Zdruzgotanie

Oklaski na szczęście zamierały i R., po trzykrotnym powrocie na salę i eleganckim dyganiu w podzięce, w końcu mógł udać się do garderoby i odpocząć po cokolwiek wyczerpującym wysiłku. Z wiekiem publiczne występy przychodziły mu z coraz większym trudem, zwłaszcza w gościach. Gdzie kanciapa na zapleczu zawsze była malutka, kawa etiopska, miejscowe piwo niedobre. Nie był już tym młodym prawnikiem tuż po studiach, kiedy to samym utokiem osobistym wygrywał każdą sprawę, spać mógł choćby tylko trzy godziny na dobę, by rankiem wstać wypoczętym i bogatszym o towar zrakietowany z łotewskiego TIRa.

Ściągnął perukę i udekorował nią specjalną drewnianą głowę, którą zawsze woził ze sobą. Chyba przynosiła mu szczęście, ta akurat peruka, zamówiona za studenckich czasów w samiuśkim Londynie, u mistrza Katza, którego rodzina wyemigrowała jeszcze przed Wielką Wojną spod Przemyśla, a i miejscowe prawo zwyczajowe preferowało taki styl. Zmył dyskretny makijaż pod oczami, z wiekiem wory robiły się coraz większe, wykrzywił zęby w zabawnym grymasie – coś lewa trójka górna marnie wygląda, złota koronka musiała się obluzować –  i przebrał w szlafroczek, by jednak odpocząć i oddać się cowieczornym rozważaniom o tradycji arystotelesowskiej w prawie cywilnym, który to temat go obecnie najmocniej intelektualnie fascynował.

Pukanie.

Miejscowy woźny wszedł z gościem. Ten wysoki, czarnowłosy, nawet przystojny, od razu ruszył do zalotów. Te chłopy na prowincji zero pomyślunku, żadnej finezji, z kultury to tyle, że się popstrykają najtańszym deo z Rossmanna, westchnął R. i odłożył miejscowego sikacza

– Całuję pięknie rączki panienki, pięknie panienka tańczyła w tym, no jak to było, „Jeziorze  słowiczym” no tego Kurta Weilla, partia Zdruzgotanej Słowiczki cudowna i, jakby to rzecz, onieśmielająca. Ulubioną kolację panience przyniosłem, bo ja żem wyczytał w Vivie, że panienka najbardziej lubi smakować miejscowe specjały, bo my to som kulturalne, nie żeby nie było, że światowa prasa do nas nie dociera. – Nawet nie miał zaczeski, a i brzuch w normie, ale namolny jak te wszystkie chłopy, których po czterdziestce dopada natychmiast kryzys wieku średniego i wariują na widok zgrabnych łydeczek w puentach, i kiedy rozmiar w płucach wizualnie przekracza ustawowe 90 centymetrów.

Z trudem się pozbył namolnego starucha, ten jeszcze gadał, że zawsze do usług panienki, oplem dysponuje, Wisełka taka piękna wiosną i może by na jakiś piknik my podskoczyli, teraz na wiosnę Zenek będzie grał na każdym świecie gminy w okolicy, aż w końcu R. dał biedakowi wielkiego całusa w policzek lewy i z trudem wypchnął poza drzwi.

Rozwinął prezent z folii aluminiowej i  dokładnie obejrzał. Ostry i wołowina. Wykosztował się dziadek. Westchnął. Mieszczanin piastowski, szlachta zagrodowa, żydzi sefardyjscy i Rusini prawosławni. Setki lat nieudanego eksperymentu, przypadkowego mieszania genów, cud że nie z ogonami biegają po świecie. Westchnął ponownie. Może to tournee po miastach powiatowych Mazowsza nie będzie takie złe i zaczął się rozciągać przed, absolutnie zbyt małym, lustrem. Krzesło z którego wstał, zdruzgotane, poszło w drzazgi. Też jak zwykle, w tych krainach podrabianych marek i dziejowej fuszerki, znowu utrącą mu z dniówki za naprawę.

5 komentarzy do “Zdruzgotanie

  1. No proszę!! Gdzie można kupić całość przygód R. von Ptysch? Bo nic ciekawszego od tego dziś nie znajdziemy!!!

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s