– No to ja lecę, papa – Asia sfrunęła z balkonu w drodze na cotygodniowe zebranie nindż albo inny babski comber, którego to tajemnego spotkania szczegółów Ćmielak wolał nie znać ani teraz ani nigdy w przyszłości. Jeszcze przez pięć minut gręplował wełnę. Na wszelki wypadek, gdyby ukochana zapomniała komórki albo zostawiła kominiarkę w domu. Dopiero kiedy zegar wybił kwadrans na szóstą z ulgą odstawił krzesło z nogami obwiniętymi trzema motkami wełny w najdalszy kąt pokoju, a sam oddał się temu, co Ćmielaki robią najlepiej na świecie: spaniu, łooojeeezowaniu, wciąganiu czekolady jagodowej i tym podobnym anojansom. W łojezusiowania był prawie mistrzem globu, jednak podczas poprzedniego turnieju finałowego zdyskwalifikowano go na podstawie donosu, oczywiście bezpodstawnego, pewnego zazdrosnego cywilisty ze Szczecina.
Rozłożył się więc Ćmielaczek na słynnej Kanapie i zaczął nawet obmyślać architektonicznie następnego bauwanka, tym razem z materiału trwalszego niżli śnieg, kiedy dzwonek do drzwi przerwał zapadanie w spokojną drzemkę. Raz drugi trzeci. Zły Ćmielak podszedł do drzwi, wyglądnął przez judasza, znowu dzieciaki zakleiły gumą do życia, otworzył więc.
Stał tu centralnie przed nim jakiś facecik, Ćmielak od razu poznał, że Polak – może po fryzurze na czeskiego metala, może po zębach nieleczonych, może po gębie durnej oraz pucułowatej z niemiecka bardziej niż ze słowiańska – aż w duchu jęknął z tego strachu wielkiego, który każdy Polak doznaje, kiedy spotka innego Polaka na obczyźnie i już już miał dać dwa euro typowi, kiedy ten szczerzy te swoje straszliwe zębiska i mówi w ten to oto ton:
– To jestem! – I z walizką się wpycha do mieszkania, i już z torby ptasie mleko wyciąga – ale nie wedlowskie, tylko tańsze, i już rozpytuje się, gdzie ta komórka na balkonie, gdzie zamieszkać ma, gdzie stroopwafle specjalne na tę okazję?
I w skarpetkach samych na werandę się ładuje, buty w przedpokoju leżą, tyle dobrego, ze nie czekał pacan na kapcie, tu mamy Zachód, to chodzisz boso, ale w ostrogach, choć może lepiej nie, bo parkiet porysowanym zostanie, kaucja przepadnie, i nie wystarczy białą farbą ścian odmalować przy wyprowadzce.
– Słabe to wifi, w Katowicach mamy lepsze – Typ ledwie co zawiasy komódki sprawdził, zaraz zaczął marudzić. – I na orzechu u nas cieplej niż tutaj, ten golfsztrom dziwne wariacje z pogodą wyprawia. Asia mówiła, że wszystko tip top dopięte, że wystarczy siąść i pisać jak na jakimś Rzabowym stypendium w Szikago, ale mi się te waruneczki na ten moment nie podobają, pozwolisz Ćmielaku, że skoczę sobie do Osnabruck obaczyć, czy azylu na pochodzenie nie dałoby się? – I już kreaturki podłej nie było, tylko chiński plecaczek za 5 złotych zabrał, torbę zostawił i ją Ćmielak mu musiał z balkonu zrzucać prawie że na łeb.
Odetchnął Ćmielka z ulgą i z tego brudu po spotkaniu z rodakiem, duchowego oczywiście tak bardziej, choć i nie pachniał zbyt dobrze ten rzekomy krajan, obmyć się postanowił pod prysznicem. I już włosy spłukał, i w ręczniczek się obwijał, kiedy dzwonek… Raz drugi trzeci. Porwał Ćmielak różowy szlafroczek Asi i do drzwi pognał ponownie.
A tam.. Tak, Polak znowu, ale inny, lepszego sortu trochę jakby, twarz i postura szlachetniejsze, no i dezodorantem pachniał, w szpraju takim. Ale i tak na pierwszy rzut okiem, choćby i nieuzbrojonym, Polak się Polakowi objawi jako Anioł Gabryjel Panience naszej Królowej.
– Czy mógłbym poprosić o pączki? Specjalnie z drugiego końca miasta przyjechałem, a tu mi delikatesy przed nosem zamknęli, zjadłbym krepla – eine berliner jak dziadunio gadał – a ponoć macie dużo?
Ćmielak zajrzał do lodówki, do spiżarki zaglądnął, nawet w łazience poszukał, wszędzie pustki jak na połaciach Syberii czekających dopiero na kolejny kontyngent powstańców polskich! Z rozpaczy ku Kanapie się rzucił i w jej czeluściach w końcu znalazł, może nawet zeszłorocznego, ale stał oto pączek jak dłoń wielki i z lukrem zastygłym w hałdzie zgrozy.
– Pięknie dziękuję – Pięknie podziękował mężczyzna i się nawet przedstawił:
– Ogarek jestem i muszę coś zjeść, żeby się wzmocnić, zanim do aresztu mnie zamkną. Znowu. – Uśmiechnął się cokolwiek szelmowsko i zniknął.
Zrezygnowany Ćmielak w dresik domowy – trójpaskowy, elegancja na co dzień, nie tylko na święta – się przebrał i już miał zasiąść na Kanapie i Bauwanka nowego szkicować, kiedy… Co będziemy się powtarzać? Raz dwa trzy. Zagrzmiał dzwonek.
– Dzień dobry – Ćmielak się grzecznie przywitał w polszczyźnie. – Czym mogę panu służyć?
– Dobry wieczór u nas tak bardziej – Skorygował trzeci szary mężczyzna tego dnia – Bo my mamy tu na celu spełnienie obietnic wyborczych i mam takie zapytanie do pana. Mianowicie ilu Polaków do mieszka?
– W …, mieście całym?
– Nie, w tym mieszkaniu.
– No ja i Asia.
– Sztuk dwie wpisać?
– Ja nie wiem, musiałbym zadzwonić. Niech pan wpisze półtorej.
– Dobrze, proszę parafować. Decyzja przyjdzie w ciągu dwóch tygodni, kozy do miesiąca.
– Kozy?
– No, państwowe, w ramach programu goat+ Nie czytał pan?
– Coś tam słyszałem, – Bąknął zawstydzony Ćmielak, który polityką, zwłaszcza polską, to się wolał w ogóle nie interesować.
– U państwa to będzie cztery i pół kozy żywej, i cztery i pół piecyka. Proszę jeszcze tutaj podpisać, no i tu. Gotowe. Dobranoc.
– Dobranoc.
Wyszeptał oszołomiony Ćmielak i postanowił nie ruszać się z Kanapy już nigdy, a przynajmniej tego wieczora. Dzwoniono, pukano, słonia zdaje się widział za oknem, podejrzewał, że wyborczego, ni reagował ni chuchu i w końcu zasnął.
– Kochanie jak spędziłeś czas beze mnie?- Obudziła go dopiero Asia. – I co z tą wełną?
****
– O to jest chłopak Starfadet! – Zrozumiała An. i z tego zdziwienia gruby debiutancki tom obiecującego młodego prozaika aż upadł jej pod ławkę. Dziewczę zarumieniło się z tego kulturalnego foux pas, szczęśliwie nikt nie zauważył kolejnego spektakularnego upadku literatury polskiej. Po parkowych alejkach spacerowały dzieci z bonami, dozorcy w mundurach zamiatali liście, odpowiadając na pozdrowienia oficerów i dżentelmenów w kaszkietach. Wiosna była tuż tuż.
słuszny kierunek obrał nasz Mistrz Adam!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dobre, choć R. ni ma za bardzo
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O i widać, że nawet pokazał się kulturalny bohater drugiego planu. Umie podziękować, pięknie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Como ya tienes tu propia cabra, ¿puedes dejar de ordeñar a mi cabra?
PolubieniePolubienie
Ćmelak is mijn buurman. Hij maakt prachtige idolen
PolubieniePolubienie
weranda to wybryk koncepcyjny. W tym przypadku megablokhaus, 3 łaźnie, salon, kino itp., ale bez werandy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba