Podróżny

Celnik starannie przeglądał paszport.

– R.? Z tych R.? – Zapytał w końcu.

– Si, Senor.- Zreflektował się po chwili. – Tak, proszę pana. – Starannie wydeklamował Podróżny.

Urzędnik nie wyglądał na szczególnie przekonanego, podszedł do wewnętrznego telefonu i wymienił kilka zdań z nieznanym* rozmówcą.

– Proszę za mną – Podróżny nie musiał rozumieć słów, wystarczył sam gest ręką. Przeklinał chwilę, w której kupił na czarnym rynku dokumenty tego akurat Polaka. Sam El Puciullo przekonywał, że są czyste, a ich właściciel już nigdy nie wychynie na powierzchnię. – To fizycznie nie-moż-li-we – dowodziła jego piękna opiekunka.

Korytarze portowego gmaszyska zakręcały, wiły jak ćpun na głodzie i Podróżny po dwóch pierwszych skrętach w prawo i jednym w lewo się zagubił w tym labiryncie. Aż wylądowali w szczególnie obskurnym zakamarku komory celnej. Pamiętające lepsze czasy linoleum, fikus zasadzony chyba jeszcze przez Mariana Jurczyka – w przewodniku Pascala była opisana historia tego odwiecznie piastowskiego miasta, Podróżny lubił wiedzieć jak najwięcej o celu nawet biznesowych podróży – pomalowane na brązowo drzwi bez żadnej tabliczki. I to go przeraziło najbardziej. W jego kraju…

Celnik dyskretnie zapukał i wepchnął podróżnego do gabinetu. Zza biurka zerwał się potężny grubas w wieku emerytalnym, z wąsem który uchodziłby za przesadny nawet w kapeli mariaczich i w koszuli niezmienianej chyba od upadku poprzedniego systemu, tak w pokoju jechało zastałym potem i dymem papierosów bez filtra. Grubas rzucił się do tulenia Podróżnego i zaczął tokować w swoim języku:

Witaj Rapierku kochany, długo coś ciem ostatnio na mieście nie widziano. Ale żeś chłopie wychudł na tych wakacjach, skóra i kości, jaka piękna opalenizna. Bez ciebie było tu ciężko, miasto się rozsypało, te pacany w sądzie nie wiedzą jakie wyroki wydawać. Konfidenci zasrani! Ale się pewnie świetnie bawiłeś z meksykańskimi senioritas na plażach Acapulco, co nie byku? A, wpadnij odwiedzić pułkownika, strasznie się martwił, chciał teczki odkopywać.

Podróżny z całego tego monologu zrozumiał tylko kilka powszechnie znanych na świecie słów, takich jak seniorita oraz konfident. W odpowiednich momentach wrzucał jednakże curva na naciskiem na rrrrrrr, które, jak przeczytał we wspomnianym wyżej przewodniku, w tym dziwnym kraju zastępowało pozdrowienie. Polacy są bardziej pojebani niż Argentyńczycy z tym ich „che” – zdążył zastanowić się Podróżny, kiedy grubas upakowywał go w taksówce.

Podróżny wysiadł w centrum Szczecina. Kierowca nie chciał napiwku, nie od pana bossie, zawsze do usług i odjechał swoim dziesięcioletnim białym mercedesem z nieprzebitymi numerami silnika, tak bezczelni byli polscy złodzieje**. Wyciągnął z kieszeni wydrukowaną jeszcze w Meksyku mapkę oraz wypełniony formularz programu GOAT+ i wszedł do urzędu miejskiego. Będzie udawać niemowę, to obmyślił już sobie na samym początku tworzenia planu.

Wieczorem tego samego dnia trzy kozy leżały, owinięte w folię bąbelkową, bezpiecznie w luku bagażowym – Podróżny rozmyślał o dokupieniu od razu kilku ton węgla, ale na śląski nie było go stać, a rosyjski bojkotował po aneksji Krymu*** – z kolei trzy żywe kózki w obszernej klatce przeżuwały trawę. Podróż kontenerowcem potrwa może i dwa tygodnie, ale Podróżnemu się nie spieszyło.

Już teraz wyobrażał moment w którym trzy uratowane kózki dołączą do potężnego stada na jego hacjendzie, bezpiecznym habitacie El Chupacabry dla rogatych bestii. Dwie większe ruszą przodem, a najmniejszą weźmie na barana**** i podpierając się kijem ruszy w kierunku słońca. Będzie jak Jezus.

Jesus Diaz Robledo, szef peonów w jego – El Chupo – majątku i zaufany kompan od samego początku programu czynienia kóz wolnymi y szczęśliwymi.

* Zawsze mnie, wnikliwego czytelnika, zastanawiało dlaczego narratorzy lubują się w podkreślaniu takich szczegółów. Zastanówmy się – bohater nie może wiedzieć, z kim rozmawia w tym wypadku celnik, to dlaczego narrator musi to jeszcze podkreślać? No chyba, że chciałby się popisać swą wiedzą i napisać coś o „nieznanym” więcej. To dlaczego tego nie uczynił?

** W tym miejscu trzeba po raz pierwszy podkreślić antypolonizm tzw. obiektywnego narratora. Już fragment ze słowem currva – Czy to kogokolwiek może rozśmieszyć? – wzbudzał niesmak, to zdanie jest poniżej godności. Nie twierdzę, że Polacy nie kradną niemieckich samochodów. Ale, pierwsze primo, w ramach reparacji wojennych, drugie primo –  z reguły w porozumieniu z właścicielem.

*** Znowuż uderza kompletny brak obiektywizmu u piszącego te haniebne słowa. Śląski, czyli polski węgiel, bo czegoś takiego jak Śląsk politycznie nigdy nie było i nigdy nie będzie, polski węgiel jest najlepszy na świecie, a Podróżny donbaskiego węgla nie był w stanie zakupić, bo zwyczajnie go w Polsce nie ma.

**** W tym miejscu autora ponownie poniosła grafomańska fantazja, nie wspominając o tym, że ogóle ten akapit jest niesmaczny i antypolski.

Z całego dzieła broni się jedynie passus o Pułkowniku, jednakże nawet w tym miejscu autor – zamiast przedstawić wnikliwą analizę o tym jak komunizm gnębił pokolenia Polaków i do dziś, jak hydra, unosi głowę – tworzy pastisz esbeckiej agentury,  dodatkowo umieszcza ją w latynoskiej tradycji caudillos, którzy – w odróżnieniu od generałów PRL – naprawdę kochali swoją ojczyznę i całym sercem bronili jej przed Czerwoną Zarazą.

KM („Od Rzepy”)

3 komentarze do “Podróżny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s