Obrona prałata

Po raz pierwszy usłyszałem o nim chyba w 2017 roku, ale pierwszy raz zobaczyłem – jak prawie wszyscy – dopiero zimą 2019 i to w telewizji. Wiele szeptano po kątach o jego dumnej postaci, inteligencji zwiastowanej wysokim, sięgającym karku, czołem, zwierzęcej wręcz pasji z jaką rzucał się na życie. Gwiazda Pomorza czytałem pod tażkiem legalTT, najlepsze co przyszło do Polski ze Szczecina od czasów carycy Katarzyny, cmokali z uznaniem tamtejsi smakosze wszelkich używek i rozrywek intelektualnych.

Na sali sądowej zamieniał się w mistrza rozważającego wszelkie ruchy z odpowiednim wyprzedzeniem. Zresztą śmiało mógłby zostać mistrzem Polski seniorów, gdyby tylko kilka wieczorów poświęcił podstawowym zasadom tejże szlachetnej gry, rozrywki królów i rozgrywki mędrców. Nauki pobierał od najlepszych. Osławiony boss Cosa Nostry Capablanka nauczył go wielu otwarć, w przebiegłości taktycznej szkolił go sam „Tygrys” Petrosjan, a rachowania nożem słynne wielonarodowe trio z Odessy Karpow, Kasparow oraz Spasski, cudowna zgroza polskiej transformacji, kiedy to wszyscy byli młodsi i z odrobiną odwagi mogli być bogatsi.

Bronił prałata. Choć w sali sądowej wszystkie okna pozostawały otwarte, na szczęście wiosna tego lata nadeszła wcześnie, co jednak nie skrywało faktu, że oskarżony pachniał  nieszczególnie, choć obsypano go kwiatkami. Po blisko dekadzie spędzonej w ziemi nie mógł najprawdopodobniej wyglądać lepiej, tylko nieliczni dobrze czują się w trumnie, co spowodowało, że kolejni adwokaci rezygnowali z obrony. Kiedy więc akta sprawy odesłał nawet młody prawnik z Gliwic, znany społecznik i komentator, sięgnięto po R. i przywieziono do Gdańska. W bagażniku. Od wczesnej nastoletniości promował taki sposób podróżowania.

Proces był wspaniałym popisem szczecińskiego mecenasa. Druzgoczące okazały się zwłaszcza zeznania chiromantki Arkadii D., która przemówiła głosem niemogącego osobiście składać wyjaśnień oskarżonego, a z ust jej płynął miód pitny – co mecenas od razu potwierdził własnoręcznie spisaną ekspertyzą – i unosiły się słowiki ze swoimi trelami. Seansu spirytualnego nie zaburzyły nawet głosy płynące znad stolika świadka, twardym niemieckim z polskim akcentem rzekomy papa oskarżonego rugał syna za nieposłane łóżko i źle schowany bębenek szturmowy. Oskarżony nie reagował, no chyba że jako  oznakę oburzenia uzna się odpadnięcie kości długiej przedramienia.

I tak to zmierzał R. ku pełnemu uniewinnieniu swego klienta, kiedy to w połowie mowy końcowej nadeszła katastrofa. „Każdy jest niewinny, dopóki nie zostanie uznany winnym, a nie jest w ludzkim umyśle taka decyzja możliwa” perorował, oskarżonemu aż odpadła żuchwa z wrażenia, kiedy nagle zamilkł, a cała jego sylwetka jakby się przepoczwarzyła. Rysy twarzy zrobiły delikatniejsze, wręcz ładne, a ciało bardziej kruche. R. zrzucił eleganckie mokasyny (z choinką) ze stóp, wzuł baletki i na oczach sędziego, publiczności oraz milionów widzów telewizji informacyjnych zatańczył partię Zaszczutego Łabędzia ze słynnego baletu polsko-bolszewickiego kompozytora.

Proces został przerwany. Oskarżony wrócił do grobu, jego obrońca do trumny. Obaj solidnie musieli odpocząć. W dalekim Jakatynburgu smutna staruszka płakała wspominając swą córkę, przedwcześnie zmarłą w tragicznym wypadku samochodowym Maszę, wyróżniająca się uczennicę miejscowej szkoły baletowej. O tak dobrym serduszku, że prosiła, by jej organy po śmierci trafiły w dobre ręce. Biedne dziecko.

W następnych dniach zniknęło z ulic polskich miast kilku szachowych arcymistrzów. Ale to już zupełnie inna historia.

6 komentarzy do “Obrona prałata

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s