Było tak czy nie było?

Widzę to jakoś tak. Przystojny mężczyzna, bliżej pięćdziesiątki niż czterdziestki. W autobusie. W dżinsach i sztruksowej marynarce. Obuwie sportowe na nogach. Siedzi na siedzeniach równoległych do okien. Od strony drzwi. Przegląda jakieś skrypty uniwersyteckie. Na dworcu w Bytomiu przesiada się do pospiesznego.

To Rzaba.

Profesor zwyczajny Politechniki Śląskiej w Kolegium Nauk Społecznych i Filologii Obcych.

Niegdysiejsza sława ściąga okulary z nosa i przeciera oczy jedwabną chusteczką. Szpakowate brwi wyżej przechodzą w srebrne pasma pośród niedawnej kruczarnej fali. Bardzo się postarzał od czasów, kiedy wykładał ekonomię potencjalną na jednym z uniwersytetów Ivy League i w niesławie musiał wrócić do Radzionkowa.

Oskarżenia były wymysłem, co potwierdziła nawet formacja obronna – cała!, miał niegdyś zdrowie ten Rzaba  – tutejszej/tamtejszej drużyny futbolu amerykańskiego, ale dziewczyna była córką senatora albo kongresmena, stare bostońskie pieniądze, bielsze niż śnieg na Śląsku w lutym, więc wylądował na bruku. Bez ubezpieczenia zdrowotnego.

Klęczenie przed wielkim złotym K. zniszczyło mu kolana.

Jak niepyszny jechał do Heimatu (nie mylić z Ojczyzną), z lądowaniem w Berlinie, a potem busem Sindbada do Kato. Jak w 93., wszystkie luki i miejsca między siedzeniami, wypełnione torbami. Ktoś taszczył nawet lampowy telewizor z 90 roku i naukowcowi nie było głupio, że wiezie ramkę do monitora, najcenniejszą rzecz po latach poniewierki. Pamięta, dał za nią 999 baksów w AppleStorze, teraz na Allegro chodzą po złotówce, no ale wartość sentymentalna.

Dni chwały.

Od Opola bus miał obstawę. Ślaskich rajderów. Haracz pewnie chcą wymusić od właściciela. Pomyślał Rzaba. I wrócił do czytania „Polsce jest wszystko jedno” Rafała Wosia. A jednak. Się mylił.

Ciemiężony naród czekał na niego. Wojewoda śląski przywitał Rzabę kreplami, solą i węglem – profesor niepotrzebnie brał tego hot doga na cepeenie na Bielanach.  Polityk zrezygnował co prawda z dubeltowego buziaka, ale w zamian załatwił etat. Cały katowicki dworzec klaskał.

Synek marnotrawiony wrócił curik.

Tylko co ja robię w tym autobusie?

I w tekście?

Grafomanię.

Jeżdżę po aglomeracji na darmowym bilecie.

Szukam hasioka, pod którym teraz Kamil wystawia swe buty.

1 komentarz do “Było tak czy nie było?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s