otajpowany trzema rodzajami taśmy. To jeszcze nie koniec, bo pod tym całym tałatajstwem znajdowała się solidna pomalowana na czarno skrzynia, a kiedy ją w końcu udało się Čmielakowi otworzyć – łomem, choć już rozmyślał o użyciu przecinaka do metalu albo wręcz butli z gazem, narzędzi wykorzystywanych w pobocznym handlu używanymi rowerami – zgniły fetorek aż go odrzucił, a ze skrzyni wyciekły mechaniczne myszki. Chyba mechaniczne, bo nie miał ich jak wyłapać, tak szybko zniknęły na nabrzeżu. Cholerne gadżety reklamowe, pomyślał Čmelaczek.

Zabezpieczony ochronną warstwą gleby w skrzyni leżał, ni mniej, ni więcej, Robot Kuchenny R.2018, jak donosił w instrukcji, także w języku polskim, chiński producent „Najdoskonalszy z drugiej linii naszych robotów użytkowych”.

***

Nie był najpiękniejszy to sprzęt AGD na świecie, trzeba to uczciwie przyznać, ale okazał się wielkim wybawieniem w codziennym utrzymywaniu porządku. Może i azjatyccy projektanci nazbyt starali się upodobnić go człowieka, przez co z korpusu wyrastała niezbyt urodziwa łysa kula i  to z dwoma przesadnie spiczastymi uszami, a sztuczne kończyny pozostawały kruche i niezbyt kształtne, jednak sprzątał, gotował i odkurzał  na czwórkę z plusem. Czasem podnosił kanapę z Asią w sobotnie poranki, kiedy polerował podłogi tak, że nawet po chuchnięciu nie było najmniejszego śladu.

Nie trzeba go było w ogóle ładować. Noce spędzał w komódce obiecanej niegdyś w ramach stypendium pewnemu utalentowanemu pisarzowi, jednak ten grzdyl i huncwot jak dotychczas nie pofatygował się skorzystać z tej oferty.

***

Pierwsze coś podejrzewać zaczęły miejscowe koty. W ostatnich dniach drastycznie zmniejszyła się populacja mew, a jak wiadomo olęderskie mewy i olęderskie koty pozostają w wiecznej wojnie o tutejsze śledzie. I właśnie one, wielkie, zielone i pyszne z sosem olęderskim, poczęły w przerażającym tempie znikać z sieci rybaków. Tak jakby jakiś nieznany drapieżnik, groźniejszy ekonomicznie od foki i orki razem wziętych, je wykradał, pozostawiając ślady przedziwnej białej mazi, która na pewno nie była majonezem. Może śmietaną?

Kolejny zniknął chorwacki zbieracz makulatury, który kilka tygodni wcześniej wywiózł na wózku karton do skupu. Ten sam w którym R.2018 przybył do Olandii. Karton nie tylko zawierał pieczątki urzędu celnego w Banacie, ale również portu w Szczecinie oraz magazynu w Amsterdamie. Południowy Słowianin najpierw kaszlał i skarżył się na bóle gardła, schudł w pięć dni o cztery kilogramy, a następnie nie pojawił się w swoimulubionym lokalu z kuchnią etniczną i egzotyczną „U Juhasa”. Jakby rozpłynął się w powietrzu.

Na kartonie, zanim go przemielono w papierni, pisało „Najgorsza rzecz jaka nadeszła ze Wschodu”.

***

Od czasu, kiedy nowy robot kuchenny pojawił się w mieszkaniu, Asię dręczyły koszmary. Śnił się jej dworzec pekaesu w nieznanym jej osobiście mieście, ale jak najbardziej  polskim i to nie współczesnym, ale jakoś tak dwie dekady wcześniej. Pani w budce z zapiekankami wyraźnie miała chętkę na bladego młodziana z kitką blond włosów, po peronach snuli się żebracy i cwaniacy w mokasynach ze sztucznej skóry i z choinką, ale największą uwagę zwracał smutny mężczyzna z trumną. Którą próbował upchać do bagażnika autosanu, a wąsaty kierowca coś wykrzykiwał i groźnie gestykulował.

W tym miejscu sen się urywał i Asia szła do kuchni napić się zimnej wody. Każdorazowo musiała zamknąć drzwi na balkon, choć była pewna, że to zrobiła wcześniej. Kilka razy wydawało się jej, że R.2018 pochylał się na nią, śpiącą.

Pewnego popołudnia wypiła kilka dzbanków yerba mate z guaraną w zaprzyjaźnionej kawiarence, z mocnym postanowieniem niezaśnięcia w nocy. Čmielak chrapał więc jak to zwykle on, a ona nieruchomo czekała, przykryta ciepłą kołderką przysłaną notabene z USA przez mamusię Čmielakową. R.18 rzeczywiście się pojawił i blady jak śmierć próbował wyprawiać jakieś brewerie w okolicy szyi, jednak jakby jakaś straszliwa siła mu to uniemożliwiała

– Oleńka nie pozwala – R.2018 wyszeptał na wpół rozczarowany, na wpół szczęśliwy i nagle zaczął jeszcze bardziej przypominać człowieka, choć – musimy w tym miejscu przypomnieć – niezwykle brzydkiego.

Asia już wiedziała co robić.

***

W sobotę, w samo południe, kiedy Čmielak pojechał po choinkę – nie zdołała wymyślić lepszego pretekstu, ale jej umiłowanie iglaków było tak olbrzymie, że dzielny chłop ani nie mrugnął – a wczesnowiosenne słońce wesoło przypiekało, Asia rozwaliła kuchenny taborecik, chwyciła mocno jedną nogę i podeszła do komódki. Otwarła drzwi i z całej siły się zamachnęła.

Nie dała rady. Potwór, teraz, kiedy maski opadły, w pełni swej straszliwej urody, błyskawicznie powstrzymał atak i zaśmiał się opętańczo, a raczej próbował, bo złapała go czkawka.

– Musimy poważnie porozmawiać, moja droga – Powiedział R.2018, a może już zwyczajnie R.?, do dziewczyny i wyciągnął faktury. – Tu masz rachunki do zapłacenia, kochana,  nie myślałaś chyba, że pracowałem za darmo? I nie próbuj nawet pisać do Dziekana, mam go w małej… – Nikt nigdy nie dowie się w czym miał Dziekana R., ponieważ osławiony ten krwiopijca nie zauważył, iż w drugiej ręce Asia trzymała malutki srebrny krzyżyk, który właśnie spopielał serce niezwykle męczącego osobnika.

W tym miejscu kończy się więc epopeja R. z niezwykle solidnego rodu i już nigdy więcej nie zostanie wspomniany na kartach tej historii.

Pożegnajmy go minutą ciszy.

Żartowałem.

Fiesta, moi kochani. Każdy wyciąga co tylko może do picia!

3 komentarze do “Robot kuchenny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s