Nie pierwszy to raz Mały Be miał problem z promocją do następnej klasy lubo tego roku sytuacja była szczególnie koszmarna. Belfrzy jakby się uparli na Małego Be, a jeszcze wczesną wiosną strajkowali i teraz z trudem całe roczniki nadganiały program. Mały Be bynajmniej nie był głupi, słusznie uważał się jednak za dość tępego nawet jak standardy tego absolutnie przeciętnego gimnazjum na zapadłej prowincji. Jego pamięć mu pomóc szczególnie nie mogła, bo w tej cywilizacji wszyscy byli aż nadmiernie pamiętliwi.
Szczęśliwie miał kochających, upartych rodziców – w przyszłości sam takim ojcem nie będzie, co wiedział już wtedy – i wobec zagrożeń lufą z fizyki, języka ojczystego oraz zpt umyślono, że Mały Be przedstawi w ciągu tygodnia mały projekt.
Przed wysoką komisją stanął w najlepszej todze. Rodzice na wszelki wypadek ufundowali dwie magnetyczne tablice do sal lekcyjnych, więc miała być to tylko formalność. Fizyczka, zresztą zaawansowana eterystka, zadała kilka pytań o fizykę konwencjonalną, hebraista chciał wiedzieć jakich użył formuł do wprawienia całego układu w ruch, i tylko Młody Wiluś przyczepił się do kanciastej powierzchni sfer modelu. I kiedy mieli już umówioną czwórkę z plusem wpisywać do dzienników, tak by z każdego przedmiotu końcowa ocena podskoczyła na mierną, odezwał chemik, jako bezstronny obserwator włączony do komisji.
Wypatrzył coś na jednej z pomniejszych planetek modelu i z zabójczym uśmieszkiem zapytał biednego Małego Be:
– O widzę, że formę życia włączył pan do układu. Organiczną czy nieorganiczną?
Mały Be poczuł, że się poci. Byle tego nie zauważyli, w tak zaawansowanej cywilizacja jak opisywana, brak kontroli nad funkcjami ciała był kompromitujący. Ni chuchu nie planował żadnych form życia, jakiś owad musiał nasrać albo ociupinka krzemu się przyczepiła, czy innego świństwa. No cóż, miał 50% szans na dobrą odpowiedź. To nawet więcej niż w ruletce. Albo obstawianiu tutejszej ligi.
– Organiczną.
Chemik, znany piewca mechanistycznej koncepcji życia, aż cmoknął z obrzydzenia, jednak parafkę dał. Uszczęśliwiony Mały Be pożegnał się z belframi i szybciuteńko pobiegł do toalety, zapalić, dopóki godzina lekcyjna się nie skończyła i chłopaki ze starszych klas nie urządzają w kiblach polowania na młodziaków w potrzebie. Wszechświat wylądował w koszu na śmieci przy drzwiach. Byle do września!
W ten oto sposób Bóg Jehowa zdał do następnej klasy.