Gibraltar

Godzina piąta minut trzydzieści
kiedy pobudka zagrała
grupa jeżalsów szła do cywila
niejedna żaba płakała

W koszarach jeżalsów jak co wiosnę rozbrzmiała w końcu słynna pieśń w akompaniamencie i wykonaniu zespołu Piesi – jej lider w późniejszym okresie życia niestety poszedł w politykę, co przyniosło pewną zmianę układu sił w jeżackim parlamencie, tak jakby nie mógł zwyczajnie pójść na cydrowy odwyk, wzdychały zgodnie co lepiej poinformowane jeże z przeciwstawnych światopoglądowo czasopism „Politeja” i  „Siatki” – Sierżant Międzyzjeż wydawał pierwsze dyspozycje, co bardziej opornych rekrutów uderzając trzcinką w wypięte grzbiety. Starsze roczniki, dla których wyjście z hibernacji na rozkaz nie było pierwszyzną, ogarniały temat dość zgrabnie, jednak koty marudziły i syczały nienawistnie, chcąc pospać przynajmniej do astronomicznej wiosny.

W powietrzu unosił się zapach zimowych bąków i nienacieranych od dawna balsamem kolców.

– Ruchy, ruchy – niosło się po norkach pododdziałów, podoficerowie dygotali przed nadejściem Starego z inspekcją, sam Międzyzjeż nie dawał po sobie poznać corocznej radości. Jego jeżalsi byli może chudsi niż wczesną jesienią i wymagali przynajmniej tygodnia ćwiczeń, by dojść do jako takiej dyspozycji bojowej, jednak koniec pracy w sektorze prywatnym. Tegoroczni kontrahenci byli szczególnie oporni w szkoleniu. Co gorsza jeden pozostawał stuporze i rodzina przemyśliwała o pozwaniu Sierżanta za doznany uszczerbek na zdrowiu. Choć na Clinta Eastwooda!, powinni dziękować Sierżantowi za każdą chwilę, w której nie muszą wysłuchiwać marudzenia tego pandzioszka, który zdecydowanie zbyt często upadał na głowę.

Dziesięciogodzinny marszobieg skończył się już po godzinie, a szum tupocących łapek niósł się ponownie po Lesie Kochłowickim i w całej dzielnicy ssaki dwunożne zaczynały wychwytywać ten wracający dźwięk, myły okna na Wielkanoc i malowały framugi na czerwono albo zielono.  W ramach ćwiczeń taktycznych część oddziałów czyściła Julka, największe chudziaki zostały obdarowane splądrowanymi w pobliskim warzywniaku jabłkami – tak naprawdę Sierżant Międzyzjeż miał umowę z jego właścicielami na dostawę skrzynek jabłek, ale rekruci nie musieli o tym wiedzieć –  i aktualnie robiły masę, część sił specjalnych już podejmowało akcję przeciw wypalaczom traw i jak ślubne wypalaczy zobaczą rachunki z izb wytrzeźwień, to ich tak pogonią nudelkulą, że hoho…

Najmłodsi z rekrutów, pierwszoroczniacy z sierpniowego naboru, rozpoczynali ćwiczenia w ramach zajęć taktycznych, mianowicie przeprowadzali grę wojenną nazywaną Gibraltarem. Jej reguły były proste. Siadywało się wokół umownie przyjętej skały albo dużego kamienia i tak długo w nią wpatrywało, aż ta upadała. Zwycięzca miał obowiązek wypicia naparstka wódki i kolejna grupa zaczynała ćwiczenie. Aż butelka była pusta. Najbardziej naprane z jeżyków pełniły potem nocną wartę, na tym polegał specyficzny humor Sierżanta i jego metody wychowawcze.

– Gdyby tak jeszcze mieć siły powietrzne – wzdychał Sierżant Międzyzjeż ze zrozumiałą tęsknotą wytrawnego startega, poprawiając hełm na głowie i gasząc papierosa – swego jedynego w roku – o podeszwy swoich czarnych glanów. Niestety ewolucja w dziedzinie nietoperków zawaliła strasznie, nadawały się co najwyżej do działań zwiadowczych i to nocą.  – A ptaki to straszne skurwysyny, choć się rodzą z jajek – Mamrotał stary wojny jeż, rzucając peta w zmierzch.

Niejednej żabie żal się zrobiło
niejednej serce załkało
że jej jeżalek szedł na Gibraltar
a jej bagnisko zostało

4 komentarze do “Gibraltar

  1. Dzień dobry. Czy Jeżalsi zostali obudzeni wcześniej, żey zdążyć przygotować paradę z okazji dnia kobiet? Oczywiście pytam dla koleżanki!

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s