Rozmyślałem właśnie nad kolejnym rozdziałem mojej autobiografii twórczej, czy pisać mianowicie o latach szkolnych, czy w końcu przejść do triumfów i klęsk dorosłości, kiedy odechciało mi się po prostu wszystkiego. Otrzymałem mianowicie ultimatum od grupy NAJWIERNIEJSZYCH CZYTELNIKÓW i wobec tego skandalicznego wydarzenia postanowiłem zawiesić moje pisanie na czas absolutnie nieokreślony.
Wy już wiecie komu dziękować. Asiu.
Potem przypomniało mi się, że mogę się poświecić pisaniu na zamówienie i nadrobić kilka odcinków sagi fantastyczno-realistycznej o katowickim harpagonie Sprawiedliwości. Dołączam więc kilka fragmentów na dowód mej niewinności. Proszę się jednak nie łudzić, nawet gdyby mnie wszyscy błagali o powrót do super interesującej historii mojego życia, ten projekt uważam za ostatecznie zakończony.
Wy już wiecie komu dziękować. Asiu.
No to teraz mogę z czystym sumieniem wrócić do odysei Sondziego.
Powiadają, że nie można dwukrotnie wejść do tej samej rzeki ani zostać ponownie napromieniowanym tym samym pierwiastkiem, jednak Sondzia miał takie powiedzonka głęboko gdzieś. Zbiorek „Aforyzmy polskie i prawnicza łacina na co dzień” leżał na biurku, przywalony tonami akt i najnowszych rozporządzeń urzędniczych. Dlatego też ponownie opalał się na atolu Bikini, czekając na Lenę.
Tym razem zabezpieczył się znacznie lepiej, mianowicie wziął do bagażu podręcznego krem do opalania z filtrem 50! Ptaszysko zdaje się tęskniło za nim, bo samo podeszło do Sondziego, okazało się, że ma pięć łap i ogon, i ufnie położyło łepek na kolonach naszego bohatera, z których to kolan skóra właśnie zaczęła odchodzić całymi płatami. Ten zaczął machinalnie głaskać zwierzaka, marząc jednak o zupełnie innych krągłościach.
Tym razem Amerykanie nie byli już tak mili i choć podleczyli, to oznajmili, że jeszcze jeden taki numer i Sondzia wyląduje na liście 10 najbardziej poszukiwanych członków Al Kaidy. W pracy nikt nie zareagował na jego powrót i tylko góra akt, dotychczas bardzo spokojny stos teczek, w najdalszym kącie służbowej klitki wydawała jakieś dziwaczne odgłosy.
Sondzia westchnął i zaczął czytać artykuł o mistrzowskich szansach GieKSy. Ledwoń, Bała i Kucz na plakacie cieszyli się ze zdobytej przez Wojciechowskiego bramki. 95 rok, okazuje się, finalnie nie był taki zły jak się wtedy wszystkim wydawało.