– Od małego bajtla to najbardziej chciałem być moździerzowym – Profesor huknął żołędziowym dupkiem o stół. – Siedziałbym sobie w takim no okopie, rozstawiłbym swoją maszynkę, szynkę z amerykańskiej konserwy wpierdzielał i czekał. Aż ruszyłaby ichnia ofensywa. Ja wtedy hyc taki pocisk w łapę i ładuję ją, ten tego pocisk, do lufy. I on wtedy takim pięknym łukiem wylatuje i rozbłyska sto metrów dalej i słychać tylko wrzask trafionych, ich kończyny z korpusami latają pięknie w powietrzu i opadają na głowy przerażonych kolegów. I tak fala za falą, tylko poganiałbym noszowych, by donosili nowe granaty, pyk pyk, kiedy skończyłaby się woda do chłodzenia, i skończyłaby się do picia, dzielnie siusiałbym na lufę aż amoniak by parował, pyk pyk granata, raz dwa trzy. I wtedy wypuściliby na mnie czołgi, ale ja bym się nie bał, tylko dalej łup łup granatem, żeby tamci podjechali pod pierwszy rów przeciwpancerny i wtedy odezwałyby się schowane na flankach zakamuflowane działa przeciwpancerne i by te wszystkie tanki w powietrze sru, a ja bym tylko się kulił w okopie, by urwane działa krzywdy najmniejszej nie poczyniło… Takie to patriotyczne wychowanie odebrałem.
– Jorguś, a to nosze wojsko by było czy jakieś inksze? – Zapytał Pan Radny i na stole wylądowała dama czerwona jak krew. – Ale że mieliśmy lepsze wychowanie, to fakt. Całe dnie graliśmy w fuzbal, w szkole wszyscy bimbaliśmy sobie równo i cieciowi ganialiśmy po cygarety. Po placu się chacharowało z kluczem na szyi i nikt nie słyszał o jakiś tam pedofilach, jak się kieremu przydarzyło to nieszczęście, to przynajmniej mógł pedzieć, że ma pierwszy raz już za sobą. Latawce puszczaliśmy. No i starych nigdy nie było w domu, matka w partii działało, no w Solidarności, stary dumnie nosił wpinkę ZMP, no opornik taki, tak to wszyscy byli politycznie zainteresowani. Kto dziś jeszcze puszcza latawce? Ruszyć się dupy na wybory nikomu nie chce i Polska wymiera…
– W tej twojej partii to wiedzą, że w 89 mieliście wyjechać na pochodzenie Pyjter, ino nie zdążyliście? – Rzekł Obwieś i zaczął liczyć punkty. – Martę ostatnio poznałem, wiecie?
– Taka blondynka? Ładna, ale wredna?
– Dyć, jakby ta sama.
– Bo one wszystkie takie są, te Marty.
Na karcianym stoliku wylądowała specjalność zakładu, hamburger ze wkładką mięsną. Jak się będzie miało farta, to z mięsną. Italo Disco Bar.
– Wiecie, że w Katowicach sprzedają burgery w cenie połowy trzynastej emerytury?
– Fandzolisz!
– Na grób matki przysięgom!
– Twoja matka żyje, belfrze!
– To fatra.
– Z czego te burgery? Ze słonia?
– Krowy. Ale argentyńskiej.
– A co, taka lepsza od naszej? – Zdziwił się Pan Radny – I to kupują ludziska?
– Ano.
– Ci co to ich nie stać, są naszymi wyborcami! – Triumfalnie zakrzyknął Pan Radny.
– A bodnij się w rzyć, Pyjter. Ciula tam, symetrystami zostają. Po nocach śnią o dostępie do krowy argentyńskiej, by na żywca swój kawałek wołowiny wykroić – Podsumował Profesor. – Jakby im liberałowie tę krowę dali, to by do śmierci głosowali. Albo głodowali. Takie to bezradne. Gadam ostatnio z młodymi, żeby mi trawę skosili, za piątaka, a ci tacy bezczelni, że co najmniej pięćdziesiątak i do tego ciepło jak diabli. To ja im mówię, że nie są przeca negrami, tylko białymi ludźmi, to mają całą misję cywilizacji za sobą. To mi taki odpyskował, żebym się pierdolił z tą cywilizacją, po maturze i tak śmiga do Holandii. Och, gdyby nie te komary w tych cisach, to ja bym im pogonił, ciulom jednym, kota. Na Sybir powinni iść, niech ich tam owady zeżrą, nie mnie.
– Niemiecki pradziadek za Polską głosował w 21, bo miała być krowa. Zwyczajna, łaciata – Rozmarzył się, widocznie zawieszony, Pan Radny. – I tak go Ruskie w 45 wywiozły do Donbasu, to ostatnio medal umęczonego przez komunę dostaliśmy od prezydenta.
– Zmarło się starzykowi na tej Małorosji? – Zainteresował się profesor.
– Gdzie tam, zurik wrócił. Nawet zegarek od Gierka dostał jak na emeryturę szedł. W 65 to było. – Żachnął Pan Radny. – Posrebrzany, a nie złoty, w lombardzie się okazało, kiedy zastawić chcieliśmy. Pierdoleni komuniści.
– Ale wiecie – Powiedział Obwieś, łakomym wzrokiem wpatrując się w resztkę burgera – jak się kurewa ostatnio przestraszyłem. Siedzę na kiblu i cieknie ze mnie dwu albo i trzystronnie. Patrzę, czerwone to wszystko jakieś i już sobie myślę: koniec Zyga igrania z kuchnią orientalną, do trumny warzywa żreć będziesz i robił pod siebie do woreczka, koniec z kebabami i chińszczyzną. Obwiesić się chciałem – Wybuchnęli śmiechem dwaj pozostali kumple – ale potem mi się wspomniało, że stara chłodnik, boćwinkę na obiad zrobiła i musiało mnie przeczyścić. – Zręcznie przetasował karty przed ostatnim rozdaniem. Była to talia pamiątkowa, ze zdjęciami zwycięskich generałów drugiej wojny światowej (na październik ’42) i sygnowana podpisem samego Paulusa.
Nie wiadomo, kto tego wieczora wygrał w szkata, bo to gra towarzyska, nie hazardowa!, zrozumiała jedynie dla uczestników, grano oczywiście na zapałki. Pan Radny na mopliku zajechał do ciągle budowanej willi dwie ulice dalej, Obwieś gdzieś się miał obwiesić, chociaż krzyknął „do zobaczenia do jutra!” kamratom, a Profesor wrócił do domu, gdzie sprawdził, czy matula już śpi. Nigdzie mu się nie spieszyło, pierwszy dyżur w podstawówce miał jakoś 25 sierpnia.