Nękany bezsennością i tęsknotą za Starym Kontynentem nocami jeździł pociągami po miastach Wschodniego Wybrzeża. Zwidywały mu się radzionkowskie familoki, z bliska rozmywające się w wiktoriańskie kamieniczki z czerwonej cegły. Świtem wędrował po najgorszych ulicach rozpadłych miast, bez strachu – miejscowi, widząc tajoną zgrozę w jego oczach, odpuszczali dziwnemu białasowi w śmiesznych dżinsach za pół dolara.
Było to w Baltimore.
Przemierzał, zgnębiony, kolejne miasto o infrastrukturze gorszej niż katowicka. Kiedy w oddali, prawie że na samym horyzoncie, zobaczył to. Właściwie To. „Wielki złoty Kutach” – Pomyślał zdziwiony -„Przecież to mit!” – Opowieść, znaczy się, stworzona ku pokrzepieniu serc albo cynicznie wygenerowana przez warstwę rządzącą, by lud wyklęty nie myślał o marnościach doczesnej codzienności. Coś jak liberalizm. Ale w tych Amerykach pono wszystko jest możliwe.
Szedł jak zahipnotyzowany, od Kutacha szedł blask niezmierny.
I przypadł znękany wędrowca na kolana, nieledwie modląc się do swego Totema. Dziwki i alfonsi, szeregowi gangsterzy i płatni zabójcy, sprzątacze ulic i stróże nocni kończyli szychtę. Narkomani budzili się, jeszcze przez kilka godzin na haju i ruszali w codzienne poszukiwania. Żaden z nich nie ruszał pielgrzyma. Nie pierwszy to raz doszło przy tym monumencie, Pomniku Katyńskim Mistrza Pityńskiego do Przemiany. Polskiego pojebaństwa bali się tu wszyscy, i wolni Negrzy czarni jak węgiel kamienny, i piękne Mulatki, co to ich prababki gwałciły całe pokolenia białych nadzorców i nawet, nieliczne już, irlandzkie zakapiory pukały się w głowę widząc tak ufnych katolików po skandalach pedofilskich za pontyfikatu św. Jana Pawła II.
Pierwszy promień słońca padł na sam czubek, czubeczek, czubeczunio pomnika.
Rzaba klęczał.
nie jestem tylko pewien jakiego to gatunku kutach…
PolubieniePolubione przez 1 osoba